5 (III)

95 9 2
                                    

Miałam powiedzieć o tym Patrickowi, ale gdzieś zniknął, więc wzruszyłam ramionami i w tamtym momencie poczułam na własnej skórze, co znaczy rozpędzona dwójka czternastoletnich bliźniaków. W ostatniej chwili chyba chcieli wyhamować, no ale cóż, nie wyszło. Dziw, że ustałam na nogach i to w szpilkach. Oklaski mi się należały.

– Guy (czyt. Gi), Rémi (czyt. Remi) – zawołałam wesoło, całkowicie zapominając o ponurym nastroju, w jaki wprowadziła mnie Lana. – Jak się cieszę, że was widzę. – Chciałam ich przytulić, ale się odsunęli szybko. – Co jest? – zdziwiłam się.

– Cztery lata Lethal – zaczął Guy, grożąc mi palcem. – Cztery lata, ty wiesz ile to jest?

– To jest ... – Rémi liczył coś w głowie. – W każdym razie, bardzo dużo dni.

– Matematyczny geniusz – żachnął się pierwszy z braci.

– Sam nie jesteś lepszy, głupku – odpowiedział mu Rémi.

Zaczęli się kłócić, mój wzrok wędrował od jednego do drugiego, po jakieś chwili zgubiłam się w temacie sprzeczki, założyłam ręce na klatce piersiowej i czekałam aż skończą. Trwało to naprawdę długo, w między czasie wrócił Patrick, całkowicie mnie ignorując. Przywitał się z bliźniakami, w odpowiedzi dostał krótkie „Cześć!" wypowiedziane przez nich równocześnie, a potem zaczęli się dalej kłócić. Wykorzystując okazję, odwróciłam się do syna Gai, chwyciłam go za poły marynarki i przyciągnęłam do siebie.

– Oni nie mogą się o tym dowiedzieć – wyszeptałam mu zdecydowanie do ucha.

– Czemu mi to mówisz? – zapytał z wzrokiem utkwionym w jakieś nimfie.

– Bo masz tendencje, żeby o tym rozpowiadać – rzuciłam wściekła i odepchnęłam go od siebie.

Bliźniaki najwyraźniej znudzone sprzeczką, przyglądały nam się. Ich miny wyrażały coś w rodzaju, „Co jest z wami nie tak?".

– Razem z bratem, ustaliłem ostatnio, że jeżeli cię spotkamy jeszcze kiedyś, to nie odezwiemy się do ciebie ani słowem – oznajmił Guy, patrząc mi prosto w oczy, zrobiło mi się przykro, uciekłam wzrokiem w podłogę.

– Coś wam jednak nie wyszło – odpowiedziałam, chcąc podtrzymać rozmowę, jednak nadal było mi głupio.

Zacisnęli usta i wytrzymali z dobre pół minuty, potem na ich twarzy wykwitł szeroki uśmiech i przytuliliśmy się. Stęskniłam się za tymi małymi wariatami.

– Obiecujesz nam jeden taniec? – zapytał Rémi.

– Każdemu z osobna, żeby nie było – wtrącił Guy.

– Oczywiście. Nie umiem tańczyć, najwyżej będą z nas mieli pośmiewisko – zażartowałam. – Cicho, zaczyna się.

Przez całą oficjalną część bliźniaki trzymały się blisko mnie i co chwila padało jakieś pytanie. Ten wieczór był tak kreatywny, pod względem wymyślania przeróżnych kłamstw, że aż sama nie mogłam w to potem uwierzyć. W każdym razie jak składałam parze młodej życzenia, to miałam jakieś takie złe przeczucie odnośnie tej całej Rose. Nie potrafiłam stwierdzić, o co mi dokładnie chodzi, i tak potem o tym zapomniałam, bo wciągnął mnie wir dobrej zabawy. Wkurzało mnie to, że Patrick zostawił mnie samą sobie i co chwila tańczył z jakąś inną dziewczyną. Trzymałam się z dala od wszelkiej roślinności, bo mogło się to dla nich źle skończyć. W pewnym momencie podszedł do mnie ciemnowłosy młody mężczyzna z blondynką u boku. Naprawdę miałam kłopoty z pamięcią, bo byli mi znajomi, ale nie potrafiłam w tej mojej mózgownicy znaleźć ich imion.

– Tym razem przynajmniej jesteś sucha – zagadnął chłopak.

Wtedy mnie olśniło.

– Percy! – wykrzyknęłam. – Miło cię widzieć. Dobrze wyglądasz. Reprezentujesz domek Posejdona?

Córka ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz