14. Wydarzenie

496 38 0
                                    

I wreszcie ten upragniony dzień. Upragniony dzień powrotu do Hogwartu.

Miałam już po dziurki w nosie tej całej przerwy świątecznej. Tego całego przymusowego pobytu w domu.

Owszem, większość czasu i tak spędziłam u Nicka, ale to nie zmieniało faktu, że byłam w domu, w którym na dodatek zaczęto obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Wkurzające. Arrgh. Ciąża to nie choroba, na Merlina!

I tak, owszem, mam w Hogwarcie pielęgniarkę, nie potrzebuję wizyty uzdrowiciela!

Na peronie jak zwykle szopka z mamą w roli głównej. Nadopiekuńcze gesty.

Miałam tego już powoli dość. W ogóle miałam zły humor. Dlaczego? Hm, pomyślmy... Może przez brata-idiotę, mowa tu oczywiście o Ronaldzie? A może przez wspaniałą eks-przyjaciółkę, Hermionę, której nagle zachciało się zwalać na mnie całą winę za rozpad naszej przyjaźni? Albo przez eks-ukochanego, który myśli, że jak będzie troskliwy w stosunku do mnie, to... To już nie wiem co! Może po prostu chce udać, że zawsze był moim kumplem? Pewnie po prostu go na litość wzięło, jak się dowiedział, że słodziutka mała Ginny jest w ciąży.

Och, jakie to szlachetne.

Na domiar złego moi drodzy bracia Fred i George, z którymi nie widziałam się jeszcze od czasu ogłoszenia wszem i wobec, że jestem w ciąży, zjawili się na peronie, żeby pożegnać „mamuśkę". Ich nowe, ulubione słowo.

Chyba zaraz założą nową linię eliksirów miłosnych „Mamuśka". Tak przynajmniej podsłuchałam, jak jeden szeptał do drugiego. Mój koszmar się spełni.

Kiedy tylko wsiadłam do pociągu, uciekłam jak najszybciej od opiekuńczych spojrzeń Harry'ego, Rona i Hermiony, wchodząc do pustego przedziału. Po niedługim czasie dołączyli do mnie Demelza i Colin, jak zwykle nierozłączni.

- No zaraz wyjdę z siebie i stanę obok – padły pierwsze słowa Demelzy. – Ginny, jak mogłaś nie odezwać się do mnie ani słowem? Wysłałam do ciebie z dziesięć listów!

- Trzy – sprostowałam.

Wszystkie trzy przeczytałam dokładnie poprzedniego wieczoru, a później podarłam na maleńkie kawałeczki i rozrzuciłam po całym pokoju. Następnie przyszło mi do głowy, że ktoś, na przykład Fred i George, kiedy przyjdą z następną wizytą, mogą zainteresować się latającymi szczątkami, więc wyzbierałam wszyściutkie i wyszłam z nimi na dwór, żeby wrzucić je do rzeki, gdzie też widziałam je po raz ostatni.

Same w sobie nie były złe. Demelza po prostu zastanawiała się, co też u mnie słychać i dlaczego nie odpowiadam. Najgorsze były dopiski. W każdym liście musiała nawiązać do mojego stanu. I zapytać, co na to moja rodzina. Niby nic? Może, ale wystarczyło, żeby wyprowadzić mnie z równowagi.

Demelzie nie spodobało się, że ją poprawiłam.

- Niech ci będzie – przyznała zirytowanym głosem, siadając w fotelu naprzeciwko mnie.

- Tak w ogóle to cześć – powiedział Colin z uśmiechem, siadając obok niej i prawie natychmiast chwytając jej dłoń.

- Cześć – mruknęłam, odwracając głowę w stronę okna.

Pociąg ruszył. Nabierał rozpędu, zostawiając stację daleko w tyle. Przed oczami migały mi rozmaite krajobrazy. Zapatrzyłam się w zieleń pól i lasów, dzięki czemu udało mi się w miarę uniknąć słuchania rozmów towarzyszy („Znowu masz ten sweter, Colin, mówiłam ci, że zupełnie nie pasuje do twojej karnacji", „Gdzie się podziała nasza kochana Jane?", „Muszę uwiecznić Hogwart o tej porze roku. Możesz mi pozować?"). Z początku szło mi dobrze, ale po jakichś dwóch godzinach miałam już tego wszystkiego serdecznie dość.

You are the only one |DRINNY| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz