Sen. Miejsce, w którym wszystko jest łatwiejsze. Spokojniejsze. Prostsze.
Oderwanie od rzeczywistości, ostoja radości. Ze światem sojusz, miasto spokoju.
Ja nie mogłam zasnąć.
Wpatrywałam się wciąż i wciąż w płócienną ścianę namiotu, nie mogąc się zmusić do zamknięcia oczu. Nie płakałam. Już nie.
Pierwszy szok spowodowany strachem zniknął, pozostała tylko chłodna obojętność. Od tamtego dnia przenosiłam się codziennie z miejsca na miejsce. Rozważyłam też setki możliwości, dzięki którym sowa mogła mnie znaleźć.
Doszłam do wniosku, że nie mogę wychodzić poza barierę ochronną, ale i tak nie miałam co do tego całkowitej pewności.
Wiedziałam, że muszę coś zmienić w naszym życiu - moim i Nicolasa. Wiedziałam, że nie mogę wiecznie uciekać, wiecznie się kryć. Jednak jak mogłam wytłumaczyć, że ciągle to robiłam? Jak miałam przestać? Kiedy już zaczęłam, bardzo trudno było zmienić przyzwyczajenia.
Wtedy, gdy uciekłam po raz pierwszy, gdy zaczęłam tchórzyć, skazałam siebie na taki, a nie inny los. To jak uzależnienie. Nie mogłam przestać, wciąż powtarzałam schemat.
Kim się stałam? Stałam się tchórzem. Wrakiem samej siebie.
Płakałam co chwilę, przejmowałam się byle głupstwami, a przecież kiedyś byłam taka silna, taka dzielna...
Nie pamiętałam już dokładnie czasów, gdy byłam twarda, gdy nie roniłam ani jednej łzy, mimo wszelkich przeciwności losu. Co się stało? Coś się zmieniło? Czy to raczej ja sama aż tak bardzo się zmieniłam?
Wiedziałam jednak, że muszę przestać. Muszę po raz kolejny odnaleźć siebie, wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i podążyć za nim. Miałam Nicolasa. Musiałam być silna, choćby dla niego. Musiałam dokonać znaczących zmian. A pierwsze, co postanowiłam zrobić, to przestać uciekać, zacząć żyć jak normalny człowiek.
Wstałam z kanapy i podeszłam cicho do podróżnego plecaka. Zaczęłam liczyć pieniądze. Nie było ich specjalnie dużo, ale miałam wyjście. W małym, kwadratowym pudełeczku trzymałam dobytek życia, pamiątki po dwóch mężczyznach, którzy znaczyli dla mnie więcej niż inni.
Otworzyłam wieczko i zajrzałam do środka. Coś ścisnęło mnie w gardle, ale nie mogłam się poddać. Wyciągnęłam parę srebrnych kolczyków z diamentowymi różyczkami, kolczyków, które miałam na sobie na weselu Cornélie, które w pewnym sensie „dostałam" od Nicka.
Zamknęłam oczy, gdy dopadły mnie wspomnienia. Widziałam duży namiot, tańczących ludzi, starsze panie siedzące przy stoliku nieopodal... Czułam atmosferę szczęścia i radości, choć byłam wtedy zagubiona.
Zobaczyłam Wiadomo Kogo, jak wychodzi z bezosobowej fali, jak zmierza w moim kierunku. Poczułam po raz kolejny, jak moje serce bije głośno, jak każda cząsteczka mojego ciała rwie się do niego.
Otworzyłam oczy, przepełniona tęsknotą za Nim. Usiadłam na podłodze i podciągnęłam kolana pod brodę. Bardzo mi Go brakowało, mimo że tak bardzo mnie skrzywdził. Nie chciałam jednak mieć z Nim już nic wspólnego, to była skończona sprawa.
Zacisnęłam mocno usta, powstrzymując się od płaczu, i poczułam satysfakcję - teraz będę silna i niezależna.
Teraz już ze wszystkim sobie poradzę. Nawet z jeszcze dotkliwszym wspomnieniem.
Sięgnęłam po swój pierścionek zaręczynowy. Znając Go, kosztował bardzo dużo. Obróciłam w palcach delikatny symbol obietnicy, symbol miłości.
CZYTASZ
You are the only one |DRINNY|
FanfictionTrzy lata temu nie pomyślałabym nawet, że coś takiego szykuje dla mnie los. Gdyby ktoś powiedział mi, co przeżyję, jak nic bym go wyśmiała. Byłam normalną, szczęśliwą nastolatką. Może trochę nieszczęśliwie zakochaną, ale nie różniłam się przecież od...