Rozdział XVII

85 8 3
                                    

Alan, Brandon, Christian, Lucas, Gareth, Frank, Steven, Mark, Thomas.

Alexa, Emily, Selina, Lucy, Alicia, Natalie, Monica.

Dziewięciu mężczyzn i siedem kobiet. Najmłodsi mają po szesnaście lat, najstarsi – dwadzieścia pięć. Wszystkich łączy ranga omegi oraz jedno miejsce, plac treningowy. Pod względem poznanych umiejętności walki również są sobie równi, choć niektórzy próbują się wyróżniać niesamowitą ambicją. Zwłaszcza, że ostatnio stanęli w obliczu wyjątkowych okoliczności, dających na to szanse. Mając tego świadomość, Bayram starał się jak najdokładniej przygotować plany na ten rozpoczynający się dzień. Siedział przy biurku jeszcze dwie godziny po wyjściu Neiry.

– Dzisiaj rozpoczynamy przygotowania do naszych nowych obowiązków – powiedział jak tylko grupa podopiecznych stawiła się w komplecie przed miejscem szkoleń. Na ich twarze od razu wstąpiła powaga – Domyślam się, że wolelibyście zacząć dopiero po pełni, ale im szybciej złapiecie podstawy, tym lepiej, naprawdę.

– A co w trakcie pełni? – pytanie padło z ust Thomasa, dwudziestoletniego blondyna, który często zarażał swoich kolegów uśmiechem i pozytywnym nastawieniem. Był także bardzo utalentowany w walce, za co Shayrs bardzo go cenił.

– Póki co, skupiamy się na teraźniejszości – odpowiedział spokojnie, przechodząc wzrokiem z twarzy Omegi na pozostałych – Jak zresztą zawsze powtarzam, przede wszystkim liczy się tu i teraz. Co nie zmienia faktu, że mądrze trzymać takie pytania z tyłu głowy, Thomas.

– Dziękuję, Delto.

– Ktoś jeszcze chce o coś spytać?

Wszyscy spoglądali na siebie niepewnie, jak uczniowie, którzy usłyszeli nauczyciela zadającego pytanie dotyczące tematu przerobionego na poprzedniej lekcji i nikt nie zgłosił się do odpowiedzi. Jedynymi reakcjami były wzruszenia ramionami i kręcenie głowami. Przez chwilę Delta zastanowił się czy może jednak do niego należało dodanie kilku słów, finalnie tego zaniechując.

Zwrócił natomiast uwagę na Lucasa, który od początku stał z pochyloną głową i rękami w kieszeniach, wyglądając na kompletnie niezainteresowanego tym co się dzieje dookoła. Ale mimo to, wciąż tu był razem z innymi towarzyszami, z którymi dzielił rangę. Nie pierwszy raz chłopak miał scysję z Bayramem, a za każdym razem punktualnie stawiał się na treningi i się do nich przykładał. Przez swoją postawę naprawdę stanowił zagadkę.

– W porządku. No to ruszamy, Sinnadell czeka – obwieścił młodzieniec, szybkim gestem dłoni nakazując podążanie za nim w stronę puszczy.

Deszcz padał niemal całą noc, a od rana słońce tylko nieśmiało próbowało przebijać się przez solidną warstwę chmur. Spacer w tych warunkach, chłodnych i mokrych, nie musiał się wszystkim zapowiadać bardzo przyjemnie. Na razie nikt się nie odzywał, a panujący dookoła spokój wzmagał brak innych członków stada poza murami zamku.

Po przejściu ponad stu metrów w linii prostej od placu treningowego do granicy lasu, Shayrs zatrzymał się i spojrzał na omegi.

– Tutaj jest wyjście zachodnie, od razu na naszą ulubioną lokalizację – uśmiechnął się lekko pokazując na znane im ogrodzenie obiegające miejsce ćwiczeń – Zachodnie i główne, dla jasności.

W ciągu następnych kilkunastu minut, przeszli po obwodzie polany, na której znajdowała się rezydencja watahy i ustalali kolejne istotne punkty. Wyjście wschodnie znalazło się w pobliżu dużej altany, z filarami oplecionymi krzakami róży; północne stanowił prowizoryczny parking i odchodząca od niego ścieżka ubita w ziemi, prowadząca do mniej zarośniętego fragmentu lasu, będąca najpewniej jedyną wyraźną drogą z zamku do gdziekolwiek, a południowe tworzyły pochylone korony dwóch drzew za najdalej ustawionymi ławeczkami przy kamiennym chodniku.

Likantrop [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz