XLIV

4.7K 445 312
                                    

Czuł się o wiele lepiej, otwierając oczy w następny poranek. Zamrugał leniwie i przekręcił głowę. Natychmiast zmarszczył czoło, widząc znajome, rude włosy, bo nie sądził, żeby to było możliwe. Miał halucynacje po tych wszystkich uzdrawiających lekarstwach?

– Ron? – zapytał ostrożnie i podciągnął się na łóżku.

Weasley momentalnie poderwał głowę i spojrzał na niego przez pokój. Siedział na krześle niedaleko drzwi i Potter przez chwilę sądził, że wyrwał go ze snu, ale przyjaciel odłożył jakiś papier i książki, kiedy wstawał.

– Cholera, Harry – jęknął, podchodząc do niego patrząc z niepokojem.

Gryfon wstał bez zastanowienia.

– Powiedzieli, że masz się nie...

Urwał, kiedy Potter objął go mocno.

Przez chwilę stał sztywno, przestraszony, a potem odwzajemnił uścisk i westchnął cicho, jakby nie wierząc, że Harry żyje i stoi o własnych siłach.

– Kiedy usłyszałem, co się stało... – zaczął Weasley, a potem przerwał na chwilę. – Kiedy pomyślałem, że przecież mogłeś tam umrzeć...

– Przepraszam – wymamrotał. – Nie było innego wyjścia. Nie myślałem, co robię.

– Po prostu zniknąłeś – dodał cicho. – Siedziałem prawie całą noc, a ty dalej nie wracałeś. Wypytywałem wszystkich, czy cię nie widzieli, chociaż zabrałeś pelerynę i sprawdzałem Mapę, ale cię nie było i czułem, że coś jest nie tak i z Hermioną od razu poszliśmy do McGonagall. Ona w ogóle wyglądała, jakby nie spała ostatnie dwa dni i powiedziała tylko, że jesteś bezpieczny, i że niedługo wrócisz, a Hermiona prawie dostała szału, chciała wiedzieć, co się stało i przez chwilę myślałem, że McGonagall będzie musiała ją oszołomić, żeby dała jej wyjść. Mnie najbardziej dotknęło to, że była wyraźnie zaniepokojona, a wiesz, jaka jest McGonagall i nie wspomniała nic o tym, że wszystko z tobą dobrze, stwierdziła tylko, że masz ochronę i...

– Cholera, przepraszam – jęknął. – Przepraszam, przepraszam. Chciałem tylko wydostać stamtąd Syriusza, nie zastanawiałem się nad niczym innym.

Ron puścił go i odsunął się, mrugając intensywnie. Harry popatrzył na niego bezradnie.

– Najpierw poszedłem do Dumbledore'a – wymamrotał. – Ale jego tam nie było, więc musiałem coś zrobić. Nie obchodziło mnie wtedy, że pakuję się między Śmierciożerców praktycznie sam.

– Czyste gryfoństwo. Czasami cię nienawidzę.

Ścisnęło mu gardło.

– Wiem.

Weasley wyprostował się w końcu i odetchnął.

– Możemy udawać, że się nie ruszyłeś? Zamordują mnie, jeśli powiem, że pozwoliłem ci wstać. Zaraz pewnie ktoś przyjdzie z jedzeniem i tym... wszystkim, co masz brać. Hermiona jest na dole, ale możemy zostać najwyżej do popołudnia, no i niedługo pojawi się dyrektor, żeby się z tobą zobaczyć.

Skinął głową, cofając się do łóżka.

Ron spojrzał na niego z wahaniem, ale w końcu odwrócił się i wyszedł.

Chwilę później wrócił z Hermioną, niosąc talerz, herbatę i eliksiry. Granger pisnęła, kiedy go zobaczyła i oczy zaszły jej łzami. Zamachała ręką przestraszona, kiedy chciał się poruszyć, więc poczekał, aż usiądzie obok, żeby móc ją objąć. Nie powiedziała ani słowa o tym, co zrobił. Obserwowała go tylko nerwowo, z troską, nawet kiedy zapewnił, że naprawdę dobrze się czuje.

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz