Część 9

281 37 16
                                    




Stephan wiedział, że powinien powiedzieć Andreasowi o tym, co wydarzyło się podczas jego wizyty w Austrii. Wiedział, że Andreas i tak prędzej czy później się o tym dowie. Chociaż nie znał całej tej historii ze studiów Stephana, Leyhe mógł przewidzieć reakcję swojego ukochanego. Właśnie dlatego nie powiedział mu o tym, że wylądował w pokoju ze swoją uczelnianą miłością.

Erik był wysokim brunetem o błękitnych oczach i czarującym uśmiechu, którym Stephan od pierwszego spotkania się zauroczył. Było ono dość typowe. Erik szukał swojej sali wykładowej, a Stephan jako student drugiego roku postanowił mu pomóc i potowarzyszyć w drodze na siódme piętro, do sali numer 315. Tak to się zaczęło.

Kto by przypuszczał, że po tylu latach będą współpracować ze sobą przy jednym projekcie i co więcej spać w tym samym pokoju?

-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny, kiedy mnie zobaczyłeś- powiedział Erik i rzucając swoją walizkę na łóżko, opadł obok niej.

-Pewnie była podobna do twojej- odpowiedział Stephan z nutą rozgoryczenia w głosie. To miał być wyjazd jego marzeń, a nie dzielenie pokoju z byłym facetem i jakieś niezręczne sytuacje. O ukrywaniu tego faktu przed Andreasem nie wspominając.

-Ej, chyba nie jesteś na mnie zły. Nie miałem z tym nic wspólnego- odpowiedział chłopak i podniósł ręce w geście poddania się.

-Niee, po prostu nie spodziewałem się, że tak to będzie wyglądać. Jeszcze będę się z tym musiał kryć przed Andim.

-Czemu? Aż taki zazdrośnik z niego?

-Trochę jest zazdrosny, a ja nie chcę mu jeszcze dowalać. Nie dość, że go zostawiłem tam samego, a nie powinienem, to jeszcze miałbym mu teraz o tobie powiedzieć?

-Ale nie masz powodu, żeby się z tym kryć. Serio, to co było między nami się dawno skończyło, obaj jesteśmy w szczęśliwych związkach, więc potraktujmy to może jako przyjacielskie spotkanie i tyle.

Erik miał rację. Stephan nie miał powodu żeby się złościć na tą sytuację, a już na pewno nie powinien się złościć na Erika. Temat związku z nim był zamknięty od lat i w zasadzie to Stephan prawie zapomniał, że on istnieje. Nie zmieniało to jednak faktu, że Andreas nie musiał wiedzieć o nim i o tym, że mieszkają razem w pokoju. To nie była historia, o której Stephan chciał mówić Andreasowi przez FaceTime.


Dla Andreasa pierwsze ćwiczenia bez Stephana okazały się koszmarem. Nie było to kwestią bólu, który ciągle odczuwał, bo jego mięśnie nie funkcjonowały jeszcze tak jak należy, ale chodziło bardziej o jego psychikę. Od pierwszych sekund, kiedy obudził się w szpitalu, nie było nawet chwili, żeby Stephana przy nim nie było. Nieważne czy była noc czy był dzień. Nieważne czy Andreas rzucał w ludzi wszystkim co wpadło mu w rękę czy był otumaniony lekami uspokajającymi.  Nawet kiedy spał czuł, że Stephan trzyma go za rękę. Teraz jedyną osobą, którą miał obok był Martin. Andreas oczywiście doceniał jego pracę i zaangażowanie w opiekę nad nim, bo wywiązywał się z tego bardzo dobrze, ale jednak to nie było to, czego Andreas potrzebował.

-Ej, wszystko w porządku?- Martin wieczorem zajrzał do pokoju Andreasa, który nie do końca potrafił sobie poradzić z tęsknotą.

-Tak, wszystko spoko- odpowiedział Wellinger i z grymasem na twarzy podniósł się z poduszki.

-Boli cię coś? Jezus, przegięliśmy na treningu?- Martin od razu podszedł do Andreasa i zaczął przyglądać się jego nodze, która najczęściej dokuczała.

-Boli, ale na ten ból nic nie poradzisz.

-Ah tak, więc to taki ból. Stephanem nie jestem, ale jakbyś chciał pogadać czy coś to wiesz gdzie jestem. A! I na poprawę humoru mogę powiedzieć, że upiekłem ciasto z truskawkami, więc jakbyś jednak postanowił stąd wyjść, to zapraszam na dół. Zaraz może go nie być.

Dobra, ciasto zdecydowanie było lekarstwem. Przynajmniej w jakimś małym stopniu, bo Andreas i tak co chwilę zerkał na ekran swojego telefonu, czy przypadkiem Stephan nie wysłał mu jakiejś wiadomości. Niestety, wyświetlacz nadal nie przedstawiał nic więcej, niż ich zdjęcie z wspólnego wyjazdu do Maroka.

-Nie smakuje ci?- zapytał Martin, kiedy Andreas zamiast jeść wydłubywał pestki z zapieczonych truskawek.

-Nie, bardzo dobre.

-Zadzwoń do niego albo ja to zrobię. Nie mogę na ciebie patrzeć, jak jesteś taki smutny.

-Pewnie jest zajęty. Nie będę mu głowy zawracać.

-Nie spodziewałeś się, że aż tak źle będzie, co?

-Żebyś wiedział. Myślałem, że zajmę się rehabilitacją i sesjami ze Stefanem i nie będę tak tęsknił, ale to tak nie działa.

-Zapewnię ci rozrywkę, żebyś aż tak bardzo się nie męczył.

-Co na przykład?

-Hmm, mam w domu zapas gier planszowych i karcianych, kolekcję filmów na dvd i zestaw do wyszywania. Nie wspominając o szkicownikach i innych takich.

-A właśnie, bo ty lubisz malować. Nigdy mi nie pokazywałeś żadnych swoich prac. Chętnie bym jakieś zobaczył, jeśli nie masz nic przeciwko.

-Nie wiem czy jest w nich coś, co mogłoby cię zainteresować, ale jasne. Zaraz przyniosę.

Kroki Martina stawały się coraz cichsze, ale za to podświadomość  Andreasa zaczynała wydawać coraz bardziej wyraźne sygnały, że już dłużej nie wytrzyma niepewności i musi zadzwonić do Stephana. Właśnie miał wybierać do niego numer, kiedy Martin oznajmił, że już wrócił.

-Chwyciłem pierwsze lepsze, więc jakby było coś nieudanego to nie zwracaj uwagi.

-Ja nie potrafię narysować prostej kreski, więc dla mnie wszystko jest udane.

I faktycznie tak było. Z każdą kolejną kartką Andreas był pod coraz większym wrażeniem talentu Martina.

-Oooo, a co ja tu widzę- uśmiechnął się Andreas i pokazał Martinowi jedną z jego prac, która przestawiała drużynę Bayernu po zdobyciu mistrzostwa Niemiec- Wow, naprawdę podziwiam cię. Przecież to wygląda tak realistycznie jak zdjęcie.

-Dziękuję. Jak chcesz to walnę ci reprodukcję.

-Jasne, że chcę.

-Od razu wezmę się do pracy.

Martin zaczął rysować, a Andreas nadal przeglądał jego prace. Pomiędzy dość "zwyczajnymi" rysunkami jak na przykład kotem, co jakiś czas przewijały się takie, które Andreas odbierał bardzo osobiście, bo miał wrażenie, że opisują jego życie. Na jednym z nich był normalny, chłopak, który stał na wprost lustra, a jego odbiciem był krzyczący na niego diabeł. Dokładnie tak od czasu wypadku czuł się Andreas. Z zewnątrz wszyscy widzieli go jako silnego faceta, który radzi sobie z tym wszystkim co się wokół niego działo. Ale kiedy tylko on popatrzył na siebie, to widział w sobie właśnie takiego demona, który nie pozwala mu już wierzyć, że jeszcze wszystko się ułoży i będzie mógł wrócić na boisko.

Uderzyło go to ze zdwojoną siłą, kiedy po raz kolejny spojrzał na ekran telefonu i nie zauważył żadnego powiadomienia o próbie kontaktu ze strony Stephana. Ten diabeł zaczął wychodzić z niego coraz bardziej, bo jego anioł stróż zamiast być przy nim, spełniał swoje marzenia o karierze zawodowej. Andreas sam kazał mu jechać, więc teraz nie mógł mieć do nikogo pretensji.

Wellinger był zmęczony i poszedł spać. Martin kończył już rysunek i planował też udać się na spoczynek, ale o godzinie 22:31 ekran telefonu Andreasa nagle się rozświetlił i pojawiło się na nim zdjęcie uśmiechniętego Stephana, które oznaczało połączenie przychodzące. Martin na początku chciał olać temat i nie ruszać tego telefonu, ale coś go tknęło i kiedy tylko Stephan przestał dzwonić, ruchem palca skasował powiadomienie o nieodebranym połączeniu i wyłączył internet w telefonie Andreasa.

Nie tylko z Wellingera zaczynał wychodzić diabeł.

USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz