Część 8

327 41 29
                                        

-Misiek, jak ty to zamkniesz, to wręczę ci medal- Andreas obserwował jak Stephan siłował się z walizką. 

-Zamknę, zobaczysz- powiedział i usiadł na klapie walizki. Po chwili udało mu się zasunąć zamek- Ha! I kto tu jest mistrzuniem?- skrzyżował ręce na piersi i zadarł nos do góry.

-No ty, ty kochanie. Chodź tu do mnie- Andreas poklepał się po udach i tym samym zaprosił Stephana na kolana. W ciągu ostatnich kilku miesięcy jego ukochany strasznie schudł i Andreas w zasadzie przestał czuć ciężar jego ciała. 

-Słucham?- powiedział i objął Andreas wokół szyi. 

-Będę za tobą strasznie tęsknił, wiesz? 

-Mam to odwołać?

-Nie! Ani mi się waż. Masz jechać tam i dać z siebie wszystko, jasne?

-Tak jest, generale. Ale tak poważnie, to ja też będę tęsknił i się o ciebie martwił. Nie powinienem wyjeżdżać i cię zostawiać. 

-Słońce, nie zostawiasz mnie. Ja wiem jak bardzo chciałeś jechać, więc dlaczego miałbym ci to uniemożliwić? Przez ten pieprzony wózek? W życiu. Masz tam jechać i dobrze się bawić. 

-Dobrze, tak będzie.

-Tylko nie za dobrze, bo masz do mnie wrócić. Ja mam wobec ciebie poważne plany. 

-Aż się boję zapytać jakie. 

-A na przykład wziąć z tobą ślub.

Stephan na początku myślał, że Andreas żartuje. Potem spojrzał na jego twarz i zobaczył, że on mówił poważnie. 

-Ty naprawdę o tym myślisz?

-No pewnie, że tak. Czy to nie brzmi cudownie? Stephan Wellinger. 

-Ejejeje, skąd pomysł, że przyjmę twoje nazwisko? Andreas Leyhe też ładnie brzmi.

-No dobrze, co tylko chcesz. 

-Ale wiesz, że to nie przyjdzie ci tak łatwo? Ja chcę romantycznych oświadczyn z pierścionkiem i gigantycznym bukietem róż. 

-Okej, ale poczekajmy aż będę zdrowy i będę mógł uklęknąć i ci się oświadczyć, dobrze?- uśmiechnął się do Stephana, bo znał odpowiedź. 

-Jasne, ale mam się tego nie spodziewać.     

-Spoko, tego możesz być pewny. 

Andreas z trudem powstrzymywał łzy, kiedy patrzył jak Stephan odjeżdżał spod ich domu. Martin stał przy nim i machał Stephanowi na pożegnanie. Wellinger już zaczął odliczać dni do powrotu Stephana. Nie był przyzwyczajony do tak długich rozstań. Nawet kiedy jeździł na mecze wyjazdowe, to Stephan zawsze do niego przyjeżdżał. Ich najdłuższa rozłąka trwała 3 dni. 

-To co? Gotować obiad czy wolisz pizzę?- zapytał Martin, wsuwając ręce do kieszeni swoich dresów. 

-Hmm, pizza. Tylko bez pieczarek.

-Alergia?

-Skąd wiesz? 

-Zgaduję. Ja też mam. 

Andreas coraz bardziej lubił  tego chłopaka. W sumie to nie miał wyjścia, bo przez najbliższe kilka miesięcy musiał z nim mieszkać. 

-Może chciałbyś pojechać do parku czy coś?- zaproponował Martin, kiedy po ich pizzy z salami i jalapeno nie został nawet ślad.

-Nie, dzięki. Moje ostatnie wyjście z domu skończyło się ewakuacją tylnym wyjściem sklepu, więc chyba daruję sobie takie atrakcje. Nie chcę cię narażać na jakieś krzywe akcje. 

-Oszalałeś? Nie pozwolę ci siedzieć w domu cały czas- powiedział Martin i wbił swoje zielone oczy w Andreasa- Jestem tutaj dla ciebie i nawet jeśli miałbym walczyć z fankami rzucającymi stanikami w ciebie, to zrobię to. 

-Jak dostaniesz stanikiem po głowie to zmienisz zdanie, ale dobra. Chodźmy do parku. 

Andreas był pełen obaw przed tym wyjściem. Park to otwarte przestrzeń, więc na dobrą sprawę to nawet nie mieliby gdzie uciec. Na szczęście na niebie pojawiły się chmury, więc większość spacerowiczów postanowiła wrócić do domów w obawie przed deszczem. 

-No i co? Jakoś nie widzę latających staników- powiedział Martin i rozejrzał się dookoła- Eh, szkoda. Tak się na nie nastawiłem. 

-Czekaj, chyba miałem tu gdzieś jeden- powiedział Andreas i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. 

-Wiesz co ci powiem? Podziwiam cię.

-Mnie? Za co?

-Za to jaki teraz jesteś. Po tym wypadku. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że będziesz przybity, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać, że będziesz zamykał się w sobie i w ogóle. A ty się uśmiechasz, żartujesz i walczysz. Skąd ty bierzesz na to siłę?- Martin wypowiadając te słowa nawet nie patrzył na Andreasa. Patrzył przed siebie, jakby wstydził się o to pytać. 

-Szczerze mówiąc to ja sobie z tym nie radzę. Ani trochę. Po prostu muszę utrzymywać jakiekolwiek pozory, bo nie chcę martwić Stephana. On nie rozumie tego, że dla mnie nie jest to takie proste i że czasem po prostu mam ochotę się rozryczeć i rzucić wszystkie te terapie, rehabilitacje i całe to gówno, bo po prostu nie mam na to siły. Ale dla niego muszę się trzymać i muszę z tego wyjść. 

-Spotykałem się już z wieloma kontuzjowanymi sportowcami, ale żaden się nie przyznał do tego, że już nie ma siły. Wszyscy grali twardzieli i udawali, że wszystko jest super. Odważny jesteś- dopiero po tych słowach popatrzył na Andreasa, który odwzajemnił to spojrzenie. Zobaczył w oczach Martina zrozumienie. Zupełnie tak, jakby on nie tylko chciał go pocieszyć, ale pokazać, że wie o czym Andreas mówi. 

-Nie potrafię ukrywać tego co czuję. Jeśli jestem zły, to po prostu będę zły. Nie będę mówił "Nie, wydaje ci się". 

-Ale dla Stephana się trzymasz? 

-Dla niego to ja bym zrobił wszystko. 

Martin posmutniał, a Andreas postanowił nie drążyć tematu. Stwierdził, że jeśli Martin będzie chciał mu coś opowiedzieć, to na pewno to zrobi. On nie lubił być nachalny i nie lubił kiedy ktoś był nachalny wobec niego. 

Wieczorem zadzwonił Stephan. Brzmiał i wyglądał jakby nie spał przez kilka nocy. Nawet koszulkę od piżamy założył sobie na lewą stronę. Opowiadał, że mieli pilnować rozkładania wystawy, ale stali przez pięć i pół godziny w korku, więc kiedy przyjechali do hotelu jedynym marzeniem całej ekipy było położyć się do łóżek. 

-A co tam u was? Jak sobie radzicie z Martinem?

-W porządku. Byliśmy na spacerze w parku, na obiad była pizza. Jutro mamy jechać na tą salę gimnastyczną poćwiczyć trochę. Może uda mi się już chociaż na parę sekund stanąć na nogach- Andreas wpatrywał się w szkliste oczy Stephana. Wprawdzie widział je tylko na ekranie telefonu, ale i tak go rozczulały. 

-No to świetnie, kochanie. Chciałbym już wrócić do domu i być z tobą, wiesz?

-Ja też bym chciał żebyś wrócił, ale jeszcze bardziej chcę żebyś zrobił to o czym marzyłeś, więc teraz proszę iść spać, żeby jutro wstać wypoczętym. 

-Chyba tak zrobię, bo już ledwo cię widzę na tym ekranie. To dobranoc słońce. 

-Dobranoc. Bardzo cię kocham, wiesz?

-Tak? To fajnie, bo ja ciebie też- odpowiedział i wysłał Andreasowi buziaka, na co Wellinger się uśmiechnął i zakończył ich rozmowę. 

Próbował wygodnie się ułożyć, ale bez Stephana nie było to możliwe. Chyba czekało go teraz kilka nieprzespanych nocy, zanim przyzwyczai się do spanie samemu. 


USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz