Rozdział X

158 11 9
                                    

Bayram ledwo tłumił swój przyspieszony oddech – nie chciał obudzić smacznie śpiącej trójki kolegów, z którymi dzielił pokój. Po kilku chwilach w końcu odsunął dłoń od ust i powoli zszedł po drabince przystawionej do piętrowego łóżka. Praktycznie na palcach przemknął się przez całe pomieszczenie do łazienki, zasunął zamek i dopiero wtedy zaświecił światło. Nie zdążył odwrócić wzroku, gdy jego oczom ukazał się najgorszy, spodziewany widok – znajdujące się na plastikowym włączniku palce były zakończone pazurami. Opuścił powieki i wolno obrócił się do niewielkiego lustra. Nie ściskał szczęk, bo kły już się powiększyły, a przymknięte oczy wcale nie rozładowywały ciepła nasilającego się w skroniach. Pokręcił kilka razy głową, aby rozluźnić napięty kark, ale wiedział, że ostatecznie znów trzeba będzie się z tym zmierzyć.

Otworzył oczy. Westchnął, ogarnięty rezygnacją i brakiem sił na jakąkolwiek reakcję, inną niż powtórzenie w myślach: Znowu. Bo właśnie po raz kolejny w odbiciu oglądał zniekształcone rysy swojej twarzy – zapadnięte policzki, rozszerzony nos, zmarszczone czoło, no i te błyszczące wściekłym odcieniem żółtego oczy, podczas gdy spod uniesionych lekko warg wystawały ostro zakończone zęby. Wszystko dopełniały nieustannie spięte mięśnie i akompaniament szponów rysujących po umywalce. Tak zdecydowanie nie wygląda typowy chłopiec w wieku trzynastu lat.

Wziął kilkanaście głębokich wdechów i pomyślał o wszystkim, co tylko mogło kojarzyć się ze spokojem: spacer po otwartej, bezkresnej przestrzeni, ulubiona książka czytana na świeżym powietrzu, atmosfera po przechodzącej burzy... Cokolwiek, byle na zewnątrz, bez względu na pogodę. Dom dziecka nie zaszczepia w człowieku czegoś takiego jak poczucie chęci posiadania własnego pokoju, choćby nawet jednego kąta. Nie istnieje pojęcie „u siebie", a przynajmniej nie sięga ono dalej niż poza łóżko po zachodzie słońca. Natomiast placówka taka uczy doceniać nocne chwile spędzane z własnymi myślami. Tyle, że Bayram po zmroku obcował również, choć przerażała go ta refleksja, z innym sobą.

Znów pogrążył się we wspomnieniach. Trzynaste urodziny... Uważał je za jedną z tych rocznic mających konkretny wydźwięk w nazwie. Sądził, że należałoby po przekroczeniu tej pierwszej poważnej granicy wiekowej choćby troszkę dojrzeć, spróbować opuścić dziecięce przyzwyczajenia, zmądrzeć. Po prostu się zmienić. No i, iście ironicznie, ponad pół roku temu dostał to, czego chciał.

Nie dokończył wtedy kolacji. Musiał wyjść ze stołówki, z trudem powstrzymując łzy, które słownymi złośliwościami chcieli z niego wycisnąć starsi wychowankowie. Wykorzystywali perfidnie tak ważny dla niego dzień. Wrodzona nieśmiałość nie pozwalała mu się im odgryźć, choć miał na to wielką ochotę. Ale nie potrafił nawet podnieść głosu. Do tego wszystkiego, nie umiał sobie poradzić ze strachem na myśl o reakcji innych na jego zachowanie. Przylgnęło do niego, że jest cichy i grzeczny, lubi się bawić z innymi, ale na ogół trzyma się z boku, ot typowy szaraczek z nikim bliżej się nieprzyjaźniący. Mimo że chciałby się otworzyć, obawiał się tego. Trudno mu było walczyć z własnym charakterem, zawsze na podłodze za zamkniętymi drzwiami łazienki.

Po kilkunastu minutach opanował drżące od głuchego szlochania ciało. Otarł policzki rękawem swetra, a gdy się podniósł do umywalki w celu przemycia twarzy chłodną wodą, zamarł. Spod szarego materiału ciągnącego się do dłoni wystawały palce, ale z nienaturalnie długimi paznokciami. Zamrugał kilkukrotnie, mając nadzieję, że mu się przywidziało, lecz nie – zakrzywione, długie na kilka centymetrów i ostro zakończone pazury. Uniósł powoli rękę, kiedy kątem oka napotkał swoje odbicie w lustrze. Bardzo krótki, ale intensywny krzyk chłopca wypełnił pomieszczenie na widok ciągle swojego, ale już na pewno nieludzkiego oblicza, które zapamiętał na zawsze.

Instynktownie próbował się uspokoić przez przywołanie w wyobraźni nawet najmniejszych przyjemności, jakie go spotkały w życiu. Coś mu kazało tak myśleć, gdy przerażony przyglądał się wydłużonym zębom i błyszczącym ślepiom. Kiedy znów wyglądał jak człowiek, odetchnął czując ulgę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Szybko jednak ona zniknęła, jak tylko w głowie pojawiły się myśli o ponownym pojawieniu się tego wszystkiego. Czy to była jakaś nowa choroba? Nie rozumiał jak to traktować. Przecież to na pewno nie było typowe dla dojrzewających chłopców. No i najważniejsze – co z tym zrobić, komu powiedzieć, jeśli w ogóle? Charakter znowu zwyciężył, nigdy nikomu nie powiedział. Bał się.

Likantrop [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz