20¢||Rozdział 20

915 42 9
                                    

Po tamtym wieczorze Puchoni udali się do mieszkania Bethany, gdzie ogólnie spędzali dużo czasu. Bethy była zbyt zmęczona, aby cokolwiek mężczyźnie zaproponować, chociażby kawałek ciastka. Nic. On jednak nie miał za to do niej wcale pretensji, gdyż sam padał z nóg.

Usiadł na kanapie, czekając, aż Lestrange się przebierze. U jego brata byli prawie do 23.30, ale nie poczuli potrzeby rozstania się. Naprawdę lubili swoje towarzystwo.
Beth wróciła z pokoju w ciepłym, żółtym swetrze i krótkich, czarnych spodenkach. Newtowi nie przeszkadzało to, że jest bez makijażu, czy w luźnych ubraniach. Naprawdę chciał, aby była naturalna, bez ukrycia. Bez maski.

Przez pierwszą minutę żadne z nich się nie odzywało, oboje myśleli o jednym: pytaniu Lety. Spali przy sobie, w jednym łóżku. Mieli te same zainteresowania, te same szaliki. Te same charaktery, byli praktycznie tacy sami. To mogło się udać, jednak za każdym razem, kiedy myślała o tym, że prawdopodobne jest w nim zakochana na nowo... Coś jej nie pozwala na następny krok. Nieśmiałość, taki skurcz w żołądku.

- Jesteś świadkiem na ich ślubie? - pokiwał głową na jej pytanie. - Ja też.

- Pomyślałem sobie, czy nie odwiedzilibyśmy Tiny, Jacoba i Queenie, no wiesz... Dawno ich nie widzieliśmy.

Spojrzała na Scamandera. Zdawało jej się, że nie bez powodu wymienił imię aurorki na początku. Dlatego Bethany nie chciała mówić mu o jej uczuciu. Bo on kocha inną. Popertinę Goldenstein.
Łamało jej się serce, widząc jego, na ołtarzu i Tinę, w pięknej, białej sukni idącą ku niemu. Nie umiała o niego zawalczyć, obronić się i zaatakować.

- Tina ma dużo pracy, a Queenie i Jacob potrzebują czasu dla siebie. Pisali.

- Pisali do ciebie? Kiedy?

- Wczoraj, z samego rana przyleciała sowa z amerykańskiego Ministerstwa Magii. Podobno mają mnóstwo roboty.

I na tym temat się skończył. Newt wiedział, że Bethany jest zmęczona i że potrzebuje ciszy. Wyczuwał to, tak jak u swoich zwierząt.

- Pójdę już, jutro mam rozmowę z Ministrem Magii. Do zobaczenia, Beth.

I wstał, ubrał płaszcz i zniknął. A samotna Bethany skuliła bardziej nogi z zimna.

°°°

W ministerstwie nie było za wiele osób. Jak zawsze tylko urzędnicy na wysokich stanowiskach lub sędziowie. Czarodzieje czystej krwi byli tam powszechni.

A między nimi szła Bethany, u boku Tenezusza. Razem z nim szli na piąta już z kolei rozprawę Newta, w jakiej uczestniczyli poraz pierwszy. Korytarze były puste, a jedynym odgłosem w odległości około 50 metrów był stukot szpilek Betty. Znaleźli młodszego Scamandera tuż za rogiem, z Letą. O czymś rozmawiali, ale nie umiała wedrzeć się do głowy żadnego z nich. Mocno się bronili.

- Chodźcie.

Weszli do osobnego pomieszczenia, w którym miała odbyć się narada. Newt usiadł przed ministrem i kilkoma innymi wysoko postawionymi urzędnikami. Bethany siadła tuż przy Tenzeuszu, chcąc mieć w nim jakiekolwiek oparcie.
Zaczęło się spokojnie. Mężczyźnie lekko podwinęła się noga na pytaniu o powód.

- Bo... Lubię podróżować.

W duchu zaśmiała się z jego odpowiedzi. Niestety, aby dostać pozwolenie na podróże, musiałby zacząć pracować dla ministerstwa. A wszyscy wiemy, że Newt Scamander przerażająco bał się takiej roboty.

Wyszła zaraz za nim. Było jej go żal, to jasne. Sama nie chciała pracować za biurkiem, póki nie zrozumiała, że tam także czekają na nią przygody. Mogła poświęcić się pracy, i zapewne Newt się tego bał. Od zawsze nie lubił melancholii i wszystkiego, co takie samo, co poprzednie.

Złapała go za dłoń, ale Leta, tuż obok nich, wypchnęła ją z wrogim spojrzeniem. Nienawidziła tego nachalnego według niej zachowania Bethany w stosunku do jej przyjaciela. Nienawidziła jej rumiency, jej śmiechu, ogólnie nienawidziła Bethy Lestrange, chociaż była ona jedną z najwspanialszych istot na świecie.
Młodszej Lestrange w kilka sekund zrobiło się przykro. Leta nie powinna ingerować w jej sprawy do Scamandera, czego najwyraźniej nie wiedziała. Szła nadal u boku Newta, choć z mniejszą energią. Jednak kiedy tylko wyszli zza zakrętu, Bethany poczuła nieśmiały ucisk na dłoni. Resztę drogi para przebyła trzymając się potajemnie za ręce.

°°°
Na Merlina, napisałam to! Przez tyle czasu zabierałam się do tego, a wyszło coś... No sami widzicie. Zaczęłam porostu zbyt wiele książek i teraz nie umiem ich skończyć :)
Usuwam kilka z nich, a więc nie zdziwcie się, jak nie będzie którejś powieści. Naprawdę nie mam teraz czasu ich pisać, a więc tylko moje ulubione będę kontynuować. W wakacje oczywiście będą maratony i wogóle, ale do końca czerwca jeszcze musicie wytrzymać :*

JEŚLI KTOŚ PODA MI JAKIŚ POMYSŁ TO DAM 2# SPECJAŁ!!!

PUCHOŃSKI SZALIK |  newt scamander ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz