Rozdział II

256 24 6
                                    

W tę letnią noc milczały nawet leśne ptaki. Delikatny wiatr poruszał liśćmi na drzewach, a powstający z tego szum cały czas docierał do uszu Bayrama, nieco już znudzonego czekaniem. Było pięć minut po drugiej, a nie było widać nic, żadnych świateł samochodów. Ostatni raz spojrzał na zegar przy desce rozdzielczej, dając sobie jeszcze dziesięć minut. Oj, pogadamy sobie, Marvin, pomyślał zirytowany, stukając palcami w kierownicę.

Zachowanie Marvina nie dawało mu spokoju przez cały dzień. Dlaczego był taki zdenerwowany, jak nigdy? Przecież od dawna rozmawiali o najróżniejszych rzeczach dziejących się poza prawem i zasięgiem służb bezpieczeństwa, a starszy nigdy nie wyglądał w tych konwersacjach na zbytnio przejętego. Tym razem było inaczej. Jakby się bał... kogoś? Czyżby ci, na których teraz czekał Shayrs, mieli zmusić Marvina do wystawienia go im? Przez chwilę rozważał taką możliwość, gdy w domowym zaciszu przygotowywał się do pracowitej nocy. No i to wspomnienie o wydarzeniach w dokach. Co, według starszego, jedno miało z drugim wspólnego? Poza Bayramem...

Chłopaka z zamyślenia wyrwały nasilające się z obu stron szosy światła reflektorów. Zatrzymując się samochodem w głębi lasu miał doskonały widok na dwa czarne SUV-y, z których wysiadło dziesięciu mężczyzn. Wszyscy wyglądali na wysokich i dobrze zbudowanych, ale też nieuzbrojonych, choć zwykły pistolet maszynowy można przecież schować za paskiem. Bayram przez kilka chwil ich obserwował, opracowując w myślach na szybko plan działania. Jego uwagę zwrócił fakt, że nie widać było żadnego zachowania typowego dla ciemnych interesów - jeden na jednego, torba z pieniędzmi, paczka z towarem, nic. Zamiast tego, grupa jakby się skonsolidowała, wszyscy stali w jednym kręgu, oświetleni przez mocne światła samochodów. Aż w końcu jeden z nich podszedł do auta od tyłu, otworzył bagażnik i brutalnie wyciągnął z niego jakąś osobę. Shayrs wytężył wzrok, bo postać, teraz kopnięta na ziemię, wydała mu się znajoma. Po kilku sekundach lekko mu przyspieszył puls. To był... Marvin?!

Wysiadł z samochodu i wolnym krokiem ruszył ku zbiorowisku, a umysł znowu zalały poprzednie rozważania. Czyli jednak, kazali mu wystawić chłopaka. A zabrali go ze sobą, aby mieć pewność, że przekazał informację o tej niby transakcji. Z tego wszystkiego wzięło się to dziwne zachowanie Marvina podczas rozmowy tego dnia. Ale kim oni byli? Na pewno nie wyglądali na funkcjonariuszy policji, ani żadnej innej służby.

Puls zaczął przyspieszać, mięśnie napinać... a wilk warczeć.

W miarę jak Bayram się zbliżał, tym bardziej mężczyźni odsuwali się od siebie, stając po bokach. Przyjrzał im się dokładniej. Nosili głównie jeansy, skórzane kurtki, bluzy z kapturami, same ciemne kolory. Wszyscy byli dobrze zbudowani i dość wysocy, wiekowo musieli być co najmniej jego rówieśnikami. Jedni stali z założonymi rękami, drudzy schowali dłonie w kieszeniach, jeszcze inni po prostu trzymali je na biodrach. No i te śmiertelnie poważne miny na każdej z tych twarzy.

Dopiero po chwili zauważył, że otaczała go prawie cała grupa, poza trzema mężczyznami. Wyglądali na starszych od reszty i samego Bayrama. Nieustannie wpatrywali się poważnym wzrokiem w chłopaka, który teraz zwrócił uwagę na klęczącego tyłem do nich Marvina, całego roztrzęsionego ze strachu. Starszy powoli podniósł wzrok na podchodzącego Shayrsa.

- Młody, j-ja... To oni m-mnie... - nie zdołał nic więcej powiedzieć, ponieważ nagle na jego karku zacisnęła się potężna dłoń środkowego z tej trójki. Miał niebieskie oczy i krótkie, postawione brązowe włosy. Jednym ruchem kazał wstać Marvinowi powoli pozbawianemu oddechu.

- A więc to ty jesteś Bayram Shayrs. Jak miło cię wreszcie poznać osobiście - mężczyzna przemówił niskim, lekko zachrypniętym głosem, z zaintrygowanym wzrokiem wycelowanym w chłopaka.

Likantrop [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz