W moim nieciekawym życiu pojawiają się jeszcze gorsze dni niż mam zazwyczaj.
To dni, w których nic nie robię, tylko oglądam filmy, które mnie smucą i słucham smutnej muzyki płacząc wraz z moim przyjacielem.
Lodami
No i dzisiaj był właśnie jeden z takich dni. Wtorek, miałam spotkać się z Shawnem, więc nazwałam go dniem depresji.
Siedzę i oglądam Harrego Pottera, cały czas rozpaczając nad Cedrikiem.
I nagle ktoś wchodzi do domu. Niemożliwe, by był to mój tata. On jest w pracy, chodź nie rozmyślałam nad tym długo, ponieważ przerwał mi płacz.
W zasadzie to ryk.
Weszłam do korytarza z wazonem w rękach czając się na potencjalnego włamywacza.
I nie uwierzycie kogo zobaczyłam.
Siedzęcego na podłodze z butami w rękach Marka. Okropnie płakał i wyglądał jakby właśnie wyszedł ze śmietnika.
- Cześć, mam żarcie. - gdy mnie zauważył od razu się podniósł i wszedł do salonu zostawiając mnie osłupiałą z wazonem w rękach.
- Cześć Mark, już chyba nawet wiem co ci jest. - szybko chwyciłam chusteczki z komody i wróciłam do przyjaciela.
Na jego twarzy pojawił się kilkudniowy zarost, miał okropnie rozmierzwione i tłuste włosy. Nie wspomnę już nawet o okropnym ubraniu.
- Co ma on czego nie mam ja? To dlatego że lubi blondynów? Ja się nawet na różowo dla niej przefarbuję. - siedział na rozłożonej sofie, płacząc gadał sam ze sobą.
Albo może mówił do mnie
Ups
- Ah, Mark ty też jesteś przystojny i w ogóle, ale Mel ma teraz jakiegoś laga mózgu. Poza tym chciała przyjechać w czwartek i... - ukończenie zdania uniemożliwił mi pisk latynosa.
- Jak to przyjeżdża?! I ty mi nic nie mówiłaś?
- Kazała mi nie mówić, bo przyjeżdża z tym fagasem. - Mark poryczał się jeszcze bardziej, a ja w tym momencie żałowałam, że się wygadałam. Mogłam siedzieć cicho, ale nie Vivian zawsze musi wszystko popsuć.
- Dobra, zostaję tu do końca tygodnia. - powiedział stanowczo. Nawet się nie sprzeciwiałam, wiedziałam, że nie mam szans.
- A masz coś ze sobą? Jakieś ubrania? Bo nie wiem czy się w moje wciśniesz. - kąciki ust przyjaciela lekko się uniosły na moje ostatnio zdanie. Zawsze ruszały go takie teksty.
- No mam...ale czekaj! Vivian czy ja wchodziłem z torbą? Japierdole! - nim zdążyłam się obejrzeć, brunet wybiegł na zewnątrz z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
Chłopak wrócił ze spuszczoną głową.
- W dodatku torby zapomniałem z taksówki, cudownie! -opadł na kanapę wzdychając ciężko. Zrobiło mi się go żal, najpierw dziewczyna z jego marzeń znajduje sobie chłopaka, a potem zapomina torby. - Jestem do niczego.
- Hej, Mark nie mów tak! Jesteś super miłym i zabawnym chłopakiem. No chodź do mamy. - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Brunet lekko się rozchmurzył i przytulił się do mnie kładąc mi podbrudek na ramieniu.
- Cieszę się, że cię mam. - odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Cierpiał choć chciał udawać, że wszystko jest dobrze.
- Dobra, zrobiło się zbyt sentymentalnie. - Mark dotąd patrzący na mnie uśmiechnął się pod nosem i spóścił głowę.
- Dotąd rozmawialiśmy tylko o mnie, a co z tobą? Widzę, że też po kimś rozpaczasz.
- Nie ważne, on nie jest tego wart.
*****
Wiem, że rozdział jest okropnie nudny i za to przepraszam, ale może następny będzie lepszy..