XLII cz.1

5.7K 443 735
                                    


Wziął rozdygotany wdech, patrząc w rozbieganym niedowierzaniu przed siebie.

Miał wizję. Taką jak inne, tak jak wtedy, gdy zobaczył dementorów. Przekazał informację, a kiedy Zakon udał się we wskazane okolice, rzeczywiście to się działo. Śmierciożercy tam byli. To nie była halucynacja, widział całkowicie prawdziwe zdarzenia, dokładnie w tym momencie, w którym się działy.

Ale... ale to by znaczyło...

Zimne szpilki strachu wbijały mu się w serce, pierś falowała szybko. Musiał się pomylić.

Nie pomylił się.

Nie, pomylił się.

Rozpoznałby Syriusza zawsze. W każdym momencie, niezależnie od jego uczesania, koloru włosów, brudu na twarzy albo brody. Tylko Syriusz miał swoje oczy i spojrzenie, i właśnie to przed chwilą dostrzegł.

Patrząc oczami Voldemorta.

Voldemort miał Syriusza.

Przełknął ślinę i dreszcz strachu przebiegł mu przez całe ciało. Wstał chwiejnie, ale nie mógł więcej się poruszyć. Przetarł wierzchem dłoni nos i została na nim czerwona smuga.

Czuł się jak sparaliżowany. Umysł działał jak brzytwa, ale ciało nie odpowiadało. Powinien coś zrobić, musiał coś zrobić. Uratować Syriusza. Mózg chciał ruszać, rzucić się na pomoc. Kończyny ociągały się, część świadomości zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie nic zrobić. Syriusz był sam, w otoczeniu Śmierciożerców, związany przed samym Voldemortem. Harry nie miał pojęcia, co to było za miejsce.

Czuł się, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Zapominał o tym, co robi Zakon. Jego największym zmartwieniem było przyzwoite zdanie egzaminów, podczas gdy ludzie tam ryzykowali życiem i nagle bardzo dobrze zdał sobie z tego sprawę. Syriusz ryzykował życiem i właśnie musiał się potknąć. Wpaść w łapy Śmierciożerców.

Wnętrzności skręciły się w brzuchu i gorące łzy napłynęły do oczu, zniekształcając mu obraz. To działo się teraz, w tym momencie. Blacka złapali i nie zobaczył tego, bo Riddle tak chciał, zobaczył to z powodu jego emocji.

Zrobiło się lodowato. Poczuł się jednym wielkim chaosem, jakaś część wrzeszczała, kazała się ruszyć, Syriusz zaraz może umrzeć, druga miała ochotę opaść na ziemię i się rozbić już na zawsze, trzecia była opanowana paniką, czwarta próbowała racjonalnie myśleć i wszystkie zderzały się ze sobą, walczyły o prowadzenie. Jak miał racjonalnie myśleć, kiedy raz za razem opanowywało go takie przerażenie? Dlaczego w ogóle coś takiego się stało? Poczuł jak przygniata go ciężar świadomości, ale odpychał ją, nie chciał wierzyć. To niemożliwe, do cholery, niemożliwe, nie mogło się dziać. Po prostu nie, Harry miał ochotę krzyczeć z frustracji, z lęku i obawy, z niesprawiedliwości.

Zamknął oczy i wziął histeryczny wdech.

To była prawda. Syriusz był w rękach Śmierciożerców.

Harry nie był w stanie się do niego dostać.

Dumbledore.

Postać dyrektora zapłonęła jasno w jego umyśle. Chwycił się jej mocno. Dumbledore. Nieważne co, Albus będzie w stanie to odkręcić. Był największym czarodziejem, mógł wszystko. Znajdzie Syriusza i sprowadzi go z powrotem do bezpiecznego miejsca - i Harry już nigdy nie pozwoli, żeby coś takiego się stało.

Pomyślał, że być może jest jedyny, który zdaje sobie sprawę, z tego co się dzieje i w tej samej chwili był zdolny do ruchu. Jeśli Syriuszowi stanie się krzywda, bo on w jakiś sposób zwlekał... Poderwał głowę. Klatka schodowa w Gryffindorze. Musiał dotrzeć do dyrektora. Miał cel, realny i bliski, adrenalina napompowała go energią. Rzucił się w górę w przebłysku poganiającej myśli. Peleryna niewidka. Różdżkę miał przy sobie.

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz