Rozdział 5

1.9K 75 27
                                    

     Po nocnej wizycie Thorina długo nie mogłam zasnąć. Pomimo, iż przyszedł tylko przeprosić, zdawało się, że powietrze wokół nas mocno wtedy zgęstniało. Pomiędzy  nami wyczuwalna była pewna nić, którą nie do końca mogłabym w stanie opisać. Sposób, w jaki na mnie patrzył...Nie, nie mogę teraz o tym myśleć - skarciłam się w duchu - Co taki książę krasnoludów, Król Spod Góry, mógłby do mnie czuć? Do wygnanej, gardzonej przez wszystkich córki króla elfów?

                                                                                                 ***

     Następnego ranka bardzo wcześnie wyjechaliśmy ze stolicy elfów. Gandalf zdążył mnie tylko zapoznać z resztą krasnoludów i sam udał się na bardzo ważną naradę. Niestety, czarodziej musiał nas opuścić. Byliśmy zdani tylko na siebie.

     Ruszyliśmy w stronę Gór Mglistych, mając nadzieję na uniknięcie bliższych kontaktów z goblinami. Bilbo bardzo mnie polubił : w czasie wędrówki nie opuszczał mnie ani na krok. Opowiadał mi o Shire, o jego norce oraz o często denerwujących go sąsiadach. 

Jednak gdy tylko dotarliśmy do skalistej grani, rozpętało się prawdziwe piekło. Podążaliśmy gęsiego wzdłuż ogromnej przepaści, kiedy nagle piorun trafił w skalną półkę tuż nad nami. Na szczęście nikomu z nas nic się nie stało, lecz było o mały włos od nieszczęścia. Nie mogliśmy się zatrzymywać, musieliśmy ruszyć dalej, modląc się o choć najmniejszą jaskinię. 

     Wkrótce jednak to nie burza miała okazać się naszym największym wrogiem, a bitwa dwóch kamiennych olbrzymów. Stwory wyrywały kamienne odłamy i rzucały je w siebie nawzajem. Widok mroził krew w żyłach.

-Za mną! Nie zatrzymywać się i trzymać się razem! - zagrzmiał Thorin, usiłując przekrzyczeć szalejącą burzę

Po chwili odszukał w mroku moją dłoń i ścisnął mocno.

-Teraz to ja postaram się ocalić ci życie - dodał tak, by nikt prócz nas tego nie usłyszał

     Nagle jeden z olbrzymów rzucił w naszą stronę głaz, który rozbił skałę pod moimi stopami w drobny mak. Krzyknęłam głośno, czując, jak moje ciało bezwładnie spadało w dół. Zamknęłam oczy, w myślach żegnając się z moim bratem, jednak nie spadłam w dół. Wisiałam nad przepaścią. Zaskoczona otworzyłam oczy.

-Pomóżcie mi! Sam nie dam rady jej wciągnąć! - krzyknął Thorin, który ze wszystkich sił trzymał mnie za rękę

Reszta rzuciła się w jego stronę, a po chwili byłam już nad przepaścią. Byłam tak śmiertelnie przerażona, że nie mogłam oddychać. Przed oczami wirowały mi kolorowe plamki, a głosy kompanii dochodziły do mnie jak zza mgły. Pragnęłam jedynie zasnąć i zapomnieć o tamtej sytuacji.

     Po chwili poczułam, jak ktoś podniósł mnie ze skalnego szlaku i mocno przycisnął do piersi. Nie obchodziło mnie, kto to zrobił. Nie miałam siły otworzyć oczu. Zamiast tego wtuliłam twarz w pierś mojego wybawiciela i zasnęłam.

                                                                                     ***

     Obudziły mnie przyciszone głosy dwójki krasnoludów. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam wnętrze jaskini oświetlone nikłym blaskiem ogniska. Wszyscy spali. Wszyscy, oprócz Killiego i Thorina.

-Wujku, to, co dzisiaj zrobiłeś, było niesamowite - ekscytował się półgłosem Killi - Myślałem, że Lyanna spadnie w dół...

-Zrobiłem to, co należało. Na moim miejscu postąpiłbyś tak samo - dokończył za niego Thorin

You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz