Część 5

301 43 10
                                    

-Boże, nareszcie w domu! Już nie mogłem się tego doczekać- powiedział Andreas, kiedy Stephan zamknął za nim drzwi wejściowe. 

-Ja też nie mogłem się doczekać aż wyjdziesz. Nawet nie masz pojęcia, jak pusto i smutno mi tu było bez ciebie. Teraz pojedź do salonu i zobacz ile masz listów do przeczytania. 

Andreas z trudem kierował swoim wózkiem. Jego ręka nie była jeszcze w pełni sprawna, ale lekarz stwierdził, że to będzie dobra forma rehabilitacji. Na stole, kanapie i dwóch fotelach w salonie leżało kilka worków, po brzegi wypełnionych listami i paczkami od kibiców.

-Kochanie, mogę cię o coś poprosić?- Andreas krzyknął do Stephana.

-Zawsze i o wszystko.

-Zrób mi kawy. Tylko mocnej. Zamierzam to dziś przeczytać. 

Jak Andreas powiedział, tak zrobił. Zbliżała się już dwudziesta trzecia, a on płakał nad listem od jednej z kibicek. Dziewczyna pochodziła z małego miasta i miała talent do grania w piłkę. Niestety, lokalna społeczność nie dawała jej szans na granie. Wręcz szczuli ją, że kobiecie nie wypada grać w piłkę i ona nigdy nie będzie tak dobra w tym sporcie jak chłopcy. Jednak ona się nie poddawała i trenowała dalej. Pisała, że to właśnie Andreas był jej motywacją i idolem. Obiecywała mu, że nigdy się nie podda, ale on też musiał obiecać jej, że się nie podda i wróci na boisko za wszelką cenę. Obiecał. I zamierzał dotrzymać słowa.

-Kochanie, co ty tutaj jeszcze robisz?- zbliżała się druga w nocy, kiedy zaspany Stephan dołączył do Andreasa.

-Już kończę, jeszcze tylko trzy mi zostały. 

-Dokończysz jutro. Lekarz kazał ci odpoczywać. W tej chwili do łóżka.

-No dobrze. Zrobiłeś się gorszym służbistą niż moja matka, wiesz?

-Nie po to przez dwa dni znosiłem dźwięk wiertarek, żebyś teraz nie używał tej windy, którą ci tu zamontowali. 

Pierwsza noc we własnym łóżku minęła Andreasowi bez większych zaskoczeń. Jak zwykle budził się co jakiś czas, bo gorset był cholernie niewygodny.

Ale w końcu mógł popatrzeć na o wiele przyjemniejszy widok, niż puste, białe ściany szpitalnej sali. Obok niego był Stephan, który spokojnie spał i zaciskał dłoń na poduszce. Andreas kilka razy w nocy przekładał jego rękę przez swoją klatkę piersiową, bo był przyzwyczajony do takiego spania. Niestety, przez czas pobytu Wellingera w szpitalu, Stephan odzwyczaił się od takiego spania, czego Andreas nie omieszkał mu wypomnieć. 

-Całą noc chciałem żebyś mnie przytulił, a ty ciągle mi zabierałeś te swoje ręce. Czuję się ignorowany w tym momencie- powiedział Andreas, kiedy tylko Stephan otworzył oczy. 

-Nie moja wina, że nie miałem kogo przytulać i musiałem poduszkę trzymać.

-Przynajmniej wiem, że sobie tutaj nie sprowadzałeś żadnych gachów.

-Wypraszam sobie. To ty się przytulałeś do pielęgniarek. 

-Boże, jak ja się za tobą stęskniłem- Andreas uśmiechnął się i pocałował Stephana w czoło. 

-Ja za tobą też, ale jeszcze bym pospał. 

Niestety, jego spanie na tym się skończyło, bo Andreas tego dnia był umówiony ze swoim menadżerem. W czasie, kiedy Andreas z nim rozmawiał, Stephan poszedł na zakupy. Kiedy wybierał dla Wellingera żelki, usłyszał znajomy głos.

-Stephan? To ty?

Odwrócił się i zobaczył niewysokiego, brązowookiego bruneta, który radośnie się do niego uśmiechał.

USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz