4 lata wcześniej...
-Tato, wychodzę!- krzyczę od progu, ale nikt mi nie odpowiada -Tato?
Ze swojego pokoju wychodzi Adrian, nie powstrzymując ziewania.
-Co tak się drzesz od samego rana?- pyta zaspany -Wiesz, która godzina?
-Tak, wiem. Jest 9 rano, a ja wychodzę pobiegać, więc powiedz tacie, że będę z powrotem za małą godzinkę- mówię spokojnie.
-Dobrze, już dobrze- mój brat ponownie ziewa -Że też chce ci się tak wcześnie zrywać...
-To najlepsza pora na jogging. Sam mógłbyś spróbować.
-Ee tam...- machnął tylko ręką i wrócił do pokoju i łóżka, z którego go wyciągnęłam.
Ja tylko się uśmiecham, nie zważając na naburmuszonego brata i wychodzę z domu. Mam świetny humor. Rześkie marcowe powietrze lekko szczypie mnie w nos, ale kocham to uczucie. Pełną piersią nabieram go w płuca i nadsłuchuję, czy Foczka już się obudziła. Moja kochana suczka oczywiście już czeka na mnie w swojej budzie, więc zbliżam się do niej i przytulam czule.
-Na razie, kochana!- mówię półgłosem, a ona cieszy się moją obecnością, merdając ogonem -Pora śniadaniowa jeszcze nie nadeszła. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Naciągam czapkę na głowę i wkładam słuchawki do uszu. Wybieram najlepszą muzykę, która doda mi energii podczas treningu i rozpoczynam rozgrzewkę. Po pięciu minutach wybiegam z osiedla.
Jest sobota, więc o tej godzinie okolica jeszcze śpi i wkoło jest naprawdę cicho. Właśnie dlatego wybieram tę porę. Nie tylko chcę dobrze rozpocząć nowy dzień, ale również móc wsłuchać się w śpiew ptaków, szelest liści i oczywiście głos własnej duszy.
Rozpoczynając swoją trasę, mijam wszystkie domy na mojej ulicy, gdyż mieszkam na jej samym końcu. Następnie widzę nasze boisko, na którym wspólnie z chłopakami grywam w piłkę. Znajduję się już na głównym chodniku prowadzącym do centrum, kiedy mijają mnie dwie kaczuszki. Są przesłodkie i zapewne przywędrowały tutaj z pobliskiego stawu znajdującego się kilkaset metrów stąd. Nierzadko miewamy w Białym Borze takich małych gości. Miejscowość, w której mieszkam jest bardzo mała, ale ma w sobie wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba. Przydrożne sklepiki są na wyciągnięcie ręki, a i do szkoły nie mam zbyt daleko. Mieścinkę otaczają lasy z pięknymi widokami i ścieżkami rowerowymi. W wielu miejscach można się natknąć na sarenkę, zająca, wiewiórki czy rodzinkę dzikich łabędzi. W okolicy panuje spokój i cisza oraz ludzie są w większości bardzo życzliwi. Znam tutaj niemal każdego i każdy zna mnie. Normalne! Od urodzenia zdążyłam przywyknąć do małomiasteczkowych klimatów i nie zamieniłabym ich na żadne inne.
Przed parkiem znajduje się budynek gminy oraz pozostałe urzędy publiczne. Przebiegając tamtędy wypatruję wiewiórek, które często tutaj spotykam. Na placu zabaw już króluje gromadka dzieci, a do skateparku zbliża się kilka osób, do których macham, ponieważ są to koledzy ze szkoły.
Zostawiając park w tyle, skręcam w prawo. Nieustannie biegnę po krętym chodniku, który już za chwilę ma się skończyć. Krzyczę "dzień dobry" do miłej sprzedawczyni, uśmiechającej się do mnie i powoli żegnam się z zabudowaniami. Teraz mijam jedynie pojedyncze domy. Znajduję się na skraju lasu, kiedy zauważam pojawiający się na horyzoncie traktor. Muszę zbiec nieco na pobocze, aby się z nim nie zetknąć, lecz gdy jest już bardzo blisko, widzę gest machania ręką. Uśmiecham się odruchowo, mimo że nie znam gościa. Śmieję się sama do siebie i biegnę dalej. Przede mną jeszcze co najmniej pięć kilometrów. Oddycham pełną piersią i słucham koncertu ptasich śpiewów. Przez dłuższą chwilę nie mija mnie żadne auto. Świergot drozdów i kosów nie przeszkadza mi również w mobilizowaniu się do biegu szybką muzyką. Czuję się wspaniale, gdy otacza mnie przyroda. Jestem tylko ja i las. Istny raj dla duszy i ciała. To właśnie tutaj czuję się jak u siebie.
***
Tego poranka jak zwykle budzi mnie płacz rocznej zaledwie siostrzyczki. Zakrywam głowę poduszką i próbuję nie zwracać uwagi na hałas, ale marne są moje szanse na sen. Spoglądam na zegarek, a ten wskazuje 8.30. Jest sobota, więc chciałbym się wyspać, lecz ten cel jest ostatnio niewykonalny.
Siadam na łóżku i nadsłuchuję. Przez chwilę wydaje mi się, że Marysia się uspokoiła i nawet nie wiem, kiedy przysypiam. Nagle ponownie słyszę krzyk niemowlaka. Kiedy to się skończy? Zrywam się na równe nogi i czmycham do łazienki, starając się nie zostać zauważonym. Na szczęście udaje mi się po cichu wrócić do pokoju, a kiedy przechodzę koło okna, na którym roleta jest lekko podsunięta do góry, widzę poruszającą się w oddali znaną mi postać. Gdzieś na horyzoncie biegnie Aniela. Mimo że ma na głowie czapkę, jej długie rude włosy wydostają się spod niej i falują na wietrze. Oczywiście ma na sobie obcisły strój sportowy podkreślający zgrabną sylwetkę, a w uszach słuchawki.
Z każdą sekundą jest coraz bliżej. Nie mogę, rzecz jasna, pozwolić na to, żeby mnie dostrzegła, więc chowam się za firanką. O której musiała wstać, aby wybiec tak wcześnie? U mnie by to nie uszło. Codziennie walczę o każdą minutę snu, a ona zrywa się z własnej woli. Nie znam żadnej dziewczyny podobnej do niej, ponieważ ona jest unikatowa. Wyjątkowa kumpela będąca dla mnie jak siostra i bratnia dusza, a przede wszystkim miłośniczka sportu. Ona to musi bardzo lubić, ponieważ nie wiadomo mi o jakichś kompleksach, których chciałaby pozbyć się poprzez taki trening. No może kiedyś coś wspominała o wystających wałeczkach, ale ja tam niczego nie widzę!
Nie wiadomo kiedy do pokoju wchodzi rozzłoszczona matka.
-A ty nie słyszysz, co się do ciebie mówi, do licha?- krzyczy z niewiadomego powodu.
-Nie?- wzruszam ramionami -A o co ci znowu chodzi?- pytam spokojnie.
-Potrafisz tylko spać, srać i pierdzieć w stołek!
-Co, proszę?!- prycham kpiąco. Jak zwykle tylko pochopne oskarżenia, bez żadnych argumentów.
-Zrobiłbyś coś w końcu w domu... Mańka ryczy dzisiaj jak opętana...
-Zdążyłem usłyszeć...
-Nie przerywaj mi, kiedy mówię!- matka jeszcze bardziej się bulwersuje -Wszędzie smród i brud, a tobie się nie chce tego leniwego tyłka nigdzie ruszyć!
-Dowiem się w końcu, co zrobiłem nie tak?- wkurza mnie już ta wymiana zdań.
-Dziecko, weź się do roboty! Cała chałupa do sprzątania, a ja Manię muszę wykąpać i tyle roboty jeszcze...
-Ja cię o siostrzyczkę nie prosiłem- mówię dosyć lekceważąco, ale na tyle złośliwie, aby dobić kobietę.
-Nie twoja w tym głowa. Zejdź mi z oczu i przestań pyskować, smarkaczu!
Po czym wychodzi, intensywnie trzaskając drzwiami z płaczącą Maryśką na rękach,a ja jak zwykle nie mam nic do gadania i myślę jedynie o tym, że mam wszystkiego dość!
***
Dzięki Wam wielkie! Oto kolejny rozdział ukazujący przeszłość bohaterów, który warty jest poświęconej uwagi. Obiecuję, że wrażeń nie będzie brakowało ;)
CZYTASZ
Kiedyś mnie znajdziesz
Roman pour AdolescentsDwójka młodych ludzi, którzy są zupełnie różni, lecz coś ich łączy. Potrzeba jednak tragicznych sytuacji życiowych, aby w tym zwariowanym świecie odnaleźli siebie. To opowieść o miłości i przyjaźni dla osób,które oczekują wielu wzruszeń i poszukują...