Część 6

312 45 38
                                    

-No, strzelaj! Na oczy ci się rzuciło? No ruszaj się chłopie- Karl zbyt mocno wczuł się w granie na konsoli, przez co Richard dostał ochrzan, za zbyt wole ruszanie palcami na padzie.

-Nie denerwuj się tak, bo ci serce stanie- Andreas próbował uspokoić swojego przyjaciela.

-A ty nie gadaj, tylko graj, bo z wprawy wyszedłeś.

-Jak się nie ogarniesz, to dostaniesz leki uspokajające Andreasa- powiedział Stephan, który przyglądał się z boku popisom swoich kolegów.

-Oo, w sumie to jakbym popił je piwem, mogłoby być ciekawie.

-Ale one są w formie zastrzyków.

-Jeszcze lepiej. Szybciej podziałają.

-Te zastrzyki daje się w tyłek. Nic przyjemnego- powiedział z nieukrywaną satysfakcją Stephan.

-Potwierdzam- dodał Andreas i skrzywił się.

-Yyyy... to ja jednak podziękuję. Już nic nie mówię.

Karl i Richard wyszli dopiero około dwudziestej drugiej. W sumie to i tak odpuścili jako jedni z pierwszych, bo mama Andreasa wychodziła po północy, a absolutną rekordzistką odwiedzin była mama Stephana, która nawet została u nich na noc.

-Powiem ci szczerze, że zaczynam mieć dość tych ciągłych gości. Kocham ich wszystkich, ale naprawdę mnie to męczy- Andreas przyglądał się Stephanowi, który uzupełniał w łóżku jakieś papiery, których potrzebował w pracy.

-Wiem kochanie, ale oni się o ciebie martwią. A poza tym, to pamiętasz co powiedział Stefan? Masz się socjalizować.

-Ale chyba nie do tego stopnia. Chyba zrobię rozpiskę kto przychodzi w jaki dzień i powieszę ją na lodówce.

-Jutro nikt nie przychodzi, więc będziesz miał spokój.

-Chciałbym wreszcie gdzieś z tobą wyjść. To znaczy... ja wyjadę, ty wyjdziesz.

-No dobrze, tylko gdzie?

-Gdziekolwiek. Chociażby do głupiego parku.

-Okej, wyjdziemy. Nie ma problemu. No, nareszcie koniec i można iść spać. Stephan zgasił nocną lampkę i wygodnie się ułożył.

-A co z twoim wyjazdem?- Andreas swoim pytaniem zakłócił tą przyjemną ciszę.

-Nic, nie ma żadnego wyjazdu.

-Jak to nie ma? Masz jechać i koniec.

-Słońce, ja cię teraz nie zostawię. Nie ma nawet takiej możliwości.

-Słońce, a ja ci nie pozwolę tu zostać. To jest wielka szansa dla ciebie i nie możesz jej zmarnować przeze mnie. Masz się zgodzić na ten wyjazd i tyle.

-Andreas, zrozum, że gdybym pojechał to nie czułbym się dobrze wiedząc, że jesteś tutaj sam w momencie, kiedy najbardziej mnie potrzebujesz.

-A ja nie będę się czuł dobrze, jeśli zmarnujesz swoją szansę przeze mnie. Masz jechać i koniec. Jutro zadzwonisz do tego swojego szefuńcia i powiesz mu, że przyjmujesz ofertę.

-Nie ma mow...- Stephan nie dokończył, bo Andreas zaczął udawać, że chrapie co automatycznie kończyło ich rozmowę.

Stephan wiedział, że Andreas mu tego nie odpuści. Był cholernie uparty i choćby miał siłą wsadzić Stephana do auta, to pomimo jeżdżenia na wózku by to zrobił.

Rano Andreas przebudził się i próbował ręką namierzyć Stephana. Niestety, okazało się, że był sam. Nie chciało mu się przebierać, więc postanowił od razu zjechać do kuchni, która też okazała się pusta. Na blacie leżała tylko karteczka z napisem:

"Pojechałem do pracy zawieźć dokumenty i powiedzieć im, że podjąłeś decyzję w sprawie mojego wyjazdu. Wrócę około południa."

-Grzeczny chłopiec- powiedział Andreas sam do siebie i uśmiechnął się do liściku.

