Dwa tygodnie, trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut.
Tyle czasu temu opuściłam Hogwart, być może już na zawsze. Nie było mi dobrze na moim urlopie od nauki.
Miałam za dużo czasu na wszystko i dopiero teraz dopadły mnie myśli, że moje egzaminy wypadły całkowicie beznadziejnie. Co ja w ogóle nazmyślałam? Przy pytaniu trzynastym z zielarstwa odpowiedź wytrzasnęłam chyba z kosmosu. A pytanie dwudzieste piąte z historii magii? Pomyliło mi się z dwudziestym dziewiątym. Eliksirów wolałam nie wspominać. Wiedziałam, że to całkowita porażka, od kiedy tylko dowiedziałam się, że nad moim egzaminem będzie czuwał Snape. O Merlinie, a transmutacja? Klęska! Co ja sobie w ogóle wyobrażałam?
Jeszcze się okaże, że będę musiała powtarzać i szósty rok! Durna, durna, durna. A Dumbledore? Co on sobie w ogóle myślał? Jakim cudem miałam się tego wszystkiego nauczyć? To chory pomysł z tym wcześniejszym wyjazdem. Szkoda, że dopiero teraz to dostrzegłam.
Dwa tygodnie, trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut, a równocześnie dziewiętnaście tygodni i cztery dni. Piąty miesiąc. Półmetek ciąży. Mój brzuch był już coraz bardziej widoczny. Widziałam przerażenie w oczach mamy, kiedy wróciłam z Hogwartu i które rosło za każdym razem, gdy na mnie patrzyła. Za każdym razem robiło mi się dziwnie smutno.
Teraz, kiedy sama miałam zostać matką, na niektóre sprawy patrzyłam inaczej. Jeśli według moich przypuszczeń, czy może raczej – pragnień, urodzę córeczkę, też będę tak opiekuńcza, jak moja własna mama. Taka kolej rzeczy. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka w wieku szesnastu lat była w ciąży. To takie... irracjonalne.
Właściwie mój powiększający się brzuch przyciągał oczy wszystkich, którzy znaleźli się w Norze. Cóż, Fred i George nie poprawili mi humoru, nawet jeśli takie były ich intencje, wyciągając wielki aparat fotograficzny i próbując mnie sfotografować. Cudem im umknęłam.
Najgorzej było, kiedy pewnego dnia zawitali do nas z wizytą Lupin i Tonks. Siedziałam akurat przy kuchennym stole, jedząc obiad. Byłam w domu tylko z mamą, która posadziła gości naprzeciwko mnie i oddaliła się, żeby nalać im zupy. Oboje byli bardzo zdziwieni, zastając mnie w domu.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? – spytała Tonks.
Twarz mi płonęła. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Z pewnością siedziałabym tak i siedziała wiekami, gdyby nie wtrąciła się mama.
- Jest w ciąży – powiedziała nieporuszona.
Myślałam, że spalę się ze wstydu, kiedy wzrok Tonks i Lupina powędrował do mojego brzucha. Byli zszokowani. Niemal słyszałam ich myśli, niekoniecznie pochlebne.
Należało mi się. W oczach stanęły mi łzy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się taka upokorzona. Tonks spojrzała na mnie i zauważyłam na jej twarzy współczucie.
- Jeśli potrzebujesz jakiejś rady... - powiedziała spokojnie, ciepłym głosem. – Ja zawsze służę pomocą. Sama wiesz, Teddy niedawno się urodził.
No tak. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że Tonks była w ciąży, a tym bardziej, że miesiąc temu urodziła syna. Owszem, wiedziałam o tym, ale... No zapomniałam.
Egoistka, znów przeleciało mi przez głowę. Ale to nie fair! Miałam tyle własnych problemów, zwłaszcza te ostatnie z Malfoyem, a miałam jeszcze pamiętać, kto kogo rodzi?
Skinęłam tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia słowa.- Który to miesiąc? – spytała zaciekawiona.
- Piąty – powiedziałam słabo, nadal ze łzami w oczach.
CZYTASZ
You are the only one |DRINNY|
FanfictionTrzy lata temu nie pomyślałabym nawet, że coś takiego szykuje dla mnie los. Gdyby ktoś powiedział mi, co przeżyję, jak nic bym go wyśmiała. Byłam normalną, szczęśliwą nastolatką. Może trochę nieszczęśliwie zakochaną, ale nie różniłam się przecież od...