Leniwie otworzył oczy. W polu widzenia znalazł się róg pokoju, kraniec materaca i kawałek okna. Dostrzegał bladoniebieskie niebo na zewnątrz.
Kołdra zsunęła się z jego ramion na biodra – to może sprawka Draco, który nadal spał i chyba nie poruszył się całą noc. Teraz co prawda był całkowicie rozluźniony, ale wciąż znajdował się niedorzecznie blisko, a jego dłoń dotykała brzucha Harry'ego. Westchnął cicho i przeciągnął ręką po twarzy, żeby odegnać zaspanie.
Nie podniósł się. Pościel była wygodna, Malfoy ogrzewał go przyjemnie i nie miał najmniejszej ochoty na opuszczenie łóżka. Przymknął oczy jeszcze na chwilę i z utęsknieniem wyobraził sobie poranki z Draco obok codziennie. Nie przejmować się tym, co ktoś pomyśli, nie martwić się, że kogoś to gorszy. Wstać o której mu się podobało, zaparzyć herbatę, uśmiechnąć się na potargane blond włosy i pocałować go na powitanie. Tak właściwie... to ostatnie było wykonalne. Przewrócił się twarzą do niego.
Ślizgon westchnął wtedy, najwyraźniej czując poruszenie i uchylił powieki, żeby zaraz znów je zamknąć i przewrócił się na plecy.
– Nie wierzę, że nie chce ci się już spać – wymamrotał.
– Dzień dobry – mruknął zadowolony. – Nie twierdzę tak. Leżałbym następne pół godziny, ale muszę wrócić do siebie.
– Jesteś okrutny, Potter – burknął Malfoy. – Myślałem, że chociaż docenisz, że tu zostałem i nie spieprzysz przy pierwszej okazji.
– Nie o to chodzi – stwierdził lekceważąco i nachylił się. – Zresztą wiesz. I przestań narzekać.
Draco zerknął na niego krótko, a potem przyłożył opuszki palców do jego podbródka.
– Umyj zęby, zanim zrobisz cokolwiek w tym stylu.
Harry roześmiał się cicho i wyciągnął do jego ust, zupełnie ignorując ostrzeżenie.
– Zaraz cię przeklnę – powiedział chłopak, a kiedy Potter się nie cofnął, przetoczył w bok i usiadł.
Gryfon opadł na poduszki.
– I oskarżasz mnie o bycie płytkim.
– Całować się możemy zawsze – wytknął. – Spać już nie bardzo.
Przewrócił oczami i obserwował, jak Malfoy rozciąga kark. Popatrzył na wgniecenia na jego koszuli i powstrzymał śmiech.
– Po ile ty śpisz?
– Najdłużej jak mogę. W tygodniu na śniadaniach jestem wcześnie, bo tak już mamy ustalone, ale odsypiam to w weekendy i inne wolne.
– A dziś...
– Krótko. To wszystko twoja wina. A miałem odpocząć po SUMach.
Harry usiadł niechętnie i wychylił się, żeby zerknąć na zegar.
– Gdybyś tylko... – zaczął, a potem ucichł nagle i wytrzeszczył oczy, gapiąc się na ułożenie wskazówek w przerażonym niedowierzaniu.
W pół do jedenastej. W pół do cholernej jedenastej.
Wszyscy w Gryffindorze już wstali. On i Draco spali dobre pół doby. Ron i Hermiona, i w ogóle inni też, bezsprzecznie zauważyli, że go nie ma. Na Merlina, było po śniadaniu.
– Draco – powiedział słabo. – Czy ty sobie ze mnie żartujesz?
– Nie – odparł urażony.
Popatrzył bezmyślnie w przestrzeń. Zaspał. Miał wyjść około siódmej. Na pewno wariowali z niepokoju, o ile już nie poszli do Dumbledore'a, że Malfoy coś mu zrobił. I pewnie wymyślili dziesiątki teorii, co dokładnie się stało.
CZYTASZ
Moment, w którym należało mieć odwagę
Fanfiction„Draco na niego patrzył, stojąc obok drzwi, z rękami w kieszeniach spodni. Harry w jego wzroku zobaczył wszystko. Oczy miał przepełnione rozdarciem, tęsknotą i rozpaczliwym, pustym szczęściem. Były oceanem, w którym każda kropla miała inny skład, tw...