XIV

6.3K 591 702
                                    


Siedząc w gabinecie dyrektora o północy, z Ronem i Hermioną po bokach, Harry nadal zadawał sobie to samo pytanie, które brzmiało mu w głowie całą drogę do Hogwartu.

Skąd Lucjusz wiedział?

Draco, nasuwało się natychmiast. Ale Malfoy nie wiedział. Nie miał prawa wiedzieć. Tylko że nic innego nie przychodziło mu na myśl.

Czekał, ponurym wzrokiem przypatrując się zadowolonej twarzy mężczyzny. Hermiona była blada i oddychała płytko, z wyrazem twarzy, jakby powstrzymywała łzy. Ron wbijał wściekłe spojrzenie w podłogę i nerwowo uderzał palcami w podłokietnik fotela.

Harry nie myślał.

Malfoy, Malfoy, Malfoy.

Nawet nie wiedział, czemu to nazwisko tak bardzo wokół niego lata, brzęczy jak natrętny komar. Nie było przy nim nic innego, nic konkretnego. Miał pustkę w umyśle.

Jak sprawy mogły pójść tak źle?

Skąd Lucjusz wiedział?

Miał ochotę uderzyć pięścią w stolik i wrzasnąć: "Kurwa, no jak?!".

Bliźniacy i Ginny umknęli. Musieli usłyszeć Lucjusza z zewnątrz, bo nie weszli do środka, a on długo nie czekał, tylko wyprowadził ich, nie szczędząc mściwych uwag. Nienawidził go w tamtym momencie, kiedy chełpił się zwycięstwem i nienawidził go także teraz, kiedy patrzył wzrokiem węża na pewną ofiarę. Mógłby jeszcze zacząć sam sobie klaskać.

Rozległy się kroki za ich plecami. Harry wciągnął powietrze do płuc, przetrzymał je i wypuścił powoli.

– Witaj, Lucjuszu – odezwał się Dumbledore uprzejmie. – Mniemam, że coś się wydarzyło.

Nie, siedzimy tutaj bez powodu. Harry poczuł nagłą, niewyjaśnioną niechęć do dyrektora.

– Zgadza się – powiedział Malfoy, nie odrywając od nich wzroku. – Rzecz niewiarygodna.

– Zechcesz wyjaśnić?

– Złapałem tych troje w piwnicy Miodowego Królestwa, do której się włamali, nawiasem mówiąc. Najwyraźniej wyznaczony czas na wycieczkę do Hogsmeade im nie wystarczył, bo było daleko po dziewiątej. Na dokładkę należy dodać, że pan Potter opuścił teren wioski, w celu tylko sobie znanym, ale nie zmienia to faktu, że sumując, złamał przynajmniej kilka punktów statutu Hogwartu – Lucjusz przechylił głowę, patrząc wreszcie na Albusa. – Czyż to nie szokujące?

Potter zmarszczył brwi, zbity z tropu. Jakim cudem mężczyzna mógł o tym wiedzieć? Czyżby śledził ich, odkąd się aportowali? Nie, wtedy zobaczyłby też bliźniaków i Ginny. Ktoś inny ich widział? Malfoy musiałby specjalnie przepytywać ludzi. I dlaczego wspomniał tylko o nim, że wyszedł? Coś ewidentnie było na rzeczy.

Cholera, jakim prawem on w ogóle się tam wziął? Nie miał prawa się tam pojawić. Ktoś mu doniósł, musiało tak być. Ale nikt nie wiedział o ich planie. Nie rozmawiali o tym otwarcie.

To wszystko nie miało sensu, najmniejszego.

– Panie Potter? – rozległ się raczej pobłażliwy ton dyrektora, na który Harry miał ochotę zgrzytać zębami. – Raczysz to wyjaśnić?

Podniósł niechętnie wzrok. Nawet nie silił się na odpowiedź – nie przy Lucjuszu, który zaraz wszystko obróci przeciwko niemu.

Cisza się przeciągała.

– Och, jakie to smutne Albusie – westchnął Malfoy. – Chłopiec chyba nie ma nic na obronę.

– Panno Granger, panie Weasley – proszę, wróćcie do swoich dormitoriów – powiedział Dumbledore. – Harry wkrótce do was dołączy, a ja porozmawiam z profesor McGonagall, która przekaże wam decyzję o stosownej karze.

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz