Rozdział 21

1K 44 4
                                    

     Po dotarciu na brzeg, wszyscy byliśmy już całkowicie przemoczeni i wyczerpani. Po śmierci Smauga całe jezioro spowiła mroczna i przerażająca aura ; powietrze nasączone było oparami spalonych ciał, a noc ogarnęła nieprzenikniona ciemność. Jeszcze kiedy płynęliśmy łodzią, żaden z nas nie zamienił ze sobą ani słowa.

     Niestety, ocalonych było niewiele. Matki z żalem i desperacją szukały swoich rodzin, a mnóstwo dzieci siedziało na kamienistym brzegu i łkały. Tilda natychmiast wyskoczyła z łodzi w poszukiwaniu ojca, nie byłam w stanie jej powstrzymać. Wątpiłam, by Bard i Bain przeżyli. Nagle Tilda krzyknęła głośno i zniknęła wśród garstki ludzi. Zaintrygowana ruszyłam w ślad za dziewczynką, a wraz ze mną starsza córka Barda, Sