Draco tak dobrze wmówił sobie, że jest absolutnie spokojny, że wejście Harry'ego do Pokoju Życzeń ani na chwilę nie zakłóciło jego pracy. Nadal starannie pisał swój esej, a to, że od tamtego momentu był zupełnie do niczego, to już zupełnie inna bajka.
Potter ruszył się w końcu. Obszedł niski stolik i ostrożnie usiadł obok, trzymając bezpieczną odległość. Czuł jego wzrok na swoich dłoniach. Pogratulował sobie zachowania pokerowej twarzy i w miarę możliwości skupił się na wypracowaniu.
Nic z tego. Miał ochotę strzelić palcami, ale nie zamierzał okazywać żadnych emocji. Dzisiaj nie do niego należał pierwszy krok. Prawda, Harry się pojawił, co znaczyło, że nadal go obchodzi, ale nie wiedział nic poza tym. Gryfon w ciągu tygodnia był perfekcyjnie obojętny albo – jeśli tego wymagała sytuacja – odgryzał się raczej niemiło i Draco nie miał pojęcia, co ten kretyn ma w głowie.
Potter ani drgnął. Jeśli czekał, aż Malfoy coś powie, to będą tu siedzieć całą noc.
W gruncie rzeczy, chyba powinien coś zrobić, bo to on kazał mu się nie odzywać i sam Merlin wie, jak serio wziął to Harry. Ale przecież przyszedł. Chciał przerwać tę dziwną sytuację. Zatem odezwie się. Był pewien, że jest w stanie czekać dłużej niż on, chociaż serce mocno biło mu w piersi i zostawiał na pergaminie przypadkowe słowa.
Skrobanie pióra rozbrzmiewało głośno w gęstej ciszy. Doskonale wyczuwał, że Potter chce coś powiedzieć, ale boi się i nie wie jak. Skupił się na spokojnym oddechu. To nie będzie trwało wiecznie. Gryfon złamie się pierwszy, a wtedy pójdzie już prosto. Wszystko wyjaśnią, przeproszą, Draco opowie mu o cholernym spotkaniu i o Voldemorcie. W końcu będzie mógł się nim nacieszyć, po tak długim czasie.
Harry po kilkunastu nieznośnych minutach zmienił taktykę.
Bez słowa nachylił się i wyjął swoje zadania. Kartki rozłożył szeroko, szerzej, niż było to konieczne i obojętnie zaczął je wypełniać.
W pewnym momencie zostawił pióro i schylił się z powrotem do torby. Malfoy nie zauważył, co z niej wyjął, ale dziwnym trafem Potter zrobił to w ten sposób, że siedział teraz co najmniej dziesięć centymetrów bliżej, a jego noga zetknęła się z nogą Draco.
Poczuł dziwne rozdrażnienie. Przestał próbować napisać coś sensownego w eseju i maleńkimi literami zaczął bazgrać "spokojnie" po całej powierzchni.
Harry po chwili przeczesał włosy palcami, wziął plik kartek i odchylił się na oparcie kanapy, ocierając się o jego ramię.
Zrobił to samo, wracając. Odłożył papiery daleko, kładąc je niemal na materiałach Malfoya.
Draco mocno pilnował, by nie przedrzeć pergaminu piórem. Zignorował wszystko, co robił Potter, ale zirytowanie coraz mocniej w nim iskrzyło. Co on sobie myślał, do cholery jasnej?
Założenie Gryfona, że Draco podda się pod wpływem kontaktu fizycznego było zwyczajnie śmieszne. Był Malfoyem, a nie Weasleyem, który sądził, że dziewczyna do niego zarywa, jeśli podała mu kałamarz i dotknęła go przy tym paznokciem małego palca. Ślizgon nie był na tyle zdesperowany, żeby paść przed nim na kolana, byle łaskawie pozwolił się dotknąć.
Harry ponownie sięgnął po kartki, które chwilę temu odłożył. Oparł się łokciem na kolanie Draco, muskając włosami jego policzek. Złapał je i niespiesznie wycofał.
I tego było za wiele.
Malfoy poczekał, aż Potter odłoży papiery, a potem szybkim ruchem złapał go za ramiona i popchnął w tył, na plecy. Harry w zaskoczeniu łatwo dał się rozłożyć. Draco nachylił się nad nim, wciskając chłopaka w siedzenie kanapy i dopilnował, by Potter poczuł jego zgiętą nogę, która dociskała się do jego biodra. Popatrzył mu chłodno prosto w oczy.
CZYTASZ
Moment, w którym należało mieć odwagę
Fanfiction„Draco na niego patrzył, stojąc obok drzwi, z rękami w kieszeniach spodni. Harry w jego wzroku zobaczył wszystko. Oczy miał przepełnione rozdarciem, tęsknotą i rozpaczliwym, pustym szczęściem. Były oceanem, w którym każda kropla miała inny skład, tw...