6/1 (II)

121 8 6
                                    

Pozostałą część dnia spędziłam z przyjaciółmi. Odnalazłam w tym cząstkę tego, czego pragnęłam, gdy trafiłam do Obozu, a co mi tak szybko odebrano. Kilka godzin bez zmartwień i problemów. Chciałabym, aby tak wyglądała większość moich dni. Powrót do ponurej rzeczywistości podarował mi sygnał dźwiękowy oznajmiający gotową kolację. Zgodnie z tym co powiedziałam wcześniej Panu D., nie poszłam na nią. Zaszyłam się w domku i nudziłam się. Właściwie to kręciłam się w kółko wykorzystując czas w najmniej pożyteczny sposób. Nie mogłam być z siebie dumna, Dionizosa zapewne rozpierało to uczucie, udało mu się mi dopiec. Ja jednak już planowałam zemstę, na samą myśl o tym uśmiechnęłam się złośliwie do mojego lustra. Odbicie odpowiedziało tak samo i miało zamiar coś powiedzieć, ale zamarło. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Daniela. Miał potargane włosy, jakby wielokrotnie przeczesywał je palcami z nerwów lub z wściekłości. Obstawiałam to drugie wnioskując, po jego spojrzeniu, mówiącym „Co to ma wszystko znaczyć?!" lub „Zabije Cię!".

– O co chodzi? – spytałam zdziwiona.

– Ty mi się jeszcze pytasz?! – krzyknął.

– Tak – odpowiedziałam. – Bo nie mam pojęcia, dlaczego wpadasz tu wściekły i z pretensjami – dodałam, starając się zachować spokój.

– Wiem o wszystkim – powiedział.

– Czyli o czym? – zapytałam i spojrzałam mu głęboko w oczy. Odwrócił po chwili wzrok i zaczął krążyć po pokoju, tak jak ja zaledwie kilka minut wcześniej.

– Że mnie zdradziłaś.

– Z nikim cię nie zdradziłam, bo jakbyś zapomniał, nie jesteśmy już razem! – krzyknęłam wściekła. Posądzał mnie o coś czego nie zrobiłam, ale domyślałam się skąd wziął takie idiotyczne pomysły. – I zapewne o wszystkim wiesz od Lany lub któreś z jej siostry.

Nic nie odpowiedział, zatem musiała to być prawda. Nie wiedziałam czy mam się wściekać za te oskarżenia czy zacząć się śmiać z głupoty mojego byłego chłopaka.

– I co ci takiego powiedziały? – zapytałam.

– Że ty i ten nowy wychodziliście razem z twojego domku – zaczerpnął powietrza i dodał. – Z samego rana.

– Więc od razu, że zdrada. Jesteś chory. – Chciałam dodać, że ma się wynosić i nie chce mieć z nim nic więcej do czynienia, ale nie mogłam się na to zdobyć.

Patrzyliśmy zatem na siebie wściekli, szukając oznak słabości czy czegoś by złamać przeciwnika. Czułam się jak na ringu, kto dłużej wytrzyma, kto pierwszy przerwie ciszę. Nigdy nie sądziłam, że będę miała do czynienia z taką sytuacją osobiście. Jedną z twarzy miłości jest zazdrość, w tamtym momencie trudno mi było w to uwierzyć, że chodzi właśnie o to. Byłam upokorzona oskarżeniami o zdradę, której nigdy nie popełniłam, zaczynałam powoli wątpić we wszystko co czułam.

– Wytłumacz zatem wszystko – pierwszy przerwał tę ciszę.

– Przyszedł do mnie wieczorem – westchnęłam. – Rozmawialiśmy, jakby nie patrzeć byłam jedyną osobą tutaj, którą znał dłużej niż trzy godziny. Było późno, nie chciał wracać do obcych, więc pozwoliłam mu zostać. Cała historia.

– Nie wierzę ci – powiedział po chwili zastanowienie i podszedł do mnie bliżej. Nasze twarze znalazły się w odległości kilku centymetrów od siebie.

– To twój problem – odpowiedziałam wściekła. Naprawdę wzburzona i zmęczona tą bezsensowną rozmową.

Nie dość, że mam na karku jego ojca, który zakazał nam być razem. Wie, że mimo to go kocham a jeszcze oskarża mnie o zdradę. Myślałam, że oszaleje. Wtedy poczułam silny cios w policzek, kompletne zaskoczenie sprawiło, że upadłam na podłogę. Czułam ciepło rozchodzące się po twarzy od miejsca, które było celem. Byłam zszokowaną i wściekłą boginką, co nie oznaczało nic dobrego w tamtej chwili dla Daniela. Poruszyłam delikatnie skrzydłami i zerwałam się na nogi. Byłam silniejsza teraz, więc bez problemu chwyciłam go za gardło, przydusiłam do ściany i uniosłam lekko do góry. Czułam jak powoli jego komórki obumierają, a mnie to właściwie cieszyło.

– Wiesz co – zaczęłam mówić powoli, rozkoszując się tym, jak Daniel ma coraz więcej problemów z oddychaniem. – Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek tak naprawdę coś do ciebie czułam. Może to było tylko chwilowe zauroczenie. Przyznam szczerze, dosyć silne. – Uśmiechnęłam się do niego. – Teraz widzę, że nie znałam prawdziwego Daniela. Wiesz co, życzę ci aby każda dziewczyna miała okazję przekonać się od razu jaki jesteś naprawdę. – Puściłam go, leżał przez chwilę, próbując dojść do siebie. – A teraz wynoś się stąd.

Czekałam, aż zrobi co powiedziałam. Samo wstanie zajęło mu dobre kilka minut. Zaczynałam się niecierpliwić. Kiedy w końcu już podniósł się na nogi, zamiast normalnie wyjść, bo to w końcu mój domek, on pocałował mnie, tłumacząc, że nie chciał tego zrobić, że przeprasza, że mu przykro. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, odepchnęłam go, uderzył mocno o ścianę, tyle dobrego, że nie stracił przytomności. Najpierw bije, potem całuje, coś tu jest nie tak. Myślałam, że coś mnie zaraz trafi. Sięgnęłam po wisiorek, po chwili w dłoni trzymałam miecz, który przyłożyłam mu do gardła.

– Nie chce cię zabić – wyszeptałam obojętnie.

– Nie zrobisz tego, przecież mnie kochasz – odpowiedział Daniel, patrząc mi w oczy, w których i tak mógł dostrzec tylko wściekłość.

– Nie chce się o tym przekonywać. Problem w tym, że nic już do ciebie nie czuje, nie kiedy zobaczyłam jaki naprawdę jesteś – powiedziałam i zmieniłam broń z powrotem w wisiorek. – Idź już.

W końcu zniknął, miałam nadzieję, że na dobre z mojego życia. Poczułam się dziwnie wolna, nie wiedziałam jednak od czego. Nie byłam nawet pewna czy to powiedziałam Danielowi było do końca prawdą. Cały czas jednak gotowałam się z wściekłości, wzięłam więc plecak z rzeczami, lustro pod pachę i postanowiłam natychmiast opuścić Obóz. Kierowałam się na lotnisko, zaczęło padać. No świetnie, pomyślałam i zaczęłam złorzeczyć na każdego kto mi się nawinął na myśl. Na dodatek nigdzie w pobliżu nie mogłam dostrzec żadnej taksówki. Jak już jakaś przejeżdżała, to nie chciała się zatrzymać. Wszystko w przeciągu kilku dni odwróciło się przeciwko mnie. Jedyna rzecz jaka mnie cieszyła, to że nie chciało mi się ryczeć. Podniosłam wzrok na poboczu stała taksówka, wysiadł mężczyzna i podszedł do mnie. Miał koło czterdziestu lat, ciemne włosy i oczy, które spoglądały na mnie zaciekawione.

– Nie boisz się tak sama po nocy chodzić? – zapytał.

– Nie – odpowiedziałam wściekła. Co jeszcze dzisiaj ma mnie spotkać, miałam złe przeczucie co do tego faceta, ale potrzebowałam niezwłocznie transportu. Każdy uznał by mnie w tej sytuacji, za kompletną idiotkę, ale ze złamanym skrzydłem nie miałam innej opcji. – Próbuje dostać się na lotnisko – dodałam z uśmiechem. – Ale nie mam przy sobie żadnych pieniędzy.

– Cóż byłby ze mnie za człowiek, gdybym ci nie pomógł. Wsiadaj – wskazał na samochód.

W zupełnie innej sytuacji, nie zgodziłabym się na coś takiego. Zaraz po ruszeniu zaczął mnie zagadywać. Odpowiadanie bez cienia wściekłości w głosie, było tak trudnym zadaniem, że raczej mruczałam pod nosem niż normalnie mówiłam. Po jakimś czasie stwierdził, że to nie ma sensu i tylko od czasu do czasu na mnie zerkał. Gdy spoglądałam przez okno analizując każde słowo z kłótni z Danielem, niespodziewanie poczułam coś na moim kolanie. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę, była to ręka taksówkarza. Kolejna sytuacja, tego dnia, która doprowadziła mnie do wrzenia. 

Tym razem postanowiłam jednak nie dać się jej ponieść. Chwyciłam więc jego nadgarstek i uniosłam rękę do góry. Trzymałam tak przez dłuższy czas patrząc na mężczyznę, kiedy zobaczyłam, że coś mu zaczyna nie pasować i odczuwa skutki mojej mocy, powiedziałam spokojnie i chłodno – Jeszcze chwila i jedyne co będziesz mógł zrobić z tą ręką, to ją amputować. Bez ręki, to ciężko ci będzie pracować jako taksówkarz. – Przyglądałam się uważnie jego kończynie. – Wątpię, żebyś posiadał kwalifikacje, do jakiegokolwiek innego zawodu. – Uśmiechnęłam się do niego, taksówka zatrzymała się gwałtownie, mężczyzna próbował się wyrwać patrząc na mnie ze strachem. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać, tak jak na mnie przystało, czyli córkę Tanatosa. Dobrze, że ten człowiek nie widział skrzydeł, bo jeszcze by zawału dostał, a zresztą wtedy tata musiałby tu przylecieć i zabrałby mnie do domu. To była kusząca propozycja, ale nie byłam mordercą.

– Puść mnie! – krzyczał.

– Zawieź mnie prosto na lotnisko, a nic ci się nie stanie – odpowiedziałam.

– Zrobię to, tylko mnie puść.


Córka ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz