XX

6.2K 620 849
                                    

– O czym?

– O... o nas.

Draconowi cisnęły się na usta słowa "nie ma żadnych nas", ale nie zaprotestował.

– Nie wiem, co jeszcze nie jest oczywiste.

Harry zmarszczył brwi, trochę zaniepokojony. Nie wiedział, co ma powiedzieć, w jaki sposób i onieśmielała go ta wersja Malfoya. Z powrotem chłodna, niechętna, trochę przybita, wydająca się siedzieć tu z przymusu. Zastanawiał się, czy Ślizgon spisał sprawę na straty - bo właśnie tak się zachowywał.

Co jeszcze nie było oczywiste? Dla niego wszystko.

Dla Draco może nic. Jakby wybrał za Harry'ego i nie przyjmował żadnej innej możliwości, tymczasem Harry nadal nie był pewien. Miał nadzieję, że to spotkanie mu pomoże, chociaż teraz nie do końca pojmował, w jaki sposób miałoby się to stać. Wiedział, że Malfoy go lubi, ale sam był pogrążony w chaosie i... i może tylko sobie wmawiał, że coś się zmieni po tym, jak się spotkają. Czego mógł się dowiedzieć, bo by zmieniło perspektywę? Szczególnie, jeśli Draco nie wyglądał na skorego do współpracy.

Cokolwiek chciał powiedzieć, brzmiało w jego głowie idiotycznie. Chyba nie powinien się krępować, jeśli próbował działać na ich obu korzyść. Przecież Malfoy nie będzie go teraz oceniał. To prawda, zachowywał się, jak się zachowywał, ale mógł przypuszczać, że cała ta sytuacja była tego powodem. Jeśli da mu podstawę, żeby wierzyć, że Harry nic nie postanowił, powinien stać się przyjemniejszy w obejściu. Z drugiej strony, wolał przedwcześnie nic nie deklarować.

Zdecydował się na pierwsze lepsze słowa.

– Posłuchaj, ja... nie chcę, żebyś myślał, że to koniec. Nie wiem, co będzie dalej.

– Słyszysz siebie, Potter? – prychnął Draco. – Wiesz w ogóle, o czym mówisz?

Harry odetchnął.

– Nie pomagasz sobie.

– Bo drażnisz się ze mną.

– Nie drażnię. Nie przyszedłem tutaj, żeby się z ciebie śmiać albo dogryzać.

Malfoy nie odpowiedział i Gryfon poczuł rosnące zdenerwowanie.

– Nie jestem tobą – dodał i natychmiast tego pożałował.

Draco drgnął, a bijący od niego chłód spadł o jeszcze kilka stopni.

– No właśnie, Potter – wycedził. – To wszystko pomyłka, nawet bez tego, że mi się podobasz. Malfoy i Potter, syn Śmierciożercy i Chłopiec, Który Przeżył. Nigdy nie powinienem nawet się do ciebie odzywać. Widzisz, do czego to doprowadziło. Nie lepiej byłoby ci teraz, gdybyś był przeświadczony, że cię nienawidzę? Nie zrujnowałbym ci Świąt, może by mi przeszło i ja też miałbym spokój. Wszyscy dalej byliby zadowoleni.

Harry poczuł się dotknięty do żywego i gdzieś w tym zniknęło zaskoczenie, że Malfoy tak po prostu się przyznał do tego, co czuje.

– Nie, nie byłoby lepiej, gdybym sądził, że mnie nienawidzisz. Nie żałuję czasu, który spędziliśmy razem, bo dobrze się bawiłem. Lubię cię, cholera, jeśli jeszcze nie zauważyłeś i gdybym mógł, podjąłbym te wszystkie decyzje kolejny raz. Nie jesteś dla mnie nikim, więc przestań się tak zachowywać.

Draco nie odpowiedział.

– Jeszcze wczoraj Zabini mówił o zaślepieniu stereotypami, obwiniał nas o to – powiedział cicho, modląc się, by to wystarczyło. – Dlaczego Gryfon i Ślizgon nie mogliby się tolerować? Od kiedy to jest jakaś zasada?

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz