18¢ || Rozdział 18

1.2K 35 34
                                    

Bethany obudził uginający się materac. Uniosła lekko powieki, a jej palce nie znalazły Newta obok niej. Natychmiast wywnioskowała, że mężczyzna poszedł już do kuchni.

Tamta noc zdecydowanie jej się podobała. Nie myślcie sobie, że coś między nimi się wydarzyło... Co to to nie. Chociaż wiele osób może sobie pomyśleć dziwnie o tych Puchonach, to alkohol nie wpływał na nich tak, jak na Gryfonów, którzy gotowi byli wskoczyć z bylekim do łóżka. Tak, tak właśnie uważała.

Przetarła oczy, zabierając ramiączko swojej piżamy na ramię. Musiało zsunąć się lekko, gdy wstawała. Mogła dużo powiedzieć o tamtej nocy, ale kiedy przypominali się jej jej pijani przyjaciele na stolikach i biedne rośliny na ziemi... Musiała się uśmiechnąć.

Podeszła do szafy a jej zimne stopy dotykały posadzki z głuchym mlaskiem. Znalazła idealne ubranie na tamten dzień. Ciepły, wietrzny. Cudowne warunki.

Ubrana zrobiła sobie warkocza i lekki makijaż

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ubrana zrobiła sobie warkocza i lekki makijaż. Wychodząc machnięciem różdżki posprzątała na łóżku. Idąc widziała budzących się przyjaciół, aż dotarła do kuchni. Na blacie stał już ogrom kubków z kawą, zapewne dla każdego, który brak udział w trudnej akcji. Jak na razie ubrani byli jedynie Newt, Dumbledore i ona.

- Dzień dobry.

- Cześć.

Usiadła na krześle przy blacie i dopiero teraz zauważyła straty. Poszło już kilka doniczek oraz masa poduszek. Westchnęła z żalem, a potem zaczęła zbierać ręcznie wszystkie zrzucone rzeczy. Trochę szkoda jej było tych przedmiotów, lecz musiała to przed sobą przyznać - zabawa była przednia.

Albus po wypiciu kubka kawy i zażyciu leków na kaca teleportował się do siebie. Podobnie odprawiano innych, którzy zjawiali się w pomieszczeniu. Gospodyni pożegnała każdego milo, aż nie została sama z Newtonem. Spojrzeli na siebie.

Szatyn miał uroczy uśmiech na twarzy, jakby dopiero co udało mu się wygrać słodycze w największej loterii w mieście. Jego nieułożone kosmyki niechlujnie wpadły mu na twarz, rzucając małe cienie. Ubrał granatowy płaszcz wyciągnął rękę w stronę Bethy. Zaśmiała się wesoło, jednym ruchem zabrała swój bordowy płaszcz i poczuła szarpnięcie. Stali przed wielkim, wysokim budynkiem, podobnym do Banku Gringotta. Wokół chodzili ludzie, a Lestrange rozpoznała tą ulice.

- Co robimy na Pokątnej?

Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa, a w oczach miał iskry.

- To największa czarodziejska biblioteka w Wielkiej Brytanii. Książnica Magiczna im. Eddrery'iego McDonga.

Bethany spojrzała na niego zaskoczona. Ta Książnica, o której tyle wpajano im na Historii Magii!? Nie mogła w to uwierzyć. Zawsze chciała ją zobaczyć!

- Wspominałam już, że cię uwielbiam?

- Nie, ale to wiedziałem.

Pociągnął ją w stronę wejścia. Kiedy weszli do środka, blondynkę wbiło w ziemię.
Budynek nie był jednak tak wysoki, jak się spodziewała - był o wiele, wiele większy! Czary sprawiły, że sufit był kilkaset metrów wyżej. Na nim można było dostrzec złote wzory z innej epoki. Gdy wchodziło się tam, stało się w ogromnej sali, której podłoga była z marmuru. Po lewej stronie, jak i po prawej, znajdowały się niezliczone półki z hebanu, szerokości kilku małych gromoptaków. Pięły się aż po drugie piętro, które schowane było we wnęce nad wejściem.
Bethany przez moment oszołomiona nie była zdolna zrobić kroku, ten cudowny zapach pergaminu, książek i atramentu działał na nią powalająco.
Nie dziwiła się, że ta biblioteka jest największa w Wielkiej Brytanii.

PUCHOŃSKI SZALIK |  newt scamander ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz