10. Tchórz

546 45 14
                                    

Przebywając w domu czułam się, jakbym znów była dzieckiem, jakbym nie miała żadnych, najmniejszych zmartwień. Zapach domu zawsze jest taki charakterystyczny, znajomy.

Wątpię, żebym kiedykolwiek zapomniała, jak pachnie Nora, nawet kiedy już będę stara i pomarszczona, cierpiąca na zaawansowaną sklerozę.

Prawie udało mi się zapomnieć o mojej „misji", kiedy mama skakała wokół nas, szczęśliwa, że ma całą rodzinę w domu. Jak dla mnie wcale nie było to dobre, wolałabym mieć spokój i przestrzeń, poza tym istniało o wiele większe prawdopodobieństwo, że o ciąży dowie się więcej osób, niż powinno.

Świetnie.

Tak, wiem, wiem, powinnam powiedzieć jej od razu. Ale co mogłam poradzić na to, że nie miałam odwagi? Tak bałam się, że zepsuję całe święta, że wszystko zepsuję.

Byłam w domu już drugi dzień. Powinnam stanowczo coś z tym zrobić. Ale nie umiałam, po prostu najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam! Co ja takiego zrobiłam, za jakie grzechy...

Mimo że czułam się w domu tak dobrze, uciekałam stąd. Chodziłam na wielogodzinne spacery, podczas których myślałam nad swoim życiem.

Przyznam szczerze, że z daleka od Hogwartu, zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Bałam się, że nie poradzę sobie w prawdziwym świecie, że nie poradzę sobie jako matka.

Ale z drugiej strony, wszystko tutaj było takie bardziej realne, możliwe. Tutaj łatwiej mi było we wszystko uwierzyć.

Tego dnia nogi zaniosły mnie do miasteczka. Rzadko tu bywałam, wolałam spędzać czas w domu.

Spacerując wąskimi uliczkami, poczułam się bezpieczniejsza niż na wolnej przestrzeni, ale i bardziej przytłoczona różnymi sprawami. No dobra, jedną sprawą. Skręcałam właśnie za róg, kiedy na kogoś wpadłam.

- Ojej, przepraszam, niechcący – wymamrotałam i spojrzałam w twarz potrąconej przeze mnie osoby. To był chłopak, na oko niewiele starszy ode mnie, ciemnooki, szczupły blondyn o uśmiechu od ucha do ucha. – Przepraszam – dodałam jeszcze i chciałam go wyminąć, kiedy przytrzymał mnie za rękę.

- Nic nie szkodzi, naprawdę. To ja na ciebie wpadłem, zamyśliłem się. Może mógłbym się jakoś zrewanżować?

Tekst stary jak świat. Zerknęłam na niego, przechylając głowę. Wyglądał na sympatycznego.

- A w jaki sposób? – spytałam.

Możliwe, że zatrzepotałam też rzęsami, nie miałam pewności, tak często to kiedyś robiłam, że weszło mi w nawyk. To dziwne, wspominać o tych „szczęśliwych" czasach. Naprawdę aż tak się różniłam od obecnej Ginny?

- Może ciastko z bitą śmietaną? – uśmiechnął się rozbrajająco.

W sumie co mi szkodzi, pomyślałam. I tak nie miałam nic do roboty, a mój rozmówca nie był taki najgorszy. Miał oczy barwy mlecznej czekolady, ciepłe, miłe i uczciwe. Dlaczego by nie?

- Z chęcią – odpowiedziałam. – Ale tylko, jeśli bitą śmietanę można wymienić na krem – dodałam z uśmiechem.

- Jestem Nick – przedstawił się, wyciągając rękę w moją stronę. – Dominic.

- Ginny. Ginevra – zrewanżowałam się, ściskając jego rękę. – Więc dokąd idziemy?

- Dwie uliczki dalej jest taka jedna kawiarenka, „Monalisa", może znasz?

- Niestety nie, nie jestem stąd. Prowadź.

Ruszyliśmy przed siebie.

- Nie jesteś stąd? – zdziwił się. – Ach, to pewnie dlatego nigdy wcześniej cię nie widziałem. Nie da się nie zauważyć tak pięknej dziewczyny.

You are the only one |DRINNY| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz