Ciemne niebo przecięła świetlista błyskawica. Zagrzmiało tak, że ziemia pod stopami zgromadzonych zadrżała. Nikt jednak nie śmiał się odezwać. Stali niewzruszenie w kręgu, oczekując swojego Mistrza, zalewani strumieniami deszczu.
Pojawił się z następnym błyskiem. Ciemny krąg zafalował, gdy każdy ze zgromadzonych wzdrygnął się lekko z jego przybyciem. Dokładnie w tym momencie rozległ się kolejny grzmot.
Czarny Pan wyprostował się z wyższością i wycelował wprawnym ruchem ręki w niebo. Z różdżki, którą trzymał, wystrzeliła przezroczysta, jarząca się w ciemności, bezkształtna masa. Podleciała na kilka stóp, a następnie pękła widowiskowo, otaczając krąg. Deszcz przestał padać. Wiat przestał wiać. Zapanowała cisza.
- Witajcie, wierni druhowie - powiedział cichym, syczącym głosem. - Widzę, że stawiliście się w komplecie. Znakomicie.
Czarne postaci pochyliły głowy w geście pozdrowienia. Nikt się nie odezwał. Voldemort zaczął krążyć powoli, przypatrując się każdemu z przybyłych.
- Greyback - syknął, zatrzymując się na dłużej przed jednym z nich.
Greyback spuścił głowę. Milczał.- Greyback - powtórzył Voldemort. - Jak tam twoje zadanie?
- Panie... - mruknął. - On dobrze się ukrywa, nie możemy go znaleźć...
- Kłamstwo! - przerwał mu piskliwym głosem Czarny Pan. - Najwyraźniej się nie staracie, ty i twoi podopieczni!
Wycelował różdżką w swojego sługę i bez ostrzeżenia rzucił zaklęcie.
Greyback upadł na ziemię, zaczął wić się i krzyczeć. Voldemort stał niewzruszony, rozkoszując się jego bólem. Po kilku minutach cofnął zaklęcie. Greyback podniósł się szybko, udając, że całe zajście nie miało miejsca.- Pozwalam ci nosić szatę śmierciożercy - ciągnął Voldemort - tylko dlatego, że zasłużyłeś się, przyprowadzając do mnie pannę Sileo. Nie chcesz chyba popaść w niełaskę?
- Nie, panie, oczywiście, że nie...
- Więc jak najszybciej dowiedz się, gdzie przebywa wilkołak Remus Lupin! Już, nie ma cię tu!
- Mistrzu... - wymamrotał Greyback. - On się maskuje, bardzo dobrze się maskuje...
- Chyba wyraziłem się jasno. - Głos Voldemorta stał się bardziej piskliwy. - Wynoś się i nie waż mi się pokazywać bez informacji o miejscu pobytu tego plugawego mieszańca.
Greyback ukłonił się jeszcze raz, po czym okręcił się wokół własnej osi i z głośnym trzaskiem rozpłynął się w powietrzu. Voldemort uśmiechnął się lekko pod nosem i przystąpił do dalszego przypatrywania się przybyłym. Zagadnął kilka osób, wiele z nich potraktował zaklęciem cruciatus. W końcu zatrzymał się przy Bellatriks Lestrange. Kobieta skłoniła się bardzo nisko.
- Panie... panie... - wymamrotała głosem zdradzającym władające nią gwałtowne uczucia: uwielbienia, strachu i radości.
- Powiedz mi Bello, dlaczego Attaway jeszcze żyje?
Po jej twarzy przebiegł cień zaskoczenia. Zamrugała.
- Attaway... panie mój?
- Tak, Attaway. - Voldemort ściszył głos, jednak każdy był w stanie wyraźnie go usłyszeć, może to przez panującą wokół ciszę. - Zostałaś ukarana za swoje ostatnie niepowodzenie, ale to nie znaczy, że możesz sobie odpuścić.
Bellatriks rozpamiętywała przez chwilę wydarzenia sprzed miesiąca. Tak bardzo nie chciała zawieść swojego Mistrza...
- Przykro mi, panie, Attaway pozostaje nieuchwytny, to Zakon, to oni go chronią...
CZYTASZ
You are the only one |DRINNY|
FanfictionTrzy lata temu nie pomyślałabym nawet, że coś takiego szykuje dla mnie los. Gdyby ktoś powiedział mi, co przeżyję, jak nic bym go wyśmiała. Byłam normalną, szczęśliwą nastolatką. Może trochę nieszczęśliwie zakochaną, ale nie różniłam się przecież od...