– Muszę się zbierać – oznajmił Harry z ociąganiem. – Mam szlaban o siódmej.
– Och – westchnęła Cho, unosząc głowę znad podręcznika. – Okej.
Zaczął wciskać książki do torby. Wolałby spędzić kolejne godziny nauki z Chang, niż siedzieć nawet jedną z Filchem, ale jako tako nie miał wyboru.
– Em... zobaczymy się w najbliższym czasie? Jutro mam trening Quidditcha, ale moglibyśmy się spotkać w czwartek – mówiąc to, zarzucił teczkę na ramię.
– Jasne – uśmiechnęła się. – Przed kolacją?
- Może być – odwzajemnił uśmiech, pomachał jej na pożegnanie i odszedł, przybijając sobie mentalną piątkę.
Jego kontakty z Cho od początku roku trzymały się na przyzwoitym poziomie, czyli okazjonalne rozmowy i razem spędzane co niektóre przerwy, ale ostatnio zrobiło się naprawdę dobrze. Tak dobrze, że wspólna nauka była wręcz standardem. Oboje nie mieli czasu na coś w stylu spaceru, albo pikniku, ale raz udało im się wspólnie polatać po boisku. Chociaż jego pewność siebie trochę wzrosła na wskutek udanych spotkań, to spacer... był zbyt duży. Wielki, przerażający, bo romantyczny. Nie żeby miał coś przeciwko, tylko zwyczajnie bał się, że to spieprzy.
Małe kroki.
Westchnął cicho, niemal biegnąc schodami w dół. Za tydzień też będzie szedł do Filcha. I za dwa tygodnie też, i za trzy też, i aż do końca semestru. Do końca semestru, w każdy wtorek i sobotę. Oto kara od McGonagall, za ich ekscesy. Plus dziesięć punktów od każdej osoby, oraz ostrzeżenie dla Rona i Hermiony, że jeszcze jeden taki wybryk, a skończy się ich kariera prefektów. Oczywiście wysłano też listy do ich opiekunów, co w obu przypadkach było śmiechu warte, bo państwo Weasley najlepiej wiedzieli o całym zajściu, a Dursleyowie mieli go daleko gdzieś.
Myślał, że Hermiona zgłosi się na dodatkowe szlabany, byle poprawić swoją sytuację, ale nauczycielka posłała im tak srogie spojrzenie, że nie pisnęła ani słowem. Ona, Harry i Ron mieli osobne terminy niż bliźniacy i Ginny – czwórki Weasleyów woźny by nie upilnował.
Od poniedziałku niewiele się zmieniło, chociaż mogłoby się wydawać, że będzie się teraz bał wyściubić nos z dormitorium. Nic z tego. Paradował po korytarzach tak jak zawsze, mimo że przyjaciele syczeli, by się nie obnosił. Harry miał to w nosie. Nie da się zastraszyć, nawet jeśli Hermiona powtórzyła tyle razy "Na Boga, istnieje różnica między pewnością siebie a głupotą".
Wbrew wszystkiemu, czuł się, jakby złamanie zasad popchnęło większość spraw w dobrą stronę. Cho, Malfoy, jego ogólne samopoczucie i ktokolwiek nasłał na nich Lucjusza, Harry czuł się, jakby ucierał mu nosa. To trafiało mu do gustu.
Jeśli chodzi o Malfoya, w bibliotece szybko przemyślał sprawę i powiedział mu prawdziwą wersję zdarzeń. Jego ojciec już w nocy wrócił do domu, a zresztą, jak wyjaśniłby mu całą swoją wiedzę? Poza tym, do diabła, Harry chyba mu trochę ufał. To, że go tolerował, a nawet lubił uświadomił sobie jakiś czas temu. Co lepsze, Ślizgon też musiał go jakoś znosić, bo przecież bez przekupywania powiedział mu wszystkie swoje informacje. Nie chciał znaleźć tej osoby, współpracować z nią. Chciał, żeby Harry mógł mieć szansę ją zidentyfikować.
Chyba naprawdę się zmienił.
Pokonał ostatnie stopnie i skręcił w korytarz, gdzie mieścił się gabinet Filcha. Ron i Hermiona już tam stali.
Weasley uniósł brew.
– Randka się udała? – zapytał, gdy tylko Harry podszedł bliżej.
CZYTASZ
Moment, w którym należało mieć odwagę
Fanfiction„Draco na niego patrzył, stojąc obok drzwi, z rękami w kieszeniach spodni. Harry w jego wzroku zobaczył wszystko. Oczy miał przepełnione rozdarciem, tęsknotą i rozpaczliwym, pustym szczęściem. Były oceanem, w którym każda kropla miała inny skład, tw...