Rozdział XXII

48 4 3
                                    

Gdy już ostatnie tony zbiorowego wilczego śpiewu wybrzmiały na Wzgórzu Lobo, pierwsza para watahy zarządziła powrót do zamku. Reszta nocy miała zostać tradycyjnie spędzona w znajomych czterech ścianach obecnie opustoszałej rezydencji. Kolumna zmiennokształtnych pod przewodnictwem Alfy i Luny, strzeżona na samych tyłach przez specjalną grupę omeg podlegającą jednej z delt, ponownie przemierzyła malowniczą drogę do swojej siedziby.

Isabella Dunstan, swoimi bezustannie pobłyskującymi złotem oczami, czujnie obserwowała pobratymców znikających stopniowo w labiryncie korytarzy, zaraz po przekroczeniu przez nich progu głównego wejścia. Nie mogła natomiast dojrzeć swojego męża, który, wraz z Ramonem Harksem i Ethanem Flintem, pozostał krok za nią i podobnie jak ona, pilnie się czemuś przyglądał. A konkretnie, dwóm wilkom – Neirze Cloen i Bayramowi Shayrsowi. Mimo iż ich podopiecznych już nie było na zewnątrz, oni nadal stali na dziedzińcu. Stali zwróceni do siebie pyskami, jakby patrząc sobie głeboko w oczy, nie dbając co się dzieje wokół. Dopiero po cichym, brzmiącym ponaglająco mruknięciu Luny, para weszła do środka.

Gregor porozumiewawczo kiwnął głową do pozostałych Przywódców. Wiedzieli co ten gest oznacza, więc natychmiast się oddalili po to, aby po kilkunastu minutach ponownie spotkać się z głową stada, w jego gabinecie. Z racji swej siły, panowanie nad drugą naturą pozwalało im bardzo szybko się przemieniać. Lecz efektów oddziaływania pełni księżyca i tak nie mogli unikać. Ich twarze, szczególnie oczy, naznaczone były zmęczeniem.

– Chyba możemy się zgodzić, – powiedział Dunstan, podwijając rękaw koszuli – że Delta Shayrs dobrze się wywiązał ze swoich obowiązków.

– Istotnie, możemy – odrzekł obojętnie Ramon, podziwiając jeden z wiszących na ścianie obrazów – Aczkolwiek, osobiście, ograniczyłbym się do określenia "obiecujący debiut".

– Cóż, na pewno nie było po nim widać, że nieco ponad dobę temu walczył o życie – Gamma powstrzymał ziewnięcie i usadowił się wygodnie w jednym z foteli.

– No właśnie – Alfa niemal szepnął, nie okazując żadnej emocji, po czym usiadł za biurkiem i skrzyżował ręce – A co natomiast było widać?

– Każdą ranę na ciele da się opatrzeć, a blizny potrafią zniknąć, wiemy to doskonale. Co innego jednak z tymi szramami, które zadano umysłowi, myślom, wspomnieniom – Flint odpowiedział z zamyślonym wzrokiem – Te obrażenia potrzebują czasu na wyleczenie. On dopiero co dostał pazurami po skórze, a mimo to, przemienił się i dołączył do reszty. Innymi słowy, chyba nie da się go tak łatwo złamać.

Wówczas Beta odchrząknął, tym razem kierując swój wzrok ku panoramie za oknem.

– Wszyscy mamy w sobie instynkt przetrwania. Zresztą, z nim nie ma to za wiele wspólnego, ponieważ, po pierwsze, nie miał dzisiaj okazji się tym wykazać, a po drugie, to zawsze on był łowcą. Nie wątpię, że potrafi nie dać się zabić, ale kiedy i jak miał zginąć, skoro miał przed sobą tylko ludzi?

Harks wiedział, że Gregor i Ethan się z nim zgadzają, choć nie wypowiedzieli słowa, ani nawet nie kiwnęli twierdząco głowami. Doskonale znali jego stosunek do Bayrama. Z ich trójki był tym, z którym młodzieniec miał zdecydowanie najchłodniejszą relację, jeszcze nie spieszyło mu się jej w żaden sposób poprawić.

– Tutaj nie ma ludzi, a jeśli jakichś spotka, to tylko na własne życzenie. I być może, trafi nie tylko na nich – Dunstan nieznacznie zmrużył oczy – Wtedy poznamy kolejne odpowiedzi. Jak choćby, czy omegi, które sam sobie dobrał do strzeżenia granic terytorium, są już gotowe do swojego obowiązku.

– O ile dobrze pamiętam, to wspominał coś o konieczności poznania ich wilków. Myślisz, że już tyle o nich wie? Wezwiesz go tutaj, żeby sobie posłuchać, jak to potrzebuje jeszcze czasu?

Likantrop [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz