"Dzisiaj kontuzjowany Andreas Wellinger kibicował swoim kolegom z drużyny! To pierwsze zdjęcia gwiazdy Bayernu po dramatycznym wypadku, któremu niedawno uległ. Pomimo wózka inwalidzkiego Wellinger dawał z siebie wszystko i jego doping pomógł Monachijczykom wygrać. Napastnikowi jak zawsze towarzyszył wieloletni partner Stephan Leyhe".
Andreas przeglądał artykuły w internecie. Jego obecność wzbudziła niemałe zainteresowanie kibiców i dziennikarzy. Na szczęście nie musiał udzielać żadnych wywiadów, bo przez cały czas był pilnowany przez ochroniarzy i opuścił stadion dopiero po wyjściu kibiców.
-Może pizza na obiad?- zaproponował Stephan, kiedy wracali do domu.
-Tak, ale nie zatrzymujmy się nigdzie. Zamówmy do domu. Mam dość atrakcji na dziś.
-Wiesz, że zrobiłeś się strasznie aspołeczny?
-Wiem, Stefan też mi to mówił, ale nie poradzę nic na to, że nie mam ochoty na socjalizowanie się. Nie chcę żeby ludzie widzieli mnie na tym cholernym wózku.
-Dzisiaj widziały cię tysiące na stadionie i miliony w telewizji i internecie.
-Ale to jest zupełnie co innego. Oni wiedzą co mi się stało i wiedzą, że ja z tego wyjdę. Nie chcę żadnych "współczujących" spojrzeń w moją stronę.
Andreas poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Na początku chciał zignorować tą wiadomość, bo skoro nie była ona od Stephana, to nie była ważna. Jednak po chwili zastanowienia postanowił ją odczytać.
"Czy mój ulubiony pacjent już zrobił wszystko co miał zrobić na dziś?"
Martin chyba długo bez Andreasa nie mógł wytrzymać.
"Jasne, że zrobił. A nawet więcej niż powinien, bo był na meczu i poćwiczył siłę gardła, drąc się na pół stadionu"
"Aaaaaa, czyli to Ciebie było słychać u mnie w domu. Myślałem, że ktoś zarzyna łosia".
"Sam jesteś łoś!"
"Oho, już mam przed oczami to zmarszczone czoło i wydętą wargę. Foch poleciał :D"
"Żebyś wiedział, że poleciał. Dostaniesz za to jak się spotkamy".
Uśmiechanie się Andreasa do telefonu nie umknęło uwadze Stephana.
-Z kim piszesz?
-Martin pyta czy dzisiaj ćwiczyłem.
-Chyba się o ciebie martwi.
-To chyba dobrze, prawda?
-Bardzo dobrze- odpowiedział chłodno Stephan i przypomniał sobie szkice, które znalazł w pokoju Martina. Czerwona lampka, która tamtego wieczoru zapaliła się w jego głowie ciągle nie zgasła i jej światło wydawało się coraz bardziej intensywne- A słuchaj... on nie ma dziewczyny, prawda?
-Z tego co wiem to nie ma.
-A co jeszcze o nim wiesz?
-W zasadzie to niewiele. On nie mówi o swoim życiu prywatnym praktycznie nic, a ja nie chcę wyjść na jakiegoś ciekawskiego natręta. A czemu o to pytasz?
-No wiesz, chciałbym wiedzieć z kim zostawiam cię na tyle czasu. To chyba nic dziwnego?
-Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?- Andreas obrócił się na siedzeniu pasażera w stronę Stephana, żeby lepiej widzieć jego reakcję.
-Ja? Nie no, coś ty. Przecież ja tylko wpuszczam do swojego domu przystojnego i świetnie zbudowanego faceta, żeby opiekował się MOIM przystojnym i świetnie zbudowanym facetem i zostawiam ich samych na tydzień. Więc czy mam jakieś przesłanki do bycia zazdrosnym?

CZYTASZ
US
Fiksi Penggemar"Jedź, nie mogę pozwolić ci tutaj zostać. Poradzę sobie, a jeśli nie to najwyżej zatrudnimy kogoś, kto będzie mi pomagał". Czy te słowa brzmią jak początek końca? Tak. Kontynuacja "Love Policy" i "Only You".