Stephan wszedł do domu równo o dwunastej. Cały czas zerkał na kartkę ze szczegółami jego wyjazdu i coraz bardziej był przekonany, że nie powinien tego robić. Bardzo niepokoił go jeden szczegół, o którym wypadałoby powiedzieć Andreasowi. Jego entuzjazm na pewno się skończy, kiedy się o nim dowie.

-Więc wygląda to tak, że Będziemy w dziesięciu krajach, przez dwa tygodnie w każdym. Do domu będę mógł przyjeżdżać tylko podczas przenoszenia się z jednego miejsca do drugiego i to też nie za każdym razem, więc to będzie dla nas uciążliwe. Na pewno jesteś w stanie to zaakceptować?

-Oczywiście, że jestem. Sam mówiłeś, że dałbyś się pociąć za ten etat, a teraz jedziesz. I to bez najmniejszego draśnięcia.

-Tak, ale wtedy byłeś zdrowy. Przecież ja nie będę myślał o niczym innym, tylko o tym jak sobie radzisz. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że ja sobie wyjeżdżam i zostawiam cię w momencie, kiedy najbardziej potrzebujesz mojego wsparcia.

-A od kiedy to ciebie obchodzą ludzie? Powiedziałem ci, że zatrudnimy kogoś, kto ze mną będzie. Jakiegoś rehabilitanta czy coś. Wszystko będzie dobrze. Nie takie rozłąki już przechodziliśmy, prawda?

Andreas po raz pierwszy od wypadku wyszedł z domu dalej niż do ogrodu. Potrzebował tego, bo zaczynał zapominać jak wygląda świat i ludzie. Ileż można oglądać Richarda i Karla?

W parku jak na piątkowe popołudnie było zaskakująco mało ludzi. Ale to nie było złe, bo przynajmniej istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś rozpozna Andreasa i zainteresuje się jego osobą.

-Boże, nie ruszę się stąd. Siłą mnie nie zaciągniesz- powiedział Andreas i odwrócił twarz do słońca.

-Nie zamierzam, bo mnie też się tutaj podoba. Rozmawiałeś ze swoim menadżerem o rehabilitacji i o tym, że będziesz potrzebował kogoś, kto z tobą zamieszka?

-Tak, pisałem mu o tym. Ma mi przysłać na maila CV ze zdjęciami tych, którzy zgodzili się na taki układ. Ale nie nastawiam się na jakiś wielki odzew. W końcu wiesz... ktoś będzie musiał praktycznie zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu.

-Na pewno znajdą się chętni. Zobaczysz, że będzie dużo opcji.

Stephan się nie pomylił. Andreas na swojego maila dostał CV czterdziestu sześciu osób, różnej płci, w różnym wieku i z innym doświadczeniem zawodowym. Razem ze Stephanem od razu zabrali się za przeglądanie i wybór odpowiedniego kandydata.

-Patrz, a może ta dziewczyna. Panna, bezdzietna, sportowiec z zamiłowania.

-No dobrze, ale ona jest świeżo po studiach. Nie wiem czy podoła, wiesz prawie nie ma doświadczenia- Stephan był sceptycznie nastawiony już do trzydziestego drugiego kandydata.

-A ten? Pracował z lekkoatletami, na pewno się na tym zna. W zainteresowaniach ma wpisane gry komputerowe i piłka nożna, więc nudzić się z nim nie będę.

-No na pewno. Jest zbyt przystojny i zbyt dobrze zbudowany, żebym wpuścił go do swojego domu i jeszcze zostawił cię z nim samego. Nie ma mowy.

-Chyba nie jesteś zazdrosny?

-Nie, ani trochę. Skąd ten pomysł?- odpowiedział ironicznie.

-A ta pani?

-Żartujesz sobie? Ona ma ponad sześćdziesiąt lat. O czym ty chcesz z nią rozmawiać?

-Też racja. O a ten chłopak? Popatrz, nie jest w moim typie, ma doświadczenie i interesuje się rysowaniem.

-Co znaczy, że nie jest w twoim typie?- oburzył się Stephan.

-To znaczy, że nie jest tobą- Andreasowi od razu udało się go udobruchać.

-Przejrzyjmy te oferty do końca i jak nikogo innego nie zaakceptujemy, to skontaktujemy się z tym chłopakiem. Wyglada na miłego.

Nie znaleźli. Ich oczywistym wyborem był dwudziestodziewięcioletni Martin.

USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz