Zapadłam w bardzo niespokojny sen, z którego budziłam się co jakiś czas. Może co godzinę, może co dwie, ale tak właściwie to nie wiedziałam. Śniło mi się wciąż i wciąż to samo. Ja, leżąca bezwładnie gdzieś w środku lasu, i stojąca nade mną mama, która trzymała uniesioną różdżkę.
Wiłam się z bólu, płakałam, prosiłam, żeby mnie wysłuchała, żeby mnie nie odrzucała. To nie było jej zaklęcie. Ten ktoś stał w cieniu drzew. Właściwie było ich wielu, schowanych, ukrytych.
Nie wiedziałam nawet, czy to mężczyźni, czy kobiety. A może jedno i drugie? To stamtąd co rusz wydostawały się iskry, kiedy rzucano kolejne zaklęcia. Bałam się. W lesie drzewa rosły tak gęsto, że słońce, które krążyło gdzieś nade mną, prawie nie miało szans się przebić. Tylko pojedynczy promień padał na twarz mojej mamy.
- Zawiodłam się na tobie, Ginny.
- Mamo, wiem, ja przepraszam, nie chciałam...
- Nie jesteś już moją córką.
Płakałam i krzyczałam z bólu. Wtem mama zniknęła, a przede mną stanął tata.
- Ginevro – przemówił.
Próbowałam się podnieść. Próbowałam choćby oprzeć się na łokciach, ale uniemożliwił mi to dotkliwy ból.
- Przestańcie – krzyknęłam płaczliwie w stronę drzew. Dobiegł mnie śmiech wielu osób.
- Wynieśliśmy twoje rzeczy na podwórko – powiedział tata z surowym wyrazem twarzy.
- Nie, dlaczego? Dlaczego?!
- Nie mieszkasz już z nami. Od teraz radzisz sobie sama.
- Nie, tato, poczekaj!
Tata oddalił się. Zniknął za drzewami, w miejscu, w którym powinni być oni, ci ludzie, którzy mnie krzywdzili.
Wtedy, dokładnie z tego samego miejsca wyszedł Bill. Śmiał się. Nie mogłam uwierzyć, że mój najukochańszy brat, ten, który zawsze był ze mną, który zawsze mnie wspierał, teraz szydził ze mnie razem z innymi. Zrozumiałam. To oni wszyscy, cała moja rodzina, to oni byli za drzewami.
- Bill, to nie tak... - zaczęłam, ale brat kręcił tylko głową, nadal się śmiejąc. Zaczął się oddalać. – Bill! – zawołałam za nim. – Pozwól wytłumaczyć, pozwól...!
Wycelował we mnie różdżką.
- Crucio!
Zaczęłam wić się z bólu, rzucać po podłożu, krzyczeć. Wszystko ustało, kiedy Bill zniknął, a przede mną stanął Percy. Trzymał w dłoniach jakiś zwinięty w rulon pergamin i niezwykle długie pióro. Poprawił okulary, żeby nie spadały mu z nosa, po czym chrząknął znacząco i rozwinął rolkę. Sięgała do ziemi.
- Spotkaliśmy się tu w sprawie Ginevry Molly Weasley, która dopuściła się śmierciożerstwa; kradła, torturowała, kłamała, a także brutalnie zabijała – zaczął suchym, rzeczowym tonem.
- To nieprawda! – przerwałam mu, ale już po chwili moje ciało wygięło się nienaturalnie pod wpływem bólu.
Krzyknęłam rozdzierająco.
Zza drzew zaczęły wyłaniać się postacie. Byli tam wszyscy: mama, tata, moi bracia, Demelza, Colin, Harry, Diana, Lisbeth, Tina, Jane, Luna, Dominic. Razem siedemnaście osób. Każda z nich uśmiechała się krzywo i unosiła różdżkę.
- Wyrok proponowany: dożywocie w Azkabanie – czytał Percy.
Ale innym to się nie spodobało. Patrzyli na mnie z nienawiścią, a wszyscy mieli czarne jak węgiel oczy, które prześwietlały mnie na wylot.
CZYTASZ
You are the only one |DRINNY|
FanfictionTrzy lata temu nie pomyślałabym nawet, że coś takiego szykuje dla mnie los. Gdyby ktoś powiedział mi, co przeżyję, jak nic bym go wyśmiała. Byłam normalną, szczęśliwą nastolatką. Może trochę nieszczęśliwie zakochaną, ale nie różniłam się przecież od...