1. Pewne marzenie

2.5K 86 51
                                    

Stałam na jednym ze szkolnych dziedzińców, kiedy to we mnie uderzyło, z całą mocą. Rozbiło moje serce na maleńkie kawałeczki.

Harry i Parvati. Parvati i Harry.

On klęczał przed nią na jednym kolanie, trzymając na wyciągniętej dłoni małe pudełeczko. Ona stała poruszona, bliska płaczu. Zasłaniała sobie usta dłońmi. Płatki śniegu opadające na jej ramiona tak pięknie podkreślały jej unikalną urodę, a on wyglądał tak... niesamowicie. Tak niesamowicie, że aż serce krajało mi się z żalu. Ta para wyglądała tak pięknie...

Parvati uklękła obok Harry'ego, przejmując pudełeczko i wyciągając z niego śliczny, połyskujący w promieniach delikatnego, zimowego słońca pierścionek. Pocałowała swojego narzeczonego.

Padał śnieg. Oprócz tych dwojga jeszcze tylko to byłam w stanie zapamiętać z tamtego popołudnia, popołudnia, które zmieniło całe moje życie.

Nie zauważyłam, kiedy się ściemniło, a Harry i Parvati wrócili do zamku. Nie zauważyłam, że całe moje ubranie lepiło się nieznośnie do ciała i ciążyło w dół. Nie zauważyłam, że trzęsę się z zimna, a po moich policzkach spływają łzy. Włosy miałam całkowicie mokre, a wiatr chłostał mnie boleśnie po twarzy. Po prostu stałam, próbując uwierzyć, że to, co widziałam, było prawdą.

A chciałam tylko wyjść na spacer...

Dopiero po dłuższym czasie dotarło do mnie, że jestem tak przemarznięta, że ledwie mogę się ruszyć. Ale czym to było w porównaniu z moim kruchym, głupim sercem, które sprawiło, że całą sobą pokochałam Harry'ego Pottera? Z moim sercem, które biło tylko dla niego? Sercem, które straciło sens bicia, które Ktoś zmiażdżył butem jak nic nie warty śmieć?
Nie zwróciłam uwagi na to, że nogi same zaczęły prowadzić mnie do zamku. Zauważyłam to dopiero, kiedy dotarłam na siódme piętro i zatrzymałam się przed pustą ścianą. Westchnęłam. Widać moje ciało wiedziało lepiej ode mnie, czego potrzebuję.

Pomyślałam więc, że może kiedy przejdę trzy razy w tę i z powrotem, znajdzie się tam, gdzie tak bardzo chciało być. Bez dłuższego namysłu zaczęłam spacerować wzdłuż ściany. Po krótkim czasie ukazały mi się drzwi. Z lekkim wahaniem pchnęłam je. To, co zobaczyłam, nie bardzo poprawiło mój nastrój; pokój był na pierwszy rzut oka pusty, ściany, podłoga, a nawet sufit – wszystko czarne. Pomieszczenia nie oświetlało nic, prócz wpadającego przez otwarte drzwi światła. Nie, nie chciałam spędzić ani chwili w takim miejscu. Zamknęłam dokładnie drzwi i zmusiłam swój otępiały umysł do współpracy. Zamyśliłam się, a już chwilę później ukazały się przede mną nowe drzwi. Bałam się zobaczyć to, co mnie tam czekało, ale coś mówiło mi, że tym razem się udało.

Nacisnęłam klamkę i, zaciskając wcześniej powieki, weszłam do pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i nabrałam powietrza. Otworzyłam powoli oczy. To, co zobaczyłam, przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Kremowo-purpurowy wystrój pokoju sprawił, że poczułam się odrobinę lepiej.

A więc to tak czują się bogaci. Mała iskierka szczęścia zaczęła wzniecać się w moim sercu, jednak zgasła już po chwili, przyduszona wspomnieniem o Harrym. Tak bardzo go kochałam...

Zamknęłam ponownie oczy. Pod moimi powiekami zebrały się łzy, ale przecież nie mogłam pozwolić im wypłynąć... Byłam twarda. Twardsza od większości rówieśnic. Musiałam jakoś sobie radzić, wychowując się z tyloma braćmi. Rzadko kiedy pozwalałam sobie na łzy, jednak tym razem czułam, że po prostu nie dam rady ich zatrzymać. Zwyczajnie nie umiałam. Zanim pozwoliłam im spłynąć po policzkach, osunęłam się na okryte purpurową narzutą szerokie, królewskie łoże z baldachimem, i ukryłam twarz w dłoniach. Wtedy moja budowana przez lata skorupa pękła, pozostawiając nową, inną Ginny. Ginny, która nie chce kochać Harry'ego Pottera. Pewnie dużo czasu zajmie jej osiągnięcie tego celu, a może i nawet nigdy jej się to nie uda, ale będzie próbować. Przecież musi być silna!
Ile czasu minęło? Nie miałam pojęcia. Siedziałam i siedziałam, płacząc. Czułam się taka samotna i zagubiona... Nie było nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, pocieszyć, przytulić... Marzyłam, och, tak marzyłam o wielkiej, prawdziwej miłości! Tak marzyłam o bliskiej osobie, której mogłabym się zwierzyć ze wszystkiego, która zrozumiałaby mnie bez najmniejszego problemu, która byłaby dla mnie... Która byłaby wszystkim! Wszystkim, co mam, i wszystkim, czego potrzebuję. Całym moim światem. Osobie, która kochałaby mnie bezwarunkowo, nie dlatego, że to czy tamto, ale dlatego, że jestem jaka jestem. Która nie kochałaby mnie za coś, ale za nic. I, co najważniejsze – którą ja bym tak kochała. Przez tyle lat marzyłam, że właśnie tą osobą zostanie Harry, który był przecież tak idealny, tak odpowiedni, tak... wymarzony, pasujący jak ulał do tej roli... Ale on wolał inną, a nie mnie. I to właśnie w tym najgorsze. Ból powstały z odrzucenia był nie do opisania. Tak bardzo chciałam, żeby moje marzenia się spełniły... To było właściwie moje jedyne marzenie, jedyne i najważniejsze. Nigdy nie marzyłam o bogactwie, o żadnych dobrach materialnych. Nigdy celowo nikogo nie skrzywdziłam, nie wadziłam innym. Dlaczego los nie mógł spełnić mojego jedynego, maleńkiego marzenia? Czy to tak wiele - pragnąć ukochanej osoby? Czy to trudniejsze do zdobycia, niż góra forsy? Wielka, obrzydliwa góra jeszcze obrzydliwszej forsy? Tak wiele osób o niej marzyło, tak wiele osób dostawało to, czego chciało. Dlaczego nie ja? Czym na to zasłużyłam? Dlaczego nie mogłam być szczęśliwa? Czy to, że nie jestem materialistką, to grzech? Czy to oznacza, że nigdy do niczego w życiu nie dojdę? Chyba lepiej byłoby, gdybym umarła...

You are the only one |DRINNY| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz