Czarny smok wylądował cicho za kuźnią. Dwóch mężczyzn zsunęło się z jego grzbietu i zaczeli się rozglądać. Budynek był pusty.
- W porządku. - Czkawka powiedział, umieszczając metalowe pozostałości starego ogona na kowadle. - Możesz...?
Smok rozpalił ogień i Czkawka się uśmiechnął. - Dobrze. hmm, schematy...
Podszedł do drzwi i próbował je otworzyć. Musiał kilka razy pociągnąć, zanim się otworzyły.
- Głupie drzwi. - Czkawka wymamrotał, zanim zapalił świecę i wszedł do środka.
Gdy tylko wszedł do małego pokoju, stwierdził, że nie został on posprzątany. Wszystko było tak, jak go zostawił, od stosu papierów na biurku po rysunki pokrywające ściany. Wziął głęboki oddech. Nie wiedział, że to przyniesie tyle wspomnień.
- Czy wszystkie pokoje tak wyglądają?
- Chyba tak...
Postawił świecę na biurku i zaczął przeszukiwać stos. Rzucał papierami po całym pokoju, dopóki nie znalazł tego, czego szukał.
- No to zaczynamy.
- Ech, Czkawka? Nie powinieneś ich pozbierać?
Czkawka spojrzał na papiery porozrzucane na podłodze. Pokój wyglądał, jakby przeleciał przez niego mały huragan.
- Nie ma na to czasu. Poza tym, i tak tu nie przychodzą.
Zamknął drzwi i rozłożył papiery na biurku w kuźni.
- Jest trochę ostrzejszy niż stary, ale będzie dobrze działał. Mogę go zrobić z metalu, który wciąż mam, ale będę potrzebować więcej na pręt łączący.
- Tam są złamane miecze.
- Dobrze, wystarczą. Czy możesz znaleźć kawałek skóry?
- Oczywiście. Jak duży musi być?
- Eee, poczekaj. Myślałem, że mam... O tutaj! To są minimalne rozmiary - Wręczył Wrenlou kartkę papieru.
- W porządku. Masz pomysł, gdzie mam szukać?
- Nie całkiem. - Czkawka powiedział, gdy wkładał metal do ognia. - Możesz zajrzeć do zbrojowni. Z jakiegoś powodu zawsze trzymali tam skórę.
Wrenlou kiwnął głową i wyszedł z kuźni. Smok zaczął iść za nim.
- Nie dziewczyno, chcę, żebyś została z Czkawką. Możesz go uratować, kiedy ktoś go zobaczy. Mam na myśli, że bedzie hałasować.
Jak na zawołanie Czkawka zaczął walić w metal. Smoczyca zdawała się zastanawiać nad słowami, zanim wróciła do kuźni.
Zrobił to szybciej, niż się spodziewał. Właśnie ostudził ostatni kawałek i położył go z innymi. Potem przejrzał schematy, aby upewnić się, że niczego nie brakuje.
- Znalazłem.
- Boże Wrenlou... nigdy więcej tego nie rób! - Czkawka prawie upuścił młot.
- Przykro mi. Nie chciałem cię przestraszyć. Ale znalazłem to.
- Dobrze. Ja też skończyłem.
- Dobra, co zostało?
- Wytnij skórę we właściwy kształt i rozmiar i stwórz tunele, przez które przejdzie metal.
- Nie powinno to być zbyt trudne, prawda?
Czkawka potrząsnął głową. To była właściwie najłatwiejsza część całego procesu. Po zakończeniu postanowili wyczyścić kuźnię i odłożyć wszystko z powrotem na miejsce. Wrenlou był właściwie zaskoczony, że nikt nie zadał sobie trudu, by znaleźć Czkawkę, kiedy uciekł. Po tym Wrenlou sprawdził, czy wybrzeże jest czyste i wsiadł na Śnieżynkę.
- Chodźmy... Czkawka? Czkawka!
Czkawka biegł w przeciwnym kierunku z protezą ogona pod pachą. Wrenlou zaczął iść za nim ze smokiem.
- Czkawka! Gdzie idziesz! Musimy wrócić!
- Najpierw muszę gdzieś pójść.
- Czkawka...
Czkawka podeszła do domu oddzielonego od reszty, zbudowanego na dużym wzgórzu. Podbiegł do tylnej części i spojrzał w górę na małe okno. Położył ogon na ziemi i podskoczył, chwytając się krawędzi okna, zanim zaczął sie podnosić.
- Czkawka! Och, na miłość... Co robisz?!
Czkawka już go nie słyszał. Rozejrzał się po pokoju, w którym spędził większość swojego życia. Zobaczył biurko, wciąż w tym samym miejscu i wciąż pokryte kartkami. Łóżko, starannie wykonane. Zobaczył hełm na słupku łóżka, gdzie go zostawił i podniósł by go dotknąć. Odwrócił go w dłoniach. Nie był pokryty kurzem, jak się spodziewał. W rzeczywistości nic w pokoju nie było. Odłożył hełm i spojrzał na słupek łóżka. Wszystkie te nacięcia... Przesunął palcami po liniach i spojrzał w stronę zagłówka. Uśmiechnął się, gdy zobaczył małego Śmiertnika Zębacza, wciąż siedzącego na poduszce i podniósł go. To jest powód, dla którego tu przybył. Matka zrobiła to dla niego, jedyne co jeszcze mu po niej pozostało. Dobrze było znów mieć go w rękach, choć pamiętał, że był większy.
Nie, to on był wtedy mniejszy.
Wrócił do okna tak cicho, na ile pozwalała mu metalowa proteza i przesunął nogę za krawędź. Przez chwilę siedział tam. Potem skoczył na ziemię.
- Co tam robiłeś?! - Wrenlou syknął.
- Musiałem coś wziąć.
Czkawka podniósł protetyczną płetwę ogonową i wsiadł na smoka z Wrenlou. Śnieżynka rozłożyła skrzydła i wzniosła się w niebo.
- Cholera, Czkawka, przybyliśmy tutaj, aby naprawić ogon, a nie włamywać się do domów ludzi!
- Kiedyś tam mieszkałem, a mój ojciec nadal.
- Tak? A co byś zrobił, gdyby był w tym pokoju?
Czkawka otworzył usta, by odpowiedzieć, ale stwierdził, że nawet nie wziął pod uwagę takiej możliwości.
- Nie wiem.
- Nieważne. Co stamtąd wziąłeś?
- Moja matka mi to zrobiła. Zapomniałem zabrać go ze sobą, kiedy odlatywałem. To naprawdę jedyna rzecz, która mi po niej została.
- Przepraszam... ja... nie wiedziałem...
- Nie, jest w porządku. Masz rację. To było lekkomyślne i prawdopodobnie głupie, ale ja po prostu... musiałem to zrobić.
Wylądowali w zatoce. Szczerbatek podbiegł do nich, szczęśliwy, widząc że jego jeździec jest bezpieczny. Wrenlou podszedł do tlącego się ognia i dołożył do niego trochę drewna, przywracając płomień do życia. Czkawka nagle wydał serię przekleństw.
- Co jest?
- Pręt łączący! Zostawiłem go w kuźni! Powinniśmy po niego wrócić!
- Czkawka, nie. Słońce już wschodzi. Zobaczą nas. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdę po niego jutro.
- Ty? Dlaczego ty?
- Po pierwsze najprawdopodobniej będą ludzie w kuźni. Po drugie jedna osoba jest mniej widoczna. Po trzecie Szczerbatek wciąż nie potrafi latać, a Śnieżynkę znam lepiej niż ty.
- Tak, tak, w porządku. Masz rację. Przepraszam, to moja wina. Gdybym nie...
- Czkawka, to nie twoja wina. Rozumiem, że chciałeś zabrać jedyne, co zostało Ci po matce. Nie martwmy się o ten pręt, dobrze? Jestem głodny i zmęczony.
- Tak, ja też.
- Razem z Śnieżynką pójdę po ryby. I naprawdę powinieneś umyć twarz, bo jest pokryta sadzą.
Czkawka skinął głową, patrząc, jak odlatują, i przesunął dłonią po twarzy. Była brudna. Wcale nie można było temu zapobiec, w końcu taka była praca w kuźni. Spojrzał na wypchanego Śmiertnika w dłoniach i ostrożnie położył go w swoim namiocie na swoim łóżku. Patrzył jeszcze przez chwilę, a potem poszedł umyć twarz.
CZYTASZ
Return of the Dragon Rider (Wolno Pisane)
FanficDziesięć lat po nagłym zniknięciu chłopca, wioska o nazwie Berk, jest w ruinie. Za każdym razem naloty smoków są częstsze i bardziej intensywne. Ale wszystko się zmieni, gdy pewnej nocy zestrzelą Nocną Furie i jego jeźdźca...