Poczułam to momentalnie, jak trzy następujące po sobie kłucia w sercu. W głowie pojawił mi się adres, który migotał jak neon. Tym razem było to Toronto. Tanatos twierdził, że szybko się do tego przyzwyczaję, ale ja nadal odczuwałam to wszystko, jako nieprzyjemny ból głowy. A jak to zignorujesz, jest coraz bardziej natarczywy i silniejszy, aż w końcu masz ochotę wykrzyknąć „DOBRA! Już idę się tym zająć!". Taka praca, odkrzyknęłam ojcu, że wiem, że to poczułam i lecę przyprowadzić tą trójkę.
Zeus musiał się z kimś pokłócić, bo lało jak z cebra. Stawiałam na Herę, bo tylko ona potrafi go wkurzyć jak nikt inny, albo Apolla, bo chmury były tak gęste i ciemne, że miało się wrażenie, jakby słońce w ogóle nie istniało. Przemoknięta leciałam pod wiatr przez całą drogę. Byłam otulona w bluzę z kapturem, która wyglądała komicznie w połączeniu z długim chitonem, który miałam na sobie. Zazwyczaj jak leciałam po jakieś dusze ubierałam się w coś typowo greckiego, bo pozwalało mi to poczuć się prawdziwą boginką. Dotarłam na miejsce w tak okropnym stanie, że gdybym naprawdę się tym przejmowała, to najpierw doprowadziłabym do porządku swoją fryzurę i makijaż. Weszłam do małego domku jednorodzinnego na przedmieściu i cieszyłam się, że podobne widoki już nie mają na mnie żadnego wpływu. W salonie leżały trzy ciała, dwójki kobiet i mężczyzny. Jedna z nich strzeliła sobie w głowę i na moje nieszczęście nawet po śmierci trzymała w dłoni pistolet i teraz wymachiwała nim, krzyczała i groziła duszy tego faceta. On i ta druga kobieta mieli po kilka pocisków utkwionych i w ich klatkach piersiowych. W jasny dywan nie mogło wsiąknąć więcej krwi. Ogarnęłam wszystko wzrokiem, nikt nie zauważył mojego przybycia. Usiadłam więc sobie obok duszy tej drugiej kobiety, która łkała skulona w kącie.
– Co się stało? – spytałam takim tonem, jakbym chciała zacząć przyjacielską pogawędkę.
– Co? Kim jesteś? – zapytała zdezorientowana.
– Kimś, kto ma was stąd zabrać – odpowiedziałam z westchnieniem. – To powiesz mi, co się tu stało?. – Wskazała wzrokiem ciała.
– Ja. – Zaczęła łkać jeszcze bardziej, czekałam aż się uspokoi, tamta dwójka jeszcze się kłóciła. – Z Lucasem jak zawsze rano, szykowaliśmy się do pracy, kiedy wpadła tu Lucy, jego była. Zaczęła coś krzyczeć o zdradzie, że czuje się oszukana i wiesz. – Pokiwałam głową i zachęciłam ją do kontynuowania, mimo że przez łzy trudno było ją zrozumieć. – Zaczęła strzelać do mnie, potem do Lucasa i na końcu chyba zastrzeliła samą siebie. – Wzdrygnęła się.
– Wiesz czemu? – zapytałam za pozorem zwykłej uprzejmości.
– Lucas zerwał z nią jakieś dwa lata temu, stała się zbyt zazdrosna i zaborcza, to było dla niego nie do zniesienia.
– Dziwisz się – prychnęłam. – W końcu to córka Aresa.
Spojrzała na mnie, nie pytajcie się mnie skąd ja to wiem. Może po prostu potem takie rzeczy się wyczuwa. Wiedziałam i tyle. Wtedy też zauważyła mnie pozostała dwójka. Sprawdziła się zasada, słyszysz, co chcesz usłyszeć. Kobieta chyba nie zajarzyła w czym rzecz, bo zaczęła mierzyć do mnie bronią. Z facetem było lepiej, nie odzywał się tylko czekał na rozwój sytuacji. Jak byłam w porządnym do tego nastroju rozsiewałam wokół siebie aurę, tego całego „Uwaga! Masz do czynienia z boginką. Nie kombinuj." Córka Aresa chyba błędnie to odczytała.
– Kim jesteś?! – zapytała wściekła kobieta, nadal do mnie mierzyła, co nie do końca mi się podobało.
Wstałam i dumnie wyprostowałam skrzydła, uniosłam głowę i uśmiechnęłam się.
– Jestem Lethal, córka Tanatosa i boginka śmierci z miłości.
– Nigdy nie słyszałam o takiej bogince – odpowiedziała śmiejąc się.
CZYTASZ
Córka Śmierci
FanficBycie herosem to już ciężkie zadanie, a co dopiero kiedy dostaniesz awans... Serio, nie polecam. Jestem Lethal, była heroska, obecnie ... zresztą przekonacie się sami. Mam pecha, nienawidzi mnie matka mojego chłopaka, tak samo jak część olimpijskiej...