XXIII

6.2K 524 844
                                    


– Potter!

Harry zatrzymał się wpół kroku i odwrócił, zaskoczony. McGonagall szła ku niemu ze ściągniętą twarzą i gorączkowo zaczął się zastanawiać, czy dowiedziała się, że to Fred poszedł za niego na niedzielny szlaban. Ron i Hermiona zerknęli po sobie, również się zatrzymując.

– Dzień dobry, pani profesor – powiedział słabo.

Zmrużyła oczy.

– Może i dobry. Zobaczymy – odchrząknęła i wyjęła jakiś papier z kieszeni szaty. – Zaistniała pewna konfliktowa sytuacja, w której nie wątpię, maczałeś palce.

Przełknął ślinę, próbując przybrać niewinną, oczekującą minę. McGonagall go zamorduje, ona tylko się tak ukrywa. Snape go zamorduje. Bliźniacy też i może jeszcze Hermiona.

– Dursleyowie przysłali zgodę na twoje wyjścia do Hogsmeade.

Wytrzeszczył oczy.

– Ale to niczego nie zmienia.

Potrząsnął głową, ogłupiały.

– Co?

Kobieta popatrzyła na niego surowo.

– Masz ich pozwolenie, ale ja absolutnie zabraniam ci odwiedzania wioski.

Harry gapił się na nią przez chwilę.

– Dlaczego?

Zacisnęła usta, piorunując go wzrokiem.

– Tylko pomyśl, Potter. Nie wiem, czy czytałeś gazety i słuchałeś wczoraj Dumbledore'a, ale było morderstwo w okolicach Hogwartu. Nie wierzę, by nikt cię nie szukał. Nie pozwolę ci się narażać, bo masz ochotę na piwo kremowe, szczególnie, że nie widzisz całego obrazu sytuacji. Chyba wiesz, co mam na myśli.

– Ale...

– Jeśli chcesz dyskutować, zapraszam do mojego gabinetu. To nie jest rozmowa na szkolny korytarz.

Wcisnęła mu w dłonie wypełniony formularz i odeszła.

Harry popatrzył na nią z niedowierzaniem, a potem przeleciał wzrokiem przez papier. Istotnie, Dursleyowie wydali zgodę. Co się z nimi stało?

Nagle zrozumiał.

– To Syriusz – powiedział cicho. – Nakłonił ich, żeby to zrobili i żebyśmy mogli się spotkać.

Na marne, zazgrzytał zębami.

Nie widział całego obrazu sytuacji, oczywiście. Bo nikt mu nic nie mówił. Oprócz pomagania zabroniono mu też rozrywki.

– Pójdę jeszcze do niej i...

Urwał na widok spojrzeń Rona i Hermiony.

– Zostaniesz w zamku, Harry – powiedziała twardo.

– Nie.

– Tak. Jeśli będzie trzeba, będziemy siedzieć przy tobie cały weekend.

Popatrzył na nich rozeźlony.

– Uspokój się – wtrącił Ron. – Nie chcemy, żebyś zginął, zrozumiesz to w końcu?

– Przesadzacie. Mocno przesadzacie.

– McGonagall ma rację. Dumbledore mówił, żeby być ostrożnym, bo możliwe, że morderca tego człowieka dalej grasuje w okolicy.

– To nie ma nic do mnie.

Weasley uniósł wymownie brwi.

– Nawet jeśli, poradzę sobie – dodał Harry.

– A gdyby to był Śmierciożerca? Nie będzie się wahał, żeby cię zabić. Nie możesz tego zrobić i nie mówimy tego ze złośliwości, tylko dlatego, że się martwimy.

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz