22 ¢||Rozdział 22

910 32 10
                                    

Para siedziała na kanapie. Kobieta położyła głowę na ramieniu mężczyzny, a on uśmiechnął się. Wydawali się szczęśliwi. I byli.

Newt nigdy nie miał łatwo przez swoją wrodzoną nieśmiałość. Co chwila jąkał się, jak nastolatek, kiedy zobaczy swoją ulubioną gwiazdę. A teraz? Teraz siedział u boku najwspanialszej czarownicy, jaka istniała.

Bethany wyraźnie słyszała jego myśli, ale jemu to nie przeszkadzało. Wcześniej, gdy Queenie grzebała mu w głowie, napewno nie było to przyjemne. Ale jakimś cudem lubił, jak Lestrange wiedziała, co o niej myśli. Nie musiał mówić, a ona to rozumiała.

Za oknem zaczęło robić się już ciemno, choć im to nie przeszkadzało. Byli tylko oni, LICZYLI się tylko oni. Za każdym razem, kiedy zostawali sami, wcześniej, nie wiedzieli, jak skończyć rozmowę. A teraz mogli czuć tylko obecność drugiej, ukochanej osoby, nie komentując niczego.

Scamander pocałował ją w czubek głowy, nie umiejąc pojąć, jak wielkim był szczęściarzem. Czuł się, jakby Bethy przyjęła conajmniej jego oświadczyny!
Ona parsknęła śmiechem, słysząc to. Wiedziała, że jej zgoda będzie nieść za sobą pasmo niesamowitych zdarzeń, ale nie mogła nadal w to uwierzyć. Newt, jako jej chłopak? Nawet w snach nie była w stanie w to uwierzyć. Każdy detal w mężczyźnie wydawał jej się być marzeniem, jakie nagle zaczęło się spełniać.

Ich cudowną chwilę przerwało znajome Bethy pukanie do okna. Poderwała się, zaskoczona, a za nią wstał szatyn. Ich wzrok przykuła wielka płomykówka, ze srebrnymi oczami.

- Ministerstwo?

Przyjęła list, jaki trzymała w małym dziubku, a ptak natychmiast odleciał. Odprowadziła go wzrokiem, nim nie poczuła, że koperta w jej dłoniach się otwiera.

"Wyjec?" - usłyszała Newta, a następnie zauważyła, że list deformuje się w twarz starszej kobiety, unosząc się nad ziemią.

- Panno Bethany Lestrange, musimy ze smutkiem oświadczyć, że czarnoksiężnik Gellert Grindelwald uciekł z Azkabanu, zabijając wiele naszych czarodzieji. Minister pilnie prosi pannę o przybycie do pracy. Zagrożone są setki, jak nie tysiące osób. - urwał kobiecy głos, a twarz zmieniła na moment wyraz - przepraszamy za problemy, Ministerstwo Magii.

Bethany przez jakiś czas patrzyła na rozrywającą się kopertę, by po chwili wydać z siebie krótki, zrozpaczony dźwięk. Wszystko nagle zaczęło się układać, a ON ucieka z więzienia?! To nie mogła być prawda. Była zbyt straszna, by w nią uwierzyć.

- Beth, kochanie...

Ale zanim Newton skończył, z kilku stron świata zleciały się sowy, a także patronusy. Zwierzęta odrzucały przed siebie listy i czym prędzej odlatywały, tymczasem wyjce trajkotały, jak najęte. W mieszkaniu zawrzało, kiedy wszystkie kule od zaklęć zaczęły mówić w paru językach. Scamandera obleciał paraliżujący strach, a ciarki przeszły mu po plecach. Mimowolnie Lestrange ścisnęła mocno jego dłoń, chcąc dodać im obojgu otuchy.

Bo w każdej wypowiedzi, nie ważne, czy po angielsku, czy po arabsku, wyłapywała nazwisko Grindelwald.

°°°

Faleen była załamana. Nikt nigdy nie widział tak zdołowanej AKURAT tej czarownicy, której wredny uśmieszek nie schodził z ust.

W Ministerstwie było więcej niż dużo osób. Każdy pracownik, nie zależnie od stanowiska MUSIAŁ znaleźć się w biurze. Wszyscy biegali w te i wewte, a reporterom odebrało mowę. Przerażający dla Leatrange był fakt, że to wszystko wina jednej osoby, jakiej nazwisko słychać było co sekundę.

Bo Grindelwald uciekł z Azkabanu.

Właściwie nikt nie wie, jak mu się to udało. Zaatakował i miał jakiegoś sojusznika. Przez to właśnie Bethany oblatywała każdego niespokojnym spojrzeniem. Był na wolności.

Usłyszała, że minister zwołuje wszystkich do sali obrad. Odetchnęła, choć palcami wyczaiła już różdżkę w swojej szacie. Była gotowa zaatakować niemal natychmiast, byle tylko nie czuć w sobie tego paraliżującego strachu.

Pomieszczenie było poszerzone magią, cóż, inaczej tak wiele osób by się nie zmieściło. Każdy miał coś do powiedzenia, choć wszystko dążyło do jednego tematu. Minister musiał nieźle się wysilić, by uciszyć wszystkich.
Bethany zajęła miejsce obok wyjścia, po jej prawej stronie siedział Patrick. Był bledszy niż zwykle i co chwilę wyłamywał sobie palce. Nie było osoby w odrębie 10 metrowy, jaka by tego nie robiła.

- Proszę o ciszę! - minister wszedł na podest, a jego struny głosowe zadrżały, kiedy mówił. Widać to było dzięki wielkiemu podbródkowi.
Lestrange przerwała rozmowę z przyjacielem, wpatrując się w starca. Z natury był blady, ale jego stanu nie można nazwać "białym jak kreda". Wyglądał tak, jakby wpadł głową do białej farby.

- Wiem, że sytuacja jest groźna... I nie zaprzeczam. Ale pierwszorzędnie musimy zająć się cywilami! Ich bezpieczeństwie jest dla nas najważniejsze.

Czarodzieje kiwali głowami, na znak zgody. Wszyscy potwierdzali, że należy pomóc obywatelom, następnie zająć się samym czarnoksiężnikiem.

- Dobrze. Szef Departamentu Tajemnic, razem z Biurem Magicznej Ochrony, będą rzucać zaklęcia obronne na każdy magiczny, jak i niemagiczny budynek, w odrębie 200 kilometrów od Ministerstwa..

Ów sektor zgodził się, natychmiast się deportując. Bethy rozumiała ich pośpiech, sama chciała szybko pomóc innym.

- Świetnie. Aurorzy zajmą się poszukiwaniem Grindelwalda, przetrząśnijcie każdy zakątek. Z pomocą przyjdzie wam Oddział Sytuacji Nadzwyczajnych, z ich szefem na czele. Natychmiast! - czarodzieje aportowali się z sali, a niektóre miejsca opustoszały. Bethany przełknęła ślinę.

- Biuro Trucizn ( takie biuro nie istnieje :) ~ dop. aut.) będzie podawać Veritaserum i odtrutkę na eliksir wielosokowy każdemu, kto przejdzie przez próg Ministerstwa. - wziął głęboki oddech, zaciskając palce na mównicy - magiczne zwierzęta będą zabezpieczać teren. Dobrze, panno Lestrange?

Bethany zalało ciepło, czując wzrok zebranych na sobie. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł. Jej zwierzęta mogą się przydać, ale to żywe istoty. Nie są bronią, jak uważali inni czarodzieje.

- Ale, panie ministrze...

- Dobrze, panno Lestrange? - powtórzył z naciskiem.

- Tak.

°°°

Taki krótki, a rzeczowy :)
Słowa: 890

Wiem,że mało, ale nie mam weny :(

Ps: Kto przeczyta "White chocolate", o Willym Wonce???


PUCHOŃSKI SZALIK |  newt scamander ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz