2 (II)

123 19 2
                                    

– Lethal ja mówię poważnie – zniecierpliwił się mój tata.

– Nie mam co do tego wątpliwości – żachnęłam się.

Ojciec zaczynał się denerwować wtedy tak jakoś nerwowo machał skrzydłami. Wolałam mu się nie narażać, więc postanowiłam zachować się jak grzeczna córeczka.

– Dobrze tato – zaczęłam. Jego mina trochę złagodniała – Dowiem się czegoś więcej?

– To chłopak. Ma osiemnaście lat, mieszka w Londynie przy Winchester Street. Jest synem Gai.

– Czy ja się aby nie przesłyszałam? Syn Gai? To on nie powinien być jakimś tytanem czy czymś?

– Jego ojcem jest zwykły człowiek.

– Mam jeszcze dwa pytania. Czemu mam go powstrzymać? I co ja mam z nim zrobić?

– Odpowiedź na pierwsze pytania, ponieważ Gaja mnie prosiła. To chyba oczywiste zaprowadź go do Obozu Herosów.

– Fajnie – powiedziałam z sarkazmem. Ciekawe czy dla innych też zrobiłby ten wyjątek i nie przychodził po ich dzieci. – Czemu on jest taki ważny?

– Gaja jest najstarszą boginią. Ten chłopak jest wyjątkowo potężny – tłumaczył.

– To ciekawe jak udało mu się przeżyć te osiemnaście lat. Kiedy mam rzekomo go uratować?

– Jak najszybciej.

– Mogę najpierw coś załatwić?

– Skoro musisz – westchnął.

– Obiecałam – odpowiedziałam z uśmiechem.

Dusza tego starego mężczyzny była już na szczęście po sądzie. Szybko poszło. Najwyraźniej tego dnia Minos i spółka miała mało pracy, pewnie nie chciało im się szczegółowo ogarniać każdego przypadku.  

– Mam nadzieję, że na mnie nie czekałeś – zaczęłam przepraszająco.

– Nie tylko chwilkę – odpowiedziała dusza.

– Gdzie Cię wysłali?

– Na Pola Elizejskie – uśmiechnął się.

– Twoja żona już tam jest?

– Tak, spytałem się ich.

– Dzisiaj są w wyjątkowo dobrych nastrojach – mruknęłam pod nosem. – Ja nie.

Kierowana instynktem zawiodłam duszę tego mężczyzny do żony, której nie widział dwadzieścia lat. Ona była kompletnie zdziwiona moim i jego widokiem. Mnie przytłoczył obraz ich szczęścia, kiedy się ściskali po tylu latach rozłąki. Pomyślałam o Danielu, chciałam się rozpłakać. Wzięłam się w garść i wyleciałam z Podziemia, po drodze pogłaskałam jeszcze Cerbera.

Leciałam przez Atlantyk, pogoda była całkiem znośna jak na późną jesień. Od czasu do czasu mijałam jakiegoś ptaka albo samolot, słyszałam statek. Nie spieszyłam się i dużo rozmyślałam, przez co nie zauważyłam oślepiającego błysku. Przestraszyłam się i wpadłam wody. Za ciepła to ona nie była. Wkurzyłam się i to porządnie. Miałam mokre skrzydła, na których moja prędkość w czasie lotu jeszcze bardziej malała. Unosiłam się na powierzchni. Wokół nie było nikogo, rozglądałam się niepewnie i szukałam wzrokiem kogoś kto mnie oślepił. Usłyszałam za plecami małą łódkę, odwróciłam się gwałtownie. W środku siedział młody rybak. Coś mi w jego wyglądzie nie pasowało, miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam. Uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe, idealne zęby.

– Apollo! Czy ty nie potrafisz się normalnie przywitać?! – krzyczałam.

– A już myślałem, że się będę musiał przedstawiać. Ułożyłem nawet haiku.

Córka ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz