Im więcej komentarzy, tym szybciej wstawiany jest rozdział!
Wczorajszy dzień z Shawnem był wspaniały. Spędziliśmy go razem i nikt nam nie przeszkadzał. Najpierw poszliśmy na naleśniki. Oczywiście moje ulubione, czyli takie z nutellą i żelkami.
O dziwo, pamiętał taki szczegół.
Chociaż w sumie na naleśniki chodziliśmy prawie codziennie. Taka nasza tradycja. Zjedliśmy jeszcze gofry. Shawn ubrudził się czekoladą, więc mu ją starałam z kącika ust. Znowu zaistniała niezręczna sytuacja. Przypomniałam sobie o tym "pocałunku". Na Shawnie chyba nie zrobił większego wrażenia, bo przeszedł po tym do porządku dziennego. Trudno, muszę się z tym pogodzić. Mam go chociaż w formie przyjaciela, a to dla mnie dużo. Może niewystarczająco, ale dużo. Dłużej się nad tym zastanawiając, to sama nie wiem, co do niego czuję. To trochę skomplikowana relacja jak dla mnie.
Po zjedzeniu gofrów poszliśmy do parku, gdzie odbył się koncert małoznanej jeszcze grupy młodych muzyków. Grali świetnie. Sądzę, że jeżeli ktoś ich zauważy, to mają szansę stać się znani. Tak jak Shawn.
Wróciliśmy do domu naprawdę późno. Tak właściwie to jeszcze przed moimi rodzicami. Muszę z nimi porozmawiać o wspólnych wakacjach. Może być to naprawdę fajna okazja na polepszenie kontaktów. Są dobre, ale ciągle wychodzenie rodziców mogło ją trochę osłabić. Nie mam im tego za złe, bo jestem już duża, ale każdy potrzebuje kochających rodziców. Nie mieliśmy już na nic siły z Shawnem po przybyciu do domu, więc poszliśmy spać. Obudziłam się jakoś o północy, kiedy rodzice wrócili. Słyszałam, jak się kłócą, więc wolałam nie schodzić, aby nie dolewać oliwy do ognia. Nie mogłam długo zasnąć przez ich krzyki.
Obudziłam się, ubrałam, uczesałam i zeszłam na dół. Nie mogłam uwierzyć, że już jest poniedziałek. Za niedługo moje urodziny. Nie wiem, czy chcę je świętować. Mam świętować starzenie się? Naprawdę? Jak już to wolę to robić ze świadomością, że to jest jeden rok mniej cierpienia na tym świecie.
Gdy zeszłam do kuchni, nikogo nie było. Mama z tatą pewnie prędko nie zasnęli, więc będą spać do południa. Mają jeszcze kilka dni wolnych od pracy, więc korzystają.
Kto bogatemu zabroni?
Shawn już wczoraj wieczorem powiedział mi, że wychodzi wcześniej, bo musi udzielić wywiadu do jednego z czasopism. Znając życie, szybko nie wróci. Jest już jedenasta, więc pisze do Amy. Może razem gdzieś wyjdziemy. Czekam już godzinę, a odpowiedzi nadal nie ma. Coś jest nie tak. Zazwyczaj dostaję je w ułamku sekundy, a teraz nic. Może jej się telefon rozładował? Chyba nic się jej nie stało, bo co by mogło? Moją głowę zaprzątają różne myśli, w szczególności te mniej miłe. Postanawiam do niej zadzwonić. Nikt nie odbiera, ale jest sygnał. Nie chcę dłużej się zamartwiać i idę do domu Amy. Mam nadzieję, że ją tam zastanę, bo inaczej naprawdę zacznę panikować. Mówiąc, że szłam, skłamałabym, ja biegłam. Biegłam tak, jakby gonił mnie ktoś z siekierą. Poważnie. Jeszcze ta moja kondycja, której nie mam. Połączenie idealne. Po kilku minutach intensywnego biegu, zdyszana jak nigdy w życiu, docieram do domu przyjaciółki. Wchodzę do środka. W korytarzu powieszone jest lustro.
Widząc w nim swoje odbicie, o mało nie dostaję zawału. Jestem cała czerwona, a moje włosy wyglądają tak, jakby grzebienia przez tydzień nie widziały!Teraz już rozumiem, dlaczego ludzie na ulicy patrzyli na mnie tak dziwne.
Nie zastanawiając się już dłużej nad sobą, udaję się do pokoju Amy. Dziewczyna siedzi przed toaletką i się maluje. Zaraz, co?! Ja się martwię, a ona się tak zwyczajnie maluje. Znaczy cieszę się, że nic jej nie jest, ale bez przesady odpisać by mogła.