Kolejne dni mijały monotonnie, bez żadnych zmian. Podły nastrój skutecznie się mnie trzymał.
Byłam rozproszona i rozkojarzona, nie potrafiłam dłużej skupić się na jednej czynności. Wciąż nachodziły mnie setki, tysiące pytań, których nigdy nie zadałam. O tak wielu rzeczach nie miałam pojęcia!
Gryzło mnie, że straciłam Nicka, który mógłby mi na nie wszystkie odpowiedzieć, ale także to, że miałam przecież w pobliżu inną osobę, w pewnym sensie równie bliską, a mimo to nie umiałam tego wykorzystać.
Potrafiłam siedzieć i patrzeć się na Draco, co chwilę otwierając i zamykając usta, chcąc zadać pytanie, ale zawsze się rozmyślając. Nie wiedziałam nawet, o co tak naprawdę chciałam spytać. Odnosiłam wrażenie, że żyję w świecie, którego w ogóle nie znam, jakby wszyscy wokół odcinali mnie od rzeczywistości, przekrzywiali obraz, zakłamywali teraźniejszość.
Kiedyś może domagałabym się stanowczej odpowiedzi – kiedy miałam, bo ja wiem, piętnaście lat? Teraz jednak wszystko było inne, przez załamanie do stopniowej stabilizacji, a później zagubienie się w zupełnie nowej sytuacji – teraz miałam przecież swojego synka i musiałam być za niego odpowiedzialna. Wyrobiło się u mnie dziwne poczucie, że nie mogę nikomu ufać, że tak naprawdę mogę polegać tylko i wyłącznie na sobie. Znajdowałam się w dziwnym stanie otępienia, myślałam, obserwowałam, wyciągałam wnioski, ale nic z nimi nie robiłam. Chyba po prostu nie byłam jeszcze w stanie poradzić sobie z życiem.
- Czuję się taka bezużyteczna – powiedziałam kiedyś do Hermiony, siedząc bezwładnie w fotelu i patrząc się w przestrzeń. – Czuję, jak życie ucieka mi między palcami i czuję, że żyję w ułudzie.
Nie zwróciłam dostatecznej uwagi na reakcję Hermiony i jej wymijającą odpowiedź. Bodźce z zewnątrz dochodziły do mnie z pewnym opóźnieniem, a i tak nie potrafiłam się na nich skupić.
Wszyscy uważali mój stan za depresję poporodową, ale ja czułam, że to coś innego, coś o wiele ważniejszego. Nie potrafiłam jednak powiedzieć, co właściwie mi się wydaje: chwytałam w locie jakąś myśl, ale nim zdążyłam się jej przyjrzeć, odlatywała, pozostawiając za sobą tylko niewyraźny szelest skrzydeł.
Potrafiłam godzinami siedzieć w jednym miejscu i właściwie nie mieć pojęcia, co przez ten czas robiłam. Wyrywałam się ze swojego dziwnego stanu tylko w momentach, w których musiałam zająć się dzieckiem, a i ich było coraz mniej, z początku dlatego, że mama, chcąc zapewnić mi spokój psychiczny, sama brała się do wszystkiego, później też dlatego, że mały sypiał i czuwał dłużej oraz budził się w bardziej regularnych odstępach czasu.
Dni mijały, a ja czułam, jak życie przelatuje gdzieś koło mnie, wyprzedza mnie o dobre kilka miesięcy, w których odepchnęłam je na dalszy plan.
Grudzień zbliżał się wielkimi krokami. Śniegu jeszcze nie było i zapowiadało się na to, że zima w tym roku odwiedzi nas trochę później, niż zwykle. Zmarszczyłam czoło, przyglądając się, z pewnością lodowatym, kroplom deszczu rozbijającym się o okno.
Gdybym była kroplą, jak wyglądałoby moje życie?
Narodziłabym się w chmurze, odczepiła od niej i niespiesznie zaczęła opadać w dół. Nie miałabym wiele czasu.
Obserwowałabym z góry cały świat, zbliżając się do niego coraz bardziej, coraz szybciej i szybciej. A potem zakończyłabym żywot w kałuży.
Różniłam się od kropli. Ja miałam cele w życiu, a przynajmniej powinnam je mieć. Powinnam jak najlepiej je przeżyć.
Pewnego dnia obudziłam się z dziwnym przeczuciem, że nie jestem tą samą osobą, którą byłam jeszcze wczoraj. Nie wiedziałam, skąd to się wzięło, ale nagle powróciło do mnie wszystko – tak, jakbym utraciła cząstki pamięci i swojej woli, a teraz cudownie to wszystko odzyskała.
CZYTASZ
You are the only one |DRINNY|
FanfictionTrzy lata temu nie pomyślałabym nawet, że coś takiego szykuje dla mnie los. Gdyby ktoś powiedział mi, co przeżyję, jak nic bym go wyśmiała. Byłam normalną, szczęśliwą nastolatką. Może trochę nieszczęśliwie zakochaną, ale nie różniłam się przecież od...