Część 11

251 39 14
                                        

Andreas od samego rana tryskał dobrym humorem i rzucał żartami na prawo i lewo. Czuł się tak dobrze, że miał wrażenie, że zaraz wstanie z wózka i będzie mógł tańczyć. Przed tym heroicznym wyczynem powstrzymał go Martin. 

-Ej, ej! Bez takich. Ja rozumiem, że zaraz tutaj będzie Stephan i się cieszysz, ale nie pozwolę ci zrobić sobie krzywdy, jasne? Może ja jednak nie powinienem wyjeżdżać?

-Jedź. Obiecałeś swojej mamie, że jak będziesz miał wolne, to jej pomożesz. Masz teraz trzy dni wolnego. Przyda ci się odpoczynek ode mnie. Sam chętnie bym od siebie odpoczął. 

-Wcale nie jesteś taki najgorszy- powiedział Martin i poklepał go po udzie- Miewałem już gorszych szefów.

-No dziękuję za pochwałę łaskawco. Miło mi usłyszeć, że jednak "nie jestem taki najgorszy". A poza tym to myślałem, że mamy przyjacielskie relacje, a nie szef- podwładny. 

-Pewnie, że mamy- powiedział Martin, starając się ukryć w głosie złość, którą poczuł słysząc słowo "przyjacielskie".

Zostawił Andreasowi szczegółowe instrukcje, jeszcze raz przegadał z nim wszystkie ćwiczenia i aktywności, którym Andreas musiał się poddać i dopiero wtedy z czystym sumieniem mógł pojechać do swojej mamy.

Andreas co dwie minuty pisał wiadomości do Stephana, żeby dowiedzieć się gdzie jest. Komunikat "Już dojeżdżam" nie był dla niego wystarczający. 

-Andi, dostarczyłem twoją lepszą połówkę w jednym kawałku!- rozległ się głos Richarda i Andreas wreszcie mógł odetchnąć. 

Minęły dokładnie cztery i pół sekundy, kiedy Andreasowi ukazał się najpiękniejszy obrazek, jaki mógł sobie wyobrazić. 

-Kochanie, wróciłem! -oznajmił Stephan i posłał Andreasowi chyba najpiękniejszy uśmiech, jaki ten mógł sobie wyobrazić.

-Nareszcie!- odpowiedział Andreas i wyciągnął ręce, domagając się przytulenia. 

-Jak się czujesz? Nawet nie wiesz jakie mam wyrzuty sumienia, że pojechałem, a ty tutaj zostałeś, wiesz?- powiedział Stephan, kiedy próbował przygotowanego przez Andreasa indyka. 

-Dobrze się czuję. Martin mówi, że niedługo będziemy nawet próbować wstawać, więc nie masz się o co martwić ani o co obwiniać. Lepiej mi opowiadaj jak tam te wasze wystawy.

Stephan musiał się bardzo pilnować, żeby nie wygadać się przed Andreasem o Eriku. To nie był najlepszy moment na powiedzenie mu o tym. Stephan planował to zrobić, kiedy ich wystawa będzie w Niemczech i będzie mógł przedstawić Andreasowi Erika. Kiedy się poznają, to na pewno Andreas nie będzie zazdrosny.

Przyjazd Stephana do domu był trzymany w ścisłej tajemnicy. Wiedział o nim tylko Richard i Martin, bo zaraz goście zaczęliby kręcić się po ich domu, a ani Andreas ani Stephan nie mieli na to ochoty. 

-To gdzie teraz jedziesz?- zapytał Andreas, kiedy zauważył, że Stephan przysypiał na jego ramieniu, a nie chciał jeszcze kończyć tego dnia. 

-Do Francji. Przywiozę ci ten śmierdzący ser, który tak uwielbiasz.

-Ej, on wcale nie śmierdzi. Nie znasz się po prostu. 

-Dobrze, przywiozę ci, ale zjesz go dopiero jak ja stąd pojadę. Co ci się stało w nogę? Masz wielkiego siniaka.

-Aaaa, to nic. Jak przesiadałem się z wózka na łóżko przywaliłem w ramę- skłamał Andreas. Tak naprawdę próbował wstać, żeby na przyjazd Stephana móc chociaż stać o własnych siłach. Niestety, było na to za wcześnie i nogi nadal odmawiały posłuszeństwa. 

USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz