-Stephan, to się robi niezdrowe. Jedź do domu i odpocznij trochę- Karl próbował przemówić do rozsądku Stephanowi, który od dwóch dni nie odchodził od szpitalnego łóżka Andreasa.
-Nigdzie nie idę. Jak się obudzi, to będzie przerażony. Muszę przy nim być- odpowiedział przecierając oczy, które były już dosłownie przekrwione.
-Trzymają go w śpiączce, na pewno się nie obudzi. A poza tym, to jesteśmy przy nim my.
-Dokładnie. Jedź z Karlem do domu, a ja tu posiedzę i gdyby coś się zmieniło, to dam ci znać- Richard starał się trzymać pozory normalności i nie dawał po sobie poznać, że sam był załamany tą sytuacją.
Stephan dał się namówić. Odkąd pogotowie przywiozło Andreasa do szpitala, to Stephan cały czas siedział przy nim, albo na korytarzu, kiedy trwało jakieś badanie. Na zmianę musiał odbierać telefony od swoich rodziców i przerażonej mamy Andreasa, która kiedy dowiedziała się o tym co się stało, wsiadła w pierwszy samolot i przyleciała do Niemiec. Rzuciła swój kontrakt w Ameryce, pomimo tego, że Stephan prosił, żeby tego nie robiła dopóki coś się nie wyjaśni.
-Cześć Stephan, ja już jestem w domu, przebiorę się i jadę do szpitala. Powiedz mi dokładnie gdzie jesteś- Claudia brzmiała jakby właśnie myła zęby.
-Jadę do domu. Karl mnie siłą wyprowadził ze szpitala. Nie wiem po co, skoro ani nie zasnę ani nic nie przejdzie mi przez gardło.
-Daj mi go do telefonu, proszę.
Stephan zrobił to, o co prosiła go Claudia. Miał nadzieję, że kobieta przekona go, żeby odwiózł go do szpitala.
-No dobra, tak zrobię- powiedział Karl i oddał telefon swojemu przyjacielowi.
-To teraz do szpitala.
-O nie, mój drogi. Do żadnego szpitala. Jedziemy do twojej teściowej. Powiedziała, że ona się tobą zajmie.
-Chyba sobie kpisz. Nie ma mowy, zabierz mnie do Andreasa!
-Stephan, w takim stanie i tak mu się nie przydasz. Nie jesz, nie pijesz, nie śpisz... Ledwo stoisz na nogach. Chyba nie chcesz, żeby zobaczył cię w takim stanie jak się obudzi i oprócz złamanego kręgosłupa dostał też zawału serca?
Stephan w domu Claudii został zmuszony do wzięcia prysznica. Zrobił to tylko dlatego, że zagroziła mu, że jeśli sam nie pójdzie się wykąpać, to ona to zrobi. Pomimo tego, że bardzo ją kochał to wolał uniknąć tej kąpieli.
Potem zmusiła go do wmuszenia w siebie pizzy, którą zamówiła. Kiedy odmówił zaczęła go karmić. Z tą kobietą nie było dyskusji.
-Ale do zaśnięcia mnie nie przekonasz. I tak nie dam rady , więc możemy jechać do szpitala.
-Dasz radę, bo rozpuściłam ci proszki nasenne w wodzie. Za piętnaście minut, będziesz spał jak dziecko- uśmiechnęła się i związała włosy w kucyk- A teraz idź do pokoju Andreasa i się połóż. Ja cię na górę wnosić nie będę.
Działanie tych leków Stephan poczuł już jak wstał z krzesła. Jego nogi wydawały się być bezwładne.
Pokój Andreasa nic a nic się nie zmieniał. Odkąd zamieszkali razem, Stephan rzadko tam bywał. Przyjeżdżał jedynie po to, żeby podlać kwiatki, kiedy Claudia była poza miastem. Położył się na łóżku i skupił uwagę na bransoletce, która wisiała na lampce nocnej. Wziął ją do ręki i przypomniał sobie, że to w sumie dzięki niej zbliżyli się do siebie z Andreasem.
Przeszli przez tyle popieprzonych momentów, tyle kłótni i rozczarowań. Myśleli, że już teraz wszystko będzie dobrze, musiał się zdarzyć ten wypadek na meczu, który w zasadzie przekreślał dotychczasowe życie Andreasa.
Wellinger zaczął odzyskiwać świadomość. Najpierw usłyszał jakiś szum, a potem głos kobiety, która powiedziała, że wenflon już zmieniony i Stephan może wrócić.
-Dziękuję- odpowiedział i chwilę później Andreas poczuł ciepło na swojej dłoni.
Wellingerowi z wielkim trudem przyszło otworzenie oczu. Musiał to zrobić, bo nie miał pojęcia co się wokół niego działo. Jego powieki wydawały się ważyć tonę, ale poradził sobie z nimi i zobaczył, że leżał w białej sali szpitalnej. Nie mógł się rozejrzeć, bo miał na szyi kołnierz ortopedyczny. Wcale nie mógł się poruszyć. Jedyne co potrafił z siebie wykrzesać to ledwo wyczuwalne zaciśnięcie swoich palców. Ten minimalny ruch wyczuł Stephan, który natychmiast podniósł się na równe nogi.
-Auć, walnąłeś mnie w rękę- powiedział cicho Wellinger.
-Jezus Andi, nareszcie się obudziłeś. Siedzę tutaj już tydzień, a ty nawet nie drgnąłeś.
-Co się stało? Pamiętam mecz, a teraz jestem tutaj. I dlaczego nie mogę się ruszyć? Mam sztywną nogę i całą rękę. I po co to coś na szyi?
W końcu nadszedł ten moment, kiedy Stephan musiał powiedzieć Andreasowi co się stało. Musiał mu powiedzieć, że już prawdopodobnie nie wróci na boisko i być może nigdy nie będzie chodzić.
-Grałeś mecz i chciałeś uderzyć w piłkę głową, ale niestety wyskoczyłeś za nisko i ten taki wysoki, przypakowany i wydziarany typ... nie pamiętam jak on się nazywa na ciebie dosłownie spadł. On cię praktycznie zmiażdżył. Jeszcze potem jak się podnosił nadepnął ci na rękę i pękła ci kość, ale masz ją już zoperowaną.
-Ee, to nie jest tak źle, jak tylko rękę mam kontuzjowaną.
-No właśnie chodzi o to, że nie tylko rękę- Andreas znał tą minę. Znał ten wyraz twarzy, który wskazywał na to, że zaraz usłyszy coś o wiele gorszego, niż sobie wyobraża.
-Mów.
-Masz złamaną nogę i kręgosłup.
Słowo "kręgosłup" pobrzmiewało w jego głowie. Teraz nie tylko nie mógł się ruszać, ale też nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
-Czy ja... czy ja będę mógł grać?- zapytał w końcu.
-Jeszcze nie wiemy. Musimy czekać na wyniki jakichś tam bardzo szczegółowych badań, ale lekarze są dobrej myśli. Słuchaj, nie ma co się załamywać, wiesz? Jesteś pod opieką najlepszych specjalistów w kraju. Mało tego, ściągnęli do ciebie jakiegoś profesorka z Anglii, który podobno potrafi dokonywać cudów.
Świat Andreasa w tej chwili runął. Dopiero co zaczął się spełniać jako piłkarz, a już zostało mu to odebrane i to chyba w najgorszy możliwy sposób.
Został na moment sam, bo Stephan poszedł po lekarza i wtedy uderzyło go to z podwójną siłą. Jego życie zawaliło się w najmniej odpowiednim momencie. Chociaż czy na to był odpowiedni moment?
Rozmowa z doktorem Neumannem wcale nie poprawiła Andreasowi nastroju. W zasadzie to nawet nie dała mu nadziei na powrót do zdrowia.
Stephan wiedział, że nie będzie łatwo. Andreas już na samym początku stracił nadzieję i jeszcze bez jednoznacznej diagnozy chciał się poddać. Ale on nie zamierzał na to pozwolić. Zbyt wiele razem wycierpieli, żeby teraz jakiś pieprzony złamany kręgosłup mógł im przeszkodzić w szczęściu. Choćby miał sam postawić Wellingera na nogi to zamierzał to zrobić. Andreas musiał wrócić na boisko.

CZYTASZ
US
Fiksi Penggemar"Jedź, nie mogę pozwolić ci tutaj zostać. Poradzę sobie, a jeśli nie to najwyżej zatrudnimy kogoś, kto będzie mi pomagał". Czy te słowa brzmią jak początek końca? Tak. Kontynuacja "Love Policy" i "Only You".