Część 22

210 35 12
                                        

-Zawieź mnie do niego- powiedział Andreas, kiedy Richard bezsilnie snuł się po jego kuchni- Przysięgam, zabiję gnoja.

-Zabijesz świnię, a pójdziesz siedzieć jak za człowieka. To się nie kalkuluje. 

-To chociaż obiję mu mordę. No błagam cię, coś muszę zrobić.

-Dobra, zawiozę cię do niego, ale tylko po to, żeby osobiście dać mu w pysk. Znasz adres?

-Tak, jest w papierach w sypialni. Zaraz przyniosę.

Andreas nie wiedział co miał robić. Nie wiedział czy powinien najpierw poharatać Martina za zrobienie i upublicznienie tego zdjęcia czy zająć się szukaniem Stephana, do którego na pewno te informacje dotarły. Postanowił, że najpierw zajmie się Martinem, bo przynajmniej znał jego miejsce przebywania. Miał punkt zaczepienia. 

-Wiesz coś o Stephanie?- Andreas nie mógł dłużej powstrzymywać się od zadania tego pytania.

-Niestety nie.

-Nie gadaj, że Karl nic nie ustalił. Na pewno coś wie, tylko nie chce powiedzieć.

-Nie, naprawdę nic nie wie. Dzwonił wszędzie gdzie tylko mógł, ale ślad po Stephanie zaginął. Może ten jego współlokator coś wie. Ten Erik czy jak mu tam?

-Nawet nie wiem jak mógłbym się z nim skontaktować. Jesteśmy! To ten dom- Andreas wskazał na duży, elegancki dom z brukowanym podjazdem i charakterystyczną pomarańczową skrzynką na listy. 

-Nie podjeżdżajmy pod dom. Zaparkuję po drugiej stronie ulicy. Na pewno chcesz tam iść?

-Chcę- Andreas już chciał wysiadać, ale Richard go powstrzymał.

-Czekaj, on się na pewno spodziewa, że przyjedziesz. Jak zobaczy nas przez wizjer, to nie otworzy.

-To co robimy?

-Masz jakąś kartkę? Rachunek czy cokolwiek.

-Mam tą z jego adresem. 

-Dawaj. I coś do pisania.

Richard złożył kartkę A4 w kopertę i napisał na niej dane adresowe Martina.

-Co ty robisz?

-Zasłonimy wizjer listem i powiemy, że to polecony. 

-Genialny jesteś.

-Wiem, teraz chodźmy.

Andreas wprawdzie jeszcze nie był w pełni sprawny, ale w tamtej chwili nawet te kule go nie spowalniały. Szedł pewny siebie i próbował przypomnieć sobie, którą rękę miał silniejszą. Zapukał do drzwi i czekał na reakcję. Jego serce z każdą sekundą biło szybciej.

-Kto tam?- zapytał Martin zgodnie z przewidywaniami Richarda.

-Poczta, polecony- odpowiedział Freitag, lekko modyfikując głos. 

Drzwi się otworzyły i w Andreasie wezbrała złość. Wepchnął Martina do środka z taką siłą, że chłopak przewrócił się i upadł na podłogę. Był przez chwilę otumaniony, więc Andreas miał czas żeby uklęknąć nad nim powoli, nie narażając się przy tym na uraz. 

-Co, nie spodziewałeś się nas? Ja też się nie spodziewałem zobaczyć siebie we wszystkich możliwych mediach w tym kraju. Zabiję cię, rozumiesz? Zabiję i poćwiartuję!- Andreas szarpał Marina za koszulkę i trzy razy uderzył w twarz. 

-Andreas, dość.  Już wystarczy- Richard odciągnął go od Martina i pomógł wstać. Trzymał Wellingera cały czas blisko siebie, bo widział, że jego przyjaciel miał też ochotę skopać swoją ofiarę.

-Pojebało cię?- zapytał Martin tamując krew cieknącą z nosa dłonią.

-Mnie?! Ciebie pojebało, że sprzedałeś to zdjęcie do mediów. Jakim prawem ty je w ogóle zrobiłeś, co? Przez ciebie teraz wszyscy o tym mówią i myślą, że rozstałem się ze Stephanem dla takiego śmiecia jak ty. Jak śmiałeś?

-Jak ja śmiałem? Jak ty śmiałeś?- Martin podniósł się i oparł o poręcz schodów- Rozkochałeś mnie w sobie, a potem udawałeś, że nic się nie działo i nie wiesz o co chodzi. Potraktowałeś mnie jak śmiecia, którym możesz się zabawić, a potem zostawić. Wielki pan piłkarz...

-Ja cię w sobie rozkochałem? Ciekawe jakim pieprzonym cudem, co? 

Na to pytanie Martin nie potrafił odpowiedzieć.

-Ja ci tylko odpłaciłem za to, co mi zrobiłeś.

-Rujnując mi życie?! Masz szczęście, że jeszcze chodzę z tymi pieprzonymi kulami, bo gdyby nie one to twój rozwalony pysk byłby najmniejszym problemem. 

-Wyjdź z mojego domu, bo zadzwonię na policję i zgłoszę pobicie. 

-Tylko spróbuj, 

-A, nie wiem czy wiesz, ale jest duże prawdopodobieństwo, że stracisz prawo do wykonywania zawodu. Z tego co wiem, to romanse z pacjentami w twojej profesji są zakazane- odezwał się w końcu Richard.

-Nie ośmielisz się tego zgłosić do mojego szefostwa.

-Nie muszę, na pewno zobaczą to zdjęcie sami. Strzeliłeś sobie w kolano, kolego. Chodź Andreas, jedziemy.

-Tak, jedźmy już. Nie będę sobie więcej brudził rąk- Wellinger powoli wyszedł z domu Martina. Nie zauważył, że Richard zawrócił i sam raz przywalił Martinowi w twarz. Odwrócił się dopiero kiedy usłyszał, że coś ciężkiego spada na podłogę. Okazało się, że był to Martin. 

-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać- powiedział Richard i wytarł krew z ręki w koszulkę. 

-Ładne uderzenie.

-Dzięki.

-To co teraz?- zapytał Andreas, kiedy siedzieli w aucie.

-Szukamy Stephana. 

-Jak?

-Słuchaj, mówiłeś, że Michael jest u swojego brata. Może oni będą coś wiedzieć. No ktoś musi do jasnej cholery, bo on nie zapadł się pod ziemię.

-Dobra, robimy jak chcesz, bo zacząłem się bać tego twojego prawego sierpowego. 


Stephan od rana przeglądał wszystkie możliwe strony w internecie i katował się oglądając to przeklęte zdjęcie. Rozstali się z Andreasem, ale nigdy w życiu się nie spodziewał, że po tych wszystkich latach, które przeżyli razem Wellinger tak szybko zastąpi go Martinem. Podczas ich ostatniej rozmowy, a w zasadzie to awantury, Andreas zarzekał się, że między nim a Martinem nic nie było. Jak się okazało kłamał. 

Telefon Stephana co chwila dzwonił. Zdjęcie Andreasa na wyświetlaczu za każdym razem raniło go tak samo, aż w końcu postanowił to ukrócić i wyłączył komórkę. Jego życie z każdą chwilą traciło sens, a kiedy zobaczył te zdjęcia miał wrażenie, że jego czas się skończył i nic dobrego go więcej nie spotka. Już nigdy się nie zakocha, już nigdy nikomu nie zaufa i już nigdy nie będzie szczęśliwy. Bo niby jak miałby tego dokonać? 

Żałował każdej sekundy spędzonej poza domem i żałował tego, że przez jego pracę został sam. Gdyby nie wyjechał, Andreas nigdy nie poznałby Martina i nigdy by się nie rozstali. Pojawiały się rozmowy o małżeństwie, ale skoro ich związek nie przetrwał nawet takiej próby, to jak mogli myśleć o jakiejś wspólnej przyszłości? 

Stephan chciał wziąć się w garść. Chciał przestać płakać i chciał przestać czuć ten ścisk w klatce piersiowej, który pojawiał się za każdym razem kiedy spojrzał na to pieprzone zdjęcie. 

Jeszcze ta cała szopka z mediami. Po co Andreas robił taki szum wokół siebie i pozwolił temu zdjęciu ujrzeć światło dzienne? Nigdy nie krył się ze swoim związkiem ze Stephanem, ale też nigdy nie upubliczniał aż tak prywatnych zdjęć i przede wszystkim nie robił tego w gazetach. Cóż, widocznie Stephanowi tylko się wydawało, że znał Andreasa.

USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz