22

1.1K 39 7
                                    

Obudziłam się z niechęcią do życia. Czyli tak jak codziennie. Moje myśli od rana zaprzątała sytuacja z wczoraj. Co on sobie o mnie pomyślał? Muszę się komuś wygadać..

Ja: Hej Shawn

Panda: O hej Vivian

Panda: Co jest?

Ja: Mogę ci się wygadać?

*Shawn*

Vivi💕: Mogę ci się wygadać?

Ja: Jasne💚

Vivi💕: I nikomu nie wygadasz?

Ja: Nikomu, obiecuję

Vivi💕: To szykuj się na pożądną, żenującą lekturę...

Vivi💕: Wczoraj po szkole Mendes obiecał pokazać mi miasto. No i zabrał mnie do parku i potem pomagał iść mi przez las do takiego miejsca. Wtedy nie wiedziałam jeszcze gdzie idziemy, a Shawn był tak uroczo opiekuńczy💕 potem zaczął padać deszcz i trzymał mnie za rękę, za rękę czaisz?! Kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, chciałam pocałować go w policzek. Ale, że świat jest przeciwko mnie...no to mój tata otworzył drzwi, Shawn przekręcił głowę i się pocałowaliśmy. A wiesz co jest najgorsze? To, że mi się podobało..

Serio jej się podobało? Nie powiem, pocałunek był bardzo krótki, ale...

Mnie też się podobał..

Vivi💕: Teraz możesz bić brawa dla królowej żenady..

Ja: Napisał ci, że nie chce cię znać lub coś takiego?

Vivi💕: No nie

Vivi💕: Nawet nie mam jego numeru, może powinnam zapytać go o numer na facebooku?

Brawo Shawn, sam się wkopałeś.

Kurwa.

Wybrnij z tego.

Ja: Nie!

Vivi💕: Ale dlaczego?

Ja: Pomyśli, że jesteś bardzo zdesperowana i chcesz go zaliczyć

Vivi💕: XDD

Vivi💕: Logika facetów

*Vivian*

Od samego rana głowa nie daje mi spokoju. Boli jak cholera. Może się przeziębiłam? Na moje szczęście będę miała wymówkę by nie spotkać Shawna.

-Aaaa...psik! - kichnęłam głośno.

Gdy wybiła szesnasta ktoś nieustannie dobijał mi się do drzwi. Nie poszłam dziś do szkoły, przez moje złe samopoczucie. Poza tym nie chciałam spotkać mojego sąsiada.

Zeszłam ociężałym krokiem na parter i zajrzałam przez wizjer. Kurwa! Co ten chuj tu robi?

Kurde, ale ja przeklinam.

Muszę przestać..

- Wiem, że jesteś w domu Vivian. Przyleciałem z Dallas specjalnie do ciebie! - krzyknął Victor cały czas waląc w drzwi.

Uspokoiłam się trochę i wzięłam kilka oddechów zanim otworzyłam. Może odstraszę go moim wyglądem. Niby jestem lekko pomaliwana, ale jednak włosy robią swoje.

Otworzyłam drzwi, a zielonooki wparował do mojego domu. Jest jednym z tych "bad boyów" i moim byłym chłopakiem.

- Co ty tu robisz? - zapytałam z najbardziej oschłym tonem jaki tylko mogłam z siebie wydobyć.

- Aj, kochanie. Po co te nerwy? Przecież możesz mnie przeprosić i wszystko będzie po staremu. - nie wytrzymałam, wypchnęłam chłopaka za drzwi.

- Przypominam, że to ty mnie zdradziłeś! - spojrzałam w te zdradzieckie bazyliowe oczy. Już nie tak piękne jak kiedyś.

- Boże...mówiłem, że przepraszam. - jego głos przyprawiał mnie o złość. Mówił to ze spokojem i wyrzutem.

NOSZ KURWA MAĆ

ZARAZ MNIE SZLAK TRAFI

- A ja ci mówiłam, żebyś spierdalał! - na moje słowa chłopak uniósł rękę. Chciał mnie uderzyć. Już się skuliłam, by nie oberwać mocno.

Nie czując na swoim ciele nic otworzyłam oczy i spojrzałam na Victora. Ktoś trzymał jego rękę w górze. Znam ten tatuaż..

- Shawn.. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić zanim chłopak rzucił się na nieproszonego gościa z pięściami. Okładał go tak mocno, że miał krew na twarzy. - Proszę, przestań!

Brunet jak zaczarowany zszedł z blondyna i powiedział

- Jeśli jeszcze raz ją tkniesz, nie będzie tak łatwo.

- Ah! Pieprzcie się wszyscy! I tak miałem jechać do Bethany, jest lepsza od ciebie! - skierował te słowa do mnie. Nie przejęłam się nimi, ponieważ trzymałam Shawna za rękę, by nie zrobił niczego głupszego. Victor wsiadł do srebrnego mercedesa i odjechał. Jak gdyby nigdy nic.

Kurcze, Shawn mi zaimponował.

Nie każdy stanąłby w mojej obronie, tymbardziej jeśli wcześniej się całowaliśmy. Przypadkiem, ale jednak.

- Boże! - wykrzyczałam widząc w jakim stanie jest jego twarz, aczkolwiek było z nim dużo lepiej niż z tym chujem.

- Wystarczy Shawn. - zaśmiał się, a mi wcale nie było do śmiechu. Zorientowałam się, że nadal trzymam jego rękę.

Zaciągnęłam go do mojego domu, żeby opatrzyć mu rany. Miał rozciętą wargę i kilka zadrapań na policzku. Posiadziłam go na kanapie w salonie i skierowałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki.

Wróciłam do salonu i usiadłam obok niego. Wacikiem z wodą utlenioną zaczęłam delikatnie dotykać jego lewego policzka. Pojedyńcze syknięcia wydobywały się z jego ust.

- Dobrze? - zapytałam niepewnie. Chłopak kiwnął głową. - Dziękuję. Nie każdy nadatawiłby kark za zwykłą dziewczynę z sąsiedztwa.

Nie wiem co mnie naszło. To był odruch. Pocałowałam jego rany na policzku na co jego oczy bardziej się otworzyły.

- Przepraszam.

- Nic nie szkodzi. Chyba częściej zacznę się bić z twoimi byłymi. - zaśmiał się cwaniacko na co uderzyłam go lekko w ramię. - Mało mi siniaków?

Zaczęłam wycierać jego wargę z krwi. Tak strasznie chciałabym zasmakować teraz jego ust...

Kurwa, o czym ja myślę?

Czy on zaczyna mi się podobać?

Spojrzał mi w oczy tak głęboko, jakby chciał odkryć całe ich wnętrze.

- A czy tu też dostanę buziaka? - wskazał na rozciętą wargę udając, że boli go tak bardzo, że muszę dać mu buziaka bo umrze.

- No dobrze... - pocałowałam jego ranę, ale on chyba nie miał zamiaru kończyć na tym. Pogłębił pocałunek, a nasze języki walczyły o dominację. Wsadził mnie na swoje kolana i złapał w talii. Mruknął gdy wplątałam palce w jego włosy. Czułam się tak dobrze. Jakby cały świat nie istniał.

Był tylko on i jego usta.







Crush; S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz