Wspięłam się na pobliskie drzewo i obserwowałam. Widziałam jak do Marka i jego córki podchodzi Philip. Mężczyzna mu wszystko wytłumaczył. Wraith tylko przytakiwał, po czym pozwolił mu iść sam kierując się do lasu.
-Staaaacy. - wołał mnie. - Wiem, że tu jesteś. Wyjdź już, wszyscy się o ciebie martwimy.
Pokręciłam lekko głową i spojrzałam na bruneta, który kierował się do swojego domu. Przynajmniej dwóch ludzi przeżyło w tym mieście. To już coś. Po drugiej stronie drogi szła Lisa. Nagle spotkałam się z nią wzrokiem. Szybko zeszłam z drzewa i zaczęłam biec przed siebie. Philipa nigdzie nie widziałam, więc lepiej dla mnie. Usłyszałam jak Hag kogoś woła. Cholera!
Biegłam już od kilku minut. W końcu trafiłam na małą polanę. Była na niej stara wieża widokowa. Weszłam na nią i się ukryłam. To okropne miejsce do schowania się, ale lepsze to niż znowu drzewo.
To wszystko co się teraz dzieje to dla mnie za dużo. Od kilku lat żyłam w cichym miasteczku, a do tego nie miałam jakiś wielkich przygód. Moją ulubioną rozrywką było jeżdżenie na rolkach, jednak i tak mogłam to robić jedynie w sobotę, lub w niedzielę. Gości przyjmowałam rzadko, jedynie moja przyjaciółka częściej mnie odwiedzała. Teraz zawsze ktoś jest obok mnie. Jeździmy po miastach i... oni zabijają ludzi. Nie miałam nawet chwili prywatności, bo zawsze ktoś się nawinął. To dla mnie za duża zmiana... aż za duża.
Wzięłam głęboki wdech, kiedy usłyszałam kroki. Do oczu naleciały mi łzy, nie wiedząc czemu. Chwila słabości? Może. Wargi mi zadrżały przez co zakryłam twarz w dłoniach. Poczułam spływające krople łez. Ktoś wszedł po drabinie.
-Dlaczego uciekłaś? - usłyszałam troskliwy głos Julie.
-Ja już tak nie mogę. - odkryłam twarz i na nią spojrzałam. - To... to wszystko to dla mnie za dużo.
Nie odpowiedziała tylko usiadła obok i przytuliła. Zaczęła głaskać mnie po głowie.
-Nie płacz. - szepnęła. - Wszystko będzie dobrze. Nie musisz przecież jeździć z nami.
-Nie chce was stracić.
-Nie stracisz. - zaśmiała się lekko. - Będziemy codziennie dzwonić, a co jakiś czas odwiedzać. Coś się wymyśli... mam prośbę.
-Jaką? - wydukałam.
-Opowiedz mi co się stało... no wiesz... jak byłaś mała.
Odsunęłam się lekko i spojrzałam jej w oczy. Wytarłam łzy.
-Mój ojciec znęcał się nad nami. - zaczęłam chociaż nie chciałam tego mówić. - Kiedy... kiedy źle coś zrobiłam to mnie bił, tak samo moją matkę. Co drugą noc przychodził do mnie i... i mnie...
Wybuchłam płaczem. Julie mnie przytuliła.
-Już cii. Nie musisz tego mówić.
Po kilku minutach trochę się uspokoiłam. Nie dokończyłam wcześniejszego tematu i nie chciałam go poruszać.
Wyszłam wraz z kobietą z wieży obserwacyjnej i udałyśmy się do miasta. Otuliła mnie ramieniem i co jakiś czas pocieszała. Jak na mordercę to naprawdę jej się to udaje. Gdy weszłyśmy do miasta nikogo nie było widać. Ucieszyłam się, bo nie chciałam teraz z nikim innym rozmawiać i odpowiadać na milion pytań. Julie zaprowadziła mnie do jej (i reszty czyt. dom Legiona) domu. Usiadłyśmy na kanapie.
-Powiem im, że wróciłaś.
-N.nie... - powiedziałam cicho. - Nie zostawiaj mnie.
-No dobrze. - uśmiechnęła się lekko i mnie przytuliła.
Nagle ktoś wszedł do domu.
-No jasna cholera! - krzyknął Joey. - My chodzimy po lesie i cie szukamy, a wy sobie tu siedzicie?!
-Uspokój się Joey. - powiedziała poważnym tonem brunetka.
-Nie mogłaś nam tego powiedzieć?
-Przed chwilą przyszłyśmy. - broniła nas.
-No i co z...
-Przestań! - przerwała mu. - Powiedz innym, że jest bezpieczna.
Mężczyzna pomruczał coś pod nosem i wyszedł. Julie spojrzała mi w oczy.
-Uśmiechnij się. - założyła mi włosy za ucho. - Widać, że płakałaś. Pewnie zaraz przyjdzie Michael.
Pociągnęłam nosem, po czym opuściłam głowę.
-Nie smuć się. - położyła rękę na moim udzie. - Jak chcesz to mogę tu zostać.
Pokiwałam lekko głową i ją podniosłam. Odetchnęłam przez usta. Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się lekko.
Po kilku minutach ktoś wszedł do domu. Nikt się nie odzywał, więc wiedziałam, że to Myers.
-Obiecałam jej, że zostanę. - powiedziała Julie.
Czyli mężczyzna chce ze mną porozmawiać w cztery oczy. Ukucnął naprzeciwko mnie, położył ręce na moich kolanach i spojrzał mi w oczy.
Odwróciłam głowę w drugą stronę tak żeby na nich nie patrzeć.~Stacy. ~ zaczął Michael. ~ Czemu uciekłaś?
-Nie chcę o tym rozmawiać.
~Ale musisz.
-Właśnie, że nie muszę. - warknęłam.
Nie wiem czemu, ale byłam na niego wkurzona. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Poczułam rękę na mojej brodzie, która zmusiła mnie do spojrzenia w oczy Myers'owi, jednak po chwili mój wzrok wylądował na ziemi obok niego.
~Czemu uciekłaś? ~ powtórzył.
-Michael... odpuść sobie, proszę. - mój głos się łamał.
~Płakałaś... To przez twoją matkę, tak? Słyszałem, że pokłóciłaś się z nią o ojca.
-Przestań! - wkurzyłam się. - Nie chce o tym rozmawiać.
-Michael daj jej spokój. - wtrąciła Julie. - Stacy chodź coś zjeść.
Złapała mnie za rękę, po czym wstała. Mężczyzna mocno zacisnął dłonie na moich udach. Pisnęłam z bólu, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-To boli! - jęknęłam.
-Zostaw ją. - warknęła dziewczyna.
Myers zignorował ją. Wstał, złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpnął. Prosiłam go żeby przestał, jednak nic sobie z tego nie robił. Zaciągnął mnie do sypialni, zamknął drzwi na klucz i popchnął mnie na łóżko, a sam zaczął krążyć po pokoju. Nigdy jeszcze się tak nie zachowywał. Szczerze to zaczęłam się trochę bać.
Po kilku minutach stanął naprzeciwko mnie. No to zaczyna się poważna rozmowa...
CZYTASZ
Dead by Halloween
Short StoryZnana i przerażająca gra wypuszcza morderców na światło dzienne. W Haddonfield umiera masa ludzi, jednak jedna osoba przeżyła. WOLNO PISANE