17¢|| Rozdział 17

1.2K 45 19
                                    

Nie zwracajcie uwagi na tego gifa, porostu przejdzcie do czytania :*

+ WAŻNA NOTKA
--------______------_______-------

Czarodzieje nie potrzebowali mieszkań, gdyż teleportacja nie trwała za wiele. Szczerze, w kilka chwil stali już przy twierdzy Froyck z 15 wieku. Mało kto wiedział, co takiego kryją jego mury, a grupa ze Scamanderem na czele także wliczała się w to grono. Bethany szukała po całej bibliotece najróżniejszych wiadomości o owym zamku, ale nic nie znalazła. Innego zdania może być Valeer, który dowiedział się o wiele więcej niż sądził...

- To tutaj mieszkał Salazar Slytheryn. - tłumaczył, wskazując palcem na inicjały oraz Herby na murach.

- Istniała tam Uczelnia Magiczna Froyckengerg, takie studia wyższe dla tych, co skończyli Hogwart, Beaubatox, Durmstrang lub Ilveermoy ( nwm jak to się pisze ~ dop. aut.). Inne znane mi szkoły są w różnych zakątkach świata, Japonia, Peru, Wenezuela, Australia i Tanzania, są  na tyle małe, że są nazywane kolokwialnie "mini Hogwartami".

Monolog Albusa dudnił w uszach Scamandera. Podeszli bliżej, jednak chowając się w cieniu drzew.

- Uczelnia Magiczna Froyckengerg szkoliła czarnoksiężników z całego świata. Zapewne dlatego to właśnie miejsce wybrał sobie Dr. Deepe...

Faleen jak gdyby nigdy nic podeszła bliżej upiornej bramy. Bethany złapała ją w ostatniej chwili za rękaw, a skrawek szaty dziewczyny odbił się od szarej bariery otaczającej twierdzę.

- Zaklęcia ochronne są niezwykle silne, zapewne Black sam je rzucał.

Newt zmarszczył czoło. Coś mu tu nie pasowało, gdyby to była kryjówka czarnoksiężnika posiadałby straże lub wartowników... Cokolwiek.

- Czyli jak mamy zamiar się tam przedrzeć? Zapukać?

- To nie taki... - Eleonora ucichła pod wzrokiem Dumbledora. Postanowiono, że idealnym wyjściem, a raczej wejściem z tej sytuacji będzie próba zdjęcia zaklęcia przez kilku z nich.

Najstarszy z tam zebranych zaczął. Jego czar był szkarłatny, obszerny i z pewnością skomplikowany. Dołączył do niego Valeer, błękitnym ostrzem wbijając się w szarą zasłonę. Następnie bracia Eleonory z nią na czele zaczęli zdejmować urok. Kawałek miejsca został im przydzielony, a Lestange pod postacią nieśmiałka przedarła się przez kilkunastu milimetrowe przejście. Zrozumiała, że przez kilka chwil będzie musiała iść sama.

Tak też uczyniła.

Przemieniła się z powrotem w ludzką Bethany. Błądziła długo po zakurzonych, ciemnych korytarzach, nie śmiąc pisnąć ani słowa. Grobowa cisza ją przerażała. Z każdym krokiem wydawało jej się, że jakiś złoczyńca wyha tuż za rogiem.

Zaczęła gubić się w gąszczu skrętów i tuneli. Coś jej podpowiadało, że jest coraz bliżej Dr. Deepe, lecz nigdzie go nie słyszała. Idealnie blokował swoje myśli, chociaż nie mogła tego powiedzieć o jego ludziach.

W mig wyczuła brudne myśli jednego z opryszków w pomieszczeniu obok. Weszła tam bez zastanowienia.

Ujrzała jakby salę więzienną. Znajdowały się tam różne cele, zapełnione po brzegi jeńcami. Z przerażeniem dostrzegła kilka już nieżywych osób. Najwyraźniej byli to mugole.

- Drętwota!

Wszyscy strażnicy leżeli jak dłudzy na zimnej posadzce. Podeszła do zszokowanych, wygłodzinych więźniów. Pomogła im wyjść, uprzednio każdemu po kolei kasując pamięć z ich pobytu tutaj. Kiedy wszyscy się ocknęli wmówiła im bajkę na temat porwania, wskazując co jakiś czas na leżących nieopodal mężczyzn. Pokazała im drogę do wyjścia.

PUCHOŃSKI SZALIK |  newt scamander ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz