• Rozdział 22 •

167 13 9
                                    

Stalowa Łapa

Trzeci dzień na ostatniej wyspie postanowiłem spędzić z Iskrą na wymyślaniu imion kociakom.

— dla kotki Lawenda, a dla kocurka Lampart, a ty jakie wymyśliłaś? — wymruczałem.

— dla kotki Stokrotka lub Chmurka, a dla kocurka Sen lub Kieł. — odpowiedziała.

Zamruczałem. Podobały mi się wybrane przez nią imiona.

Lwia Łapa

— Jęczmienny Ogonie, ty zabierzesz na polowanie do Słonecznych Skał Liliowego Pazura. Długi Pazurze idź z Świetlikową Łapa na trening. Obłoczny Świcie, ty idź z Lwią Łapą. Ja i Podrapany Pysk pójdziemy polować do Czterech Drzew. — zastępca przywódcy skończył wyznaczać nam zadania.

Od kilku dni nie miałem treningu. Kiedy już doszliśmy do wrzosowiska, zaczął się trening. Tym razem lekcja unikania, co najgorzej mi szło.

— ja cię zaatakuję, ty uniknij mnie. — miauknął mój mentor.

Skoczył na mnie, ale ja w ostatniej chwili odskoczyłem.

Wkrótce lekcja w końcu się skończyła. Uniknąłem mojego mentora dwa razy, a on mnie zaatakował osiem razy, czyli sześć razy nie uniknąłem.

Wróciliśmy do obozu. Zobaczyłem, że w żłobku jest medyk i Obłoczny Świt. Słyszałem też piski Wiśniowego Płatka. Wszystkie koty były w obozie. Każdy podszedł, by przyglądnać się sytuacji.

Stalowa Łapa

— ładne imiona. Musimy już płynąć na brzeg. Dasz radę? — zapytałem.

— tak. — odpowiedziała kotka, ale ja nie byłem do końca przekonany, że tak jest.

Wszystkie koty już były przy brzegu wyspy. Ja i Śnieg poszliśmy się naradzić. Biała kotka od razu podała swój pomysł. Nie zgodziłem się. W końcu jednak się dogadaliśmy.

Powiedziałem nasze ustalenia Plemieniu Chmur. Każdemu to pasowało. Płynęliśmy pojedyńczo. Najpierw Janowiec, potem Śnieg, następnie Ogień. Ja popłynąłem po Iskrze.

Rubinowe Skrzydło

— mami co sie dzeje? — zapytała Tygryska.

— Wiśniowy Płatek miała urodzić kociaki później. Jej poród zaczął się za wcześnie. — miauknęłam.

To była prawda. Kotka zaczęła rodzić za wcześnie. Beżowa karmicielka, czyli partnerka Obłocznego Świtu musiała czuć silny ból, zwłaszcza, że kociła się już od rana.

Nagle na świat przyszedł pierwszy kociak. Miał futro identyczne jak jego matka. Oczy oczywiście miał zamknięte.

Medyk zaczął go wylizywać, bo Sasza była zbyt słaba by to zrobić.

Kolejny maluch urodził się zaledwie kilka minut później. Miał białe długie futro, ale jej ogon był ciemnoszary.

— Obłoczny Świcie, wyliż go! — rozkazał medyk i natychmiast zwrócił wzrok na partnerkę kocura.

Cały czas krwawiąc, kocica urodziła rude pręgowane kocię. Było największe ze wszystkich, miało też najdłuższy ogon z rodzeństwa.

Nie czekając na rozkaz, zaczęłam go wylizywać.

— to już wszystkie. Pierworodny jest kocurkiem. Pozostałe dwie to kotki. Mozecie już iść. — miauknął medyk, a wszyscy wyszli.

[400 słów]

Na początku nie miałam pomysłu na rozdział, ale gdzieś w połowie dostałam przebłysku weny. Jeszcze tylko następny rozdział, epilog i podsumowanie do końca.

Przypominam, że nadal możecie zadawać bohaterom pytania.

[434 słowa]

Wojownicy:Nowy Klan.Tom 2 - Wyprawa Stalowej Łapy ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz