ROZDZIAŁ 4

13 2 0
                                    

W poniedziałek jestem strasznie zmęczony. Cały weekend spędziłem w łóżku, w ogóle nie sięgając do książek. Nic na to nie poradzę. Matka była zła, ale ja po prostu nie miałem siły, aby jej w czymkolwiek pomóc, a Mańka zachowywała się wyjątkowo nieznośnie.

Dzisiaj ledwo wstałem na równe nogi. Myślałem, aby udać chorego, ale nie chciałem jeszcze bardziej denerwować mamy, która przecież doskonale wie, dlaczego tak się czułem przez całą sobotę i niedzielę.

Na dworze jest chłodno i nieprzyjemnie. Zimny wiatr chce mi urwać głowę, lecz ja się nie poddaję. Idę dzielnie przed siebie, zastanawiając się, czy coś nie było zadane i jak w razie czego poprosić Kaśkę o odpisanie pracy domowej.

Kiedy zbliżam się do klasy, zauważam otwarte książki z matmy w rękach kolegów i wyszczerzam oczy ze zdziwienia. Podchodzę do Kuby i przybijam z nim piątkę.

-Co jest?- pytam, wskazując na czytaną przez niego stronicę.

-Jak to co?! Sprawdzian przecież mamy. Zapomniałeś?- śmieje się ironicznie, a mnie to wcale nie dziwi -Algebra- dodaje.

-Spoko, damy radę- jestem pewny siebie. Czy oby nie za bardzo?

Prawdą jest, że owszem, zapomniałem, ale nie jest to dla mnie wielkim powodem do zmartwień. Orłem to ja może nie jestem, ale matmę nawet lubię i trójeczkę chyba wyciągnę. Nie potrzebuję uczyć się algebry. Albo się umie, albo nie, proste.

Od razu po dzwonku zjawia się nasza nauczycielka i po wejściu do klasy szybko rozdaje kartki. Z początku myślałem, że nie powinienem szczególnie martwić się powodzeniem klasówki, ale zaczyna mi doskwierać inny problem, a mianowicie, nie mogę się skupić. Mimo że mój ból głowy nie jest już tak silny, to nieustannie mi doskwiera. Może jestem zmęczony? Nie rozumiem, dlaczego jeszcze odczuwam konsekwencje piątkowego wypadu, skoro minęły dwa dni, a ja przecież wróciłem bez żadnego problemu.

Ani zdążyłem się obejrzeć, kiedy minęła już połowa lekcji, a ja rozwiązałem zaledwie dwa zadania. Nie mam, na co liczyć. Próbuję jednak swoich sił przy trzecim, ale za nic nie mogę dojść do poprawnego wyniku. Denerwuję się, bo mam wrażenie, że nieustannie stoję w miejscu, a czas upływa bardzo szybko.

Muszę w końcu zaryzykować. Odrywam kawałek kartki z brudnopisu, który mam zawsze pod ręką i piszę wiadomość do Kaśki:

"Podasz mi rozwiązanie do trzech ostatnich? :/"

Zgniatam karteczkę i rzucam w jej kierunku. Siedzi dwie ławki przede mną. Zauważa mój gest, udaje, że upuściła długopis i schyla się, aby go podnieść, oczywiście razem z moją wiadomością. Widzę, że coś pisze, ale trwa to chwilę, po czym odsyła liścik przez siedzącego między nami Kubę.

Napisała dla mnie wynik do jednego z zadań, a pod spodem dopisek:

"Niestety nie mam czasu, aby wszystko dla ciebie przepisać, ponieważ jeszcze nie skończyłam swojej pracy."

Ta odpowiedź wcale mnie nie dziwi, ale warto było spróbować. Kaśka to prymuska i nie wierzę, że nie skończyła jeszcze pisać, ale założę się, że z czystego egoizmu nie chciała mi pomóc. Normalne.

Pięć minut przed końcem lekcji, poddaję się. Odkładam długopis i czekam na dzwonek, po którym udaję się do szkolnego sklepiku, aby kupić sobie coś na drugie śniadanie, bo oczywiście nie zdążyłem nic sobie przygotować w domu.

Wracając z powrotem, spotykam Anielę. Już z daleka widzę, że coś ją trapi, bo siedzi sama na korytarzu, a to jest do niej niepodobne. Tę dziewczynę odkąd pamiętam otaczał wianuszek znajomych, głownie płci męskiej, a jeżeli było inaczej, to zwykle oznaczało, że się pokłóciła, jest obrażona lub ma zły humor.

Kiedyś mnie znajdzieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz