Usłyszałam otwierane drzwi. Ktoś powoli je zamknął i niepewnie usiadł na krzesełku obok łóżka. Poczułam rękę na moim ramieniu. Nie odwróciłam się.
-Stacy... - usłyszałam zmartwiony głos Franka. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Twoja mama chciała dobrze... martwi się o ciebie.
-Nie martwiła się przez tyle lat. - powiedziałam, łamiącym się głosem. - Czemu miałaby teraz?
-Martwiła się cały czas... - wziął rękę. - Odwróć się do mnie.
Powoli zrobiłam to o co prosił. Miałam czerwone, od płaczu, oczy.
-Nie płacz, proszę. - wytarł moje łzy. - Wiem, że kochasz Michaela, ale może przerwa wam pomoże?
Może to nie jest taki głupi pomysł? Nie! Nie myśl tak Stacy. Mimo, że Myers cię zranił to na pewno się martwi. Zresztą zrobił to przypadkiem.
-Nie... - szepnęłam i usiadłam na łóżku. - On się martwi.
-Wiem, że się martwi ale pomyśl nad tym. - uśmiechnął się lekko.
-Kiedy wychodzę ze szpitala? - zmieniłam temat.
-Za tydzień. W tym czasie zaatakujemy to miasto ale zostawimy lekarzy. - wstał. - Chcesz coś do picia?
-Tak, poproszę. - odpowiedziałam i czekałam aż wyjdzie.
Gdy to zrobił, wstałam i podeszłam do okna. Było to spore miasto. Wciąż mnie zastanawia czemu policja ani wojsko nie interweniuje. Mają przecież wielką przewagę liczebną. Może czekają na odpowiedni moment? Albo po prostu się poddali.
Patrzyłam na ulice pełne samochodów i motorów. Było też sporo rowerzystów, nie wspominając o pieszych. Każdy z nich ma własne życie...
Nagle zauważyłam jakąś dziewczynkę. Spojrzała mi prosto w oczy i mi pomachała. Również to zrobiłam, a na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Dziewczynka wciąż patrząc na mnie wbiegła na ulicę. Potrącił ją samochód.-Nie! - krzyknęłam i wraz z kroplówką wybiegłam z sali
Brzuch mnie strasznie bolał.-Ej co się stało? - zapytała Susie torując mi przejście.
-Ktoś potrącił dziewczynkę! - krzyczałam i chciałam przejść. - Tam na drodze!
-Już spokojnie... - złapała mnie za ramiona. - Pewnie ratownicy po nią pobiegli. Nie masz się co martwić. Wracaj na sale.
Niepewnie wróciłam i podeszłam do okna. Z wypadku została tylko wielka plama krwi. Poczułam się słabo, więc usiadłam na łóżku. Usłyszałam pukanie, po czym wszedł Frank z butelką wody. Podał mi ją i usiadł obok. Podziękowałam i się napiłam.
*3 dni później*
Z tego co się dowiedziałam to potrącona dziewczynka przeżyła. Ma na imię Sara i ma jedenaście lat. Miała dużo szczęścia, bo ratownicy byli w pobliżu.
Jak na razie nikt mnie nie odwiedza. Moi ,,przyjaciele'' właśnie zabijają niewinnych ludzi. Pewnie niedługo dotrą do szpitala. Lekarze kazali nam się ewakuować, jednak ja nie ruszyłam się z miejsca, tak jak kilka osób. Gdy tamci zapytali ich czemu nie chcą uciekać, ci odpowiadali, że i tak nie mają po co żyć, a ich śmierć nic w świecie nie zmieni.
Nagle usłyszałam krzyki. Podeszłam do okna i widziałam jak umierają.
-Sara zaczekaj! - usłyszałam głos pielęgniarki, po czym drzwi do mojej sali gwałtownie się otworzyły.
Dziewczynka wbiegła i mnie przytuliła. Oszołomiona spojrzałam na kobietę stojącą w drzwiach. Ona też nie wiedziała co się dzieje.
-To pani mi pomachała! - mocniej mnie przytuliła.
O mój boże! Co ja mam teraz zrobić? Jakieś obce dziecko się do mnie przytula! Nie panikuj Stacy! Nie panikuj!
-O mój boże. - ponownie spojrzałam na pielęgniarkę, prosząc o pomoc.
-Ch.chodź Sara. - jąkała się. - Nie przeszkadzaj pani.
-Nie! - krzyknęła oburzona. - Ja tu zostaje!
Jasna cholera! Jakieś dziecko się do mnie przyczepiło! Pomocy! Otworzyłam szerzej oczy. Czy właśnie zostałam matką?! Ja nie chce! Jestem na to za młoda! Za jakie grzechy?! Co ja takiego zrobiłam?!
Pielęgniarka zaczęła się wycofywać. Pokręciłam głową żeby mnie nie zostawiała. Ona jednak speszyła się, lekko mi pomachała i wyszła. No to pięknie... Zostałam z nią sama.
-Sara? - mój głos lekko zadrgał.
-Tak? - odsunęła się i spojrzała mi w oczy.
-G.gdzie są twoi rodzice? - spytałam już trochę pewniej.
-Śpią. - uśmiechnęła się.
Jak to śpią?!
-Ale... gdzie?
-Na chodniku. - zaśmiała się. - Musieli być naprawdę zmęczeni.
O mój pierdolony boże. Jej rodzice nie żyją. Jak mam jej to powiedzieć? Otworzyłam już usta, ale przerwał mi krzyk pielęgniarki i huk. Dziewczynka siedziała na łóżku, a ja wciąż stałam przy oknie. Drzwi gwałtownie się otworzyły. Stał w nich Michael. Szybko do niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję. Objął mnie w tali.
~Nic ci nie jest? ~ usłyszałam głos w mojej głowie.
-N.nie. - odsunęłam się.
-Pan jest mężem cioci? - zapytała wstając z łóżka.
JAKIEJ CIOCI?! Znów rozszerzyłam oczy i spojrzałam na mężczyznę. Bezgłośnie powiedziałam ,,pomocy".
-Czy ja usłyszałam pana głos w głowie? - zapytała zaciekawiona.
-Tak. - odpowiedziałam za niego.
-W takim razie... - uśmiechnęła się szeroko i go przytuliła. - Cześć wujku!
Michael niepewnie ją przytulił i spojrzał na mnie. Chciałam widzieć jego minę, więc zdjęłam mu maskę. Oczy miał rozszerzone. Widać było, że jest zdezorientowany. Tak samo jak ja.
-Stacy! - do pokoju wszedł Frank, ale widząc zaistniałą sytuacje, zatrzymał się. - Em...
-Nie pytaj. - przerwałam mu.
-Kim pan jest? - zapytała Sara gdy odsunęła się od Myersa.
-Ja? Kim ja jestem? - spojrzał na nas. - Ja...
-To twój... drugi wujek. - wymyśliłam coś na szybko. - A to ciocia!
Powiedziałam wskazując na przechodzącą Julie, która zdezorientowana przyjrzała się dziewczynce.
-Ciocia! - mała ją przytuliła.
Ta rozszerzyła oczy i nie wiedziała co się dzieje. Ręce miała w górze, a wzrokiem wołała nas o pomoc.
-Stacy... - powiedział Frank. - Co z nią zrobimy?
Drugą część wyszeptał. Wzruszyłam ramionami. Nie chce być ciotką... ale nie chce patrzeć jak ona umiera. Jej rodzice nie żyją. Jest sama...
~I co teraz?
-Nie wiem. - szepnęłam.
-Ciociu Stacy? - dziewczynka spojrzała na mnie. - Zrobiłam się głodna. Chodźmy coś zjeść!
Julie wciąż stała w takiej samej pozycji.
Wszyscy skierowali wzrok na mnie, dając znak, że ja decyduję o dalszym losie Sary.
-A więc...
Znowu polsat! A jak wam życie mija? Już niedługo szkoła moi drodzy xD
CZYTASZ
Dead by Halloween
Short StoryZnana i przerażająca gra wypuszcza morderców na światło dzienne. W Haddonfield umiera masa ludzi, jednak jedna osoba przeżyła. WOLNO PISANE