Wszystko było przeciwko Stephanowi. Włączył telewizję i pierwszy program, na który trafił informował o "Nowym partnerze życiowym Andreasa Wellingera".
-Spierdalaj- krzyknął i rzucił pilotem w fotel.
Łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Czuł pulsującą krew w głowie i stale rosnące ciśnienie. Ta sytuacja zaczynała go doprowadzać do obłędu. Jego obawy na temat własnej poczytalności zaczynały być coraz większe. Dziękował Bogu, że nikt oprócz wtajemniczonych osób nie wiedział o miejscu jego przebywania.
Stephan usłyszał pukanie do drzwi. Najpierw chciał udawać, że go nie ma, ale wiedział, że on nie odpuści. Wyjrzał przez wizjer i zobaczył blondyna, który nerwowo ruszał nogą. Otworzył drzwi, ale nie zamierzał silić się na uśmiech.
-Cześć. Przyjechałem jak tylko to zobaczyłem. Jak się czujesz?
-A jak wyglądam?
-Źle.
-To czuję się trzy razy gorzej. Wejdź, ale uprzedzam, że nie jestem najlepszym kompanem do rozmów.
-Luz, możemy siedzieć i na siebie patrzeć, ale nie zostawię cię tu samego.
Stephan nie spodziewał się, że ucieszy się z tej wizyty. Miał doła i chciał być sam, ale jak się okazało potrzebował towarzystwa. Nie chciał dzwonić do Karla ani do Richarda. Zaraz zaczęliby go namawiać na rozmowy z Andreasem, który od rana zamęczał go telefonami. Miał nadzieję, że Michael nie będzie tego robił.
-I co teraz zamierzasz zrobić?
-Nie wiem. Zastanawiam się jakim cudem mam pojechać do niego po resztę swoich rzeczy. Nie chcę ich oglądać, ale też nie chcę żeby cokolwiek tam zostało.
-Może jednak warto by było tam pojechać i pokazać, że też sobie radzisz.
-Ale ja sobie z tym nie radzę. On mnie zna na tyle dobrze, że od razu będzie widział co jest grane.
-To ja już nie mam pomysłu. Jak chcesz to pojadę i ja cię spakuję, ale nie gwarantuję, że odzyskasz wszystko.
-Nieee, pomyślę jeszcze jak to rozstrzygnąć. Może Andreas tak mi się naprzykrza tymi telefonami, bo chce mi powiedzieć, że zrobił to a mnie.
-Dzwonił do ciebie?
-Tak, jakieś czterdzieści razy. Od samego rana wydzwania, aż telefon musiałem wyłączyć.
-A co będzie jak tu przyjedzie?
-Nie wie, że tu jestem. Wiesz tylko ty i Stefan. I tak ma zostać, jasne?
-Jasne.
Andreas nadal nie miał pojęcia gdzie jest Stephan i nie wiedział komu może ufać, kiedy mówi, że również nie ma o nim żadnych informacji. Myślał, że już gorzej być nie może do czasu, kiedy odwiedził go jego menadżer, który miał pretensje o niepoinformowanie go o tak istotnych zamianach w życiu Andreasa. Wellinger musiał się porządnie namęczyć, żeby przekonać go, że to zdjęcie zostało zrobione bez jego zgody i wiedzy. Przyznał się, że to właśnie przez uczucia Martina nie chciał kontynuować z nim współpracy.
-Musisz wydać oświadczenie. Ludzie mają prawo wiedzieć co się dzieje.
-Ale co mam tam napisać? Że mój rehabilitant to psychopata, przez którego rozstałem się ze Stephanem, a to zdjęcie jest zemstą za odrzucenie jego zalotów? Przecież to jest bez sensu, nikt w to nie uwierzy.
-A co ze Stephanem? Rozmawiałeś z nim?
-Nie. Ma wyłączony telefon, a ja nie wiem gdzie jest i zaczyna mi odbijać.
-Dobra, na razie odpuszczam jego kwestię, zajmę się tym szambem, które się wylało. Lepiej przez jakiś czas nie wychodź z domu i generalnie się nie wychylaj. Nie próbuj tego okręcać bez konsultacji ze mną, dobrze?
-Dobrze.
O czym on w ogóle mówił? Stephan go nienawidził, a on miał zajmować się tym co ludzie sobie pomyśleli. Niedoczekanie.
Richard postanowił odwiedzić Stefana. Był jego ostatnią deską ratunku.
-Cześć. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale sytuacja jest wyjątkowa.
-Domyślam się w jakiej sprawie przyszedłeś, ale ja naprawdę nic nie wiem. Nie rozmawiałem ze Stephanem już jakiś czas, dlatego raczej ci nie pomogę.
-Ty może nie, ale twój brat tak. Mogę wejść?
-Zapraszam.
Richard był zdeterminowany, żeby dowiedzieć się gdzie jest Stephan. Nawet jeśli nie miał zamiaru wybaczać Andreasowi to Andreas miał prawo mu wyjaśnić tą całą sytuację twarzą w twarz.
-Michael jest w domu?
-Nie, pojechał gdzieś- odpowiedział bez zastanowienia- Chcesz coś do picia?
-Nie, dziękuję. Michael nic ci nie mówił o Stephanie?
-Słuchaj, w ten dzień, kiedy się rozstali Stephan tutaj przyjechał. Nie mam pojęcia ile czasu tutaj był z Michaelem i co planowali, bo ja wróciłem do domu dość późno. Posiedzieli jeszcze trochę, aż w końcu Michael gdzieś zawiózł Stephana. Wrócił nad ranem i nic mi nie mówił. Wiem, że mają ze sobą kontakt i wydaje mi się, że Michael dzisiaj do niego pojechał, kiedy zobaczył to zdjęcie w gazecie. Niestety, nic więcej nie wiem, bo to jest bardzo delikatna sytuacja, biorąc pod uwagę ich dawne relacje i ja nie chcę się w to mieszać. Jedyna osoba, z którą mogę mieć coś wspólnego, to Andreas bo jestem jego terapeutą.
-No dobrze, ale nie wiesz gdzie on pojechał?
-Powiem ci, bo nie dasz mi spokoju. Są w jakimś domku letniskowym Stephana. Ale ja naprawdę nie mam pojęcia gdzie to jest. Nic więcej nie wiem.
-Ale ja wiem. Dobra, dzięki wielkie.
Andreas chciał się poddać. Miał dość tej sytuacji i powoli zaczął tracić nadzieję na spotkanie ze Stephanem. Postanowił powspominać i wyciągnął z szufladki album ze zdjęciami. Lubił oglądać te fotografie, zwłaszcza kiedy miał doła, a to po wypadku zdarzało mu się bardzo często. To bijące z nich szczęście zawsze dawało mu niezłego kopa.
Ale nie tym razem. Tym razem te zdjęcia sprawiały mu ból, nieporównywalny z bólem fizycznym, który towarzyszył mu nieustannie od kilku miesięcy. Widział ile stracił i dotarło do niego, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Już nigdy nie będzie tak szczęśliwy jak ze Stephanem, bo każdego człowieka, którego będzie mu się wydawało, że pokochał będzie porównywał do Stephana.
Usłyszał dzwonek telefonu. Zobaczył, że dzwonił Richard. Przez chwilę chciał odrzucić połączenie, ale był ciekaw co jego przyjaciel ma mu do powiedzenia.
-Będę u ciebie za pięć minut.
-Po co?
-Wiem gdzie jest Stephan.

CZYTASZ
US
Fanfiction"Jedź, nie mogę pozwolić ci tutaj zostać. Poradzę sobie, a jeśli nie to najwyżej zatrudnimy kogoś, kto będzie mi pomagał". Czy te słowa brzmią jak początek końca? Tak. Kontynuacja "Love Policy" i "Only You".