XXXIV

6.5K 472 659
                                    

– Więc co takiego Malfoy robił, że nagle zmieniłeś o nim zdanie?

Harry zesztywniał nieco i kopnął butem w kępkę trawy.

– Uh... nie wiem. To po prostu się stało. Wiesz, że chyba nigdy go naprawdę nienawidziłem i pomyślałem, że jeśli on wyciąga do mnie rękę to...

– Zgoda, ale przyszło ci do głowy, że to podstęp?

– Pewnie.

Niebo iskrzyło dzisiaj błękitem, powietrze było chłodne i rześkie. Błonia nad jeziorem były niemal puste; Harry i Hermiona wyszli na zewnątrz wcześnie rano, specjalnie, aby móc spokojnie porozmawiać. Potterem zdecydowanie targał stres i niepewność. Nie wiedział, co może mówić, żeby dziewczyna się od niego nie odsunęła, ale równocześnie bardzo chciał być szczery, bo nie po to im wszystko zdradzał, żeby od nowa plątać się w kłamstwa. Granger obserwowała go badawczo niemal nieustannie – nie wiedział, co ten wzrok ma oznaczać. Miał jeszcze szansę wszystko uratować?

– I kiedy miałeś pewność, że któregoś dnia nie wpakuje cię w łapy Śmierciożerców?

Zamilkł skonsternowany.

– Może kiedy w końcu porozmawialiśmy o Voldemorcie. Wtedy, po tej sytuacji z Krzywołapem i Hedwigą. Powiedział mi, że nienawidzi go i nie chce dla niego pracować, wiedziałem, że jest ze mną szczery. Albo kiedy... – odchrząknął. – Wszystko... zrozumiałem.

Kątem oka zauważył, że uniosła brwi.

– Właściwie też mnie to intryguje, jak to zrobił.

– To był przypadek – wymamrotał.

– No dalej.

Odetchnął powoli.

– Widzieliśmy się ostatni raz przed Bożym Narodzeniem i tak właściwie to nie działo się nic szczególnego. Rozmawialiśmy tak jak zawsze, a potem życzyliśmy sobie Wesołych Świąt i zacząłem wracać do siebie, ale pomyślałem, że między nami naprawdę się poprawiło, więc chciałem powiedzieć coś jeszcze... a kiedy się odwróciłem on... patrzył na mnie.

Przerwał, wiodąc wzrokiem po koronach drzew Zakazanego Lasu.

– To było dziwne, ale nagle wiedziałem, o co w tym wszystkim chodziło, dlaczego czasami zachowywał się inaczej. I uciekłem. Najpierw byłem przerażony, miałem wrażenie, że musimy wrócić do takich relacji, jakie mieliśmy zawsze, ale nie chciałem tego kończyć. Stwierdziłem, że powinien mi wszystko wytłumaczyć, a potem pomyślałem... że skoro lubię go jako przyjaciela, to czemu nie miałby być... – zawahał się.

– Twoim chłopakiem – podsunęła Hermiona.

– Poważnie chcesz tego wszystkiego słuchać? – Odwrócił się do niej, opuszczając ramiona w rezygnacji.

– Staram się zrozumieć. Mam na myśli, czemu właśnie on. W moich oczach ten wasz związek wziął się z niczego.

Harry uciekł wzrokiem w bok.

– Sam tego nie wiem. Gdybym mógł wybrać, nigdy to nie byłaby osoba, która jest powodem tylu problemów. No i nie chodzi mi o głupoty typu, czasami gra mi na nerwach, ale chociażby to ile konfliktów rodzi między naszą trójką.

– Harry – westchnęła. - Serce nie sługa...

– No właśnie.

– ... ale z tego co mówisz, wynika, że on dał ci wybór. Mogłeś zrobić co chciałeś i chciałeś być z nim.

Potrząsnął głową.

– Tak i nie. Nie mogłem go odrzucić, po prostu nie mogłem. Proszę, nie każ mi tego tłumaczyć.

Moment, w którym należało mieć odwagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz