Rozdział III

231 20 4
                                    

Byli za silni. Stanowczo za silni. Ale nie poddawał się.

Zebrał wszystkie siły, jakie miał w sobie i przypuścił kolejny atak. Z pierwszym ciosem chybił, mężczyzna zdążył się cofnąć o krok. Jednak potem nie miał tyle szczęścia – Bayram rozpruł mu klatkę piersiową swoimi potężnymi pazurami i krew bryzgnęła na wszystkie strony. Przeciwnik padł nieżywy na twarz, ale jego towarzyszy to nie zraziło. Odpowiedzieli całą serią ciosów, których Shayrs pewnie unikał. Wykorzystał moment i powalił dwóch, trzeciemu wbijając kły w bark. Unosząc głowę i niemal odrywając delikwentowi całe ramię, zobaczył go – ten, który zabił Marvina. Na samo wspomnienie krew zagotowała mu się w żyłach i natarł na szatyna.

Skoczył w jego kierunku, ale ten nagle chwycił go za gardło i z całą siłą sprowadził do ziemi. Shayrs poczuł niemal jak pęka mu cały kręgosłup, a wilk cicho zaskomlał z bólu. Tymczasem rywal wpatrywał się w niego swoimi błyszczącymi się na złoto ślepiami i złowieszczo uśmiechał. Sięgnął za pas i wyciągnął tę diabelską roślinę. Jej ostra woń natychmiast zaczęła wyciskać łzy z oczu Bayrama i torturować jego płuca. Gdy kaszlnął pierwszy raz, szatyn zacisnął mu pięść na gardle. Wilk znów stawał się człowiekiem, który poczuł na karku pazury.

– Dopilnuję, abyś był przytomny i połknął każdy najmniejszy płatek. Będziesz mnie błagać o śmierć... – wypowiedziane przez mężczyznę stalowym tonem słowa zmroziły chłopakowi krew w żyłach. Próbował się wyszarpać z potężnego uścisku, kiedy oprawca łapał go palcami za twarz i rozwierał szczęki. Nie dawał rady powstrzymywać kaszlu i łzawienia. Wtedy poczuł ogień w buzi – szatyn dotrzymał słowa i wciskał mu roślinę do ust. Dotyk płatków parzył niemiłosiernie, aż chłopak zaczynał krzyczeć z bólu, który wypalał mu gardło i dusił. Niewzruszona twarz mężczyzny była ostatnim co widział przed zmrużeniem powiek.

Sekundę później jego oczy chłonęły oślepiającą biel sufitu. Szeroko otwartymi ustami łapał wielkie hausty powietrza, cały zlany potem. To był... tylko... sen...?, ta myśl natychmiast wypełniła jego umysł.

Zaczął się nerwowo rozglądać na boki. Leżał na jakimś łóżku, w pokoju znajdowało się ich jeszcze co najmniej kilkanaście, wszystkie tak samo pościelone. Przy każdym znajdowała się niska szafka z jasnego drewna, a na niej prosta lampka nocna, oraz krzesło. Ściany były pomalowane na ciemny odcień szarości, oprócz sufitu. Długie, białe firanki zasłaniały szerokie okna, przez które do pokoju dostawało się słabe światło dzienne, jako że niebo w całości było zasłonięte chmurami.

– Nie ruszaj się – Shayrs napiął wszystkie mięśnie i natychmiast odwrócił głowę w kierunku źródła tego niskiego i zachrypniętego głosu, który właśnie usłyszał. Zobaczył nad sobą szczupłego, łysego mężczyznę z krótko przystrzyżoną brodą, o brązowych oczach i lekko pomarszczonej twarzy. Ubrany był w ciemnogranatowe spodnie i białą koszulę, której rękawy podwinął do łokci. Przez chwilę przyglądał się chłopakowi bez słowa, po czym nagle nachylił się, położył mu swoją dłoń na klatce piersiowej i delikatnie zmrużył oczy, jakby nasłuchiwał jego serca. Cała ta sytuacja lekko onieśmielała Bayrama, który niepewnie spoglądał to na dłoń na swoim torsie, to na skupioną twarz nieznajomego. Wprawdzie mógł myśleć, że miał do czynienia z jakimś lekarzem, ale gdzie w takim razie miał stetoskop? Na razie jednak nie próbował się odezwać, za to zrobił to właśnie mężczyzna.

– Jak się czujesz? – spytał, po czym cofnął dłoń i skierował ją ku szklance stojącej na szafce przy łóżku chłopaka. Bayram na te słowa zaczął powoli podnosić się z łóżka, a wtedy do świadomości dotarło czucie obolałych mięśni, zwłaszcza poniżej klatki piersiowej. Z cichym syknięciem pomasował się po czole. Teraz dopiero zdał sobie sprawę, że miał na sobie szare, dresowe spodnie i czarny podkoszulek. Przypomniał sobie więc też, że, po raz kolejny zresztą, wilk zostawił po sobie rozerwane na strzępy ubrania, gdzieś między drzewami. Usiadł na brzegu łóżka.

Likantrop [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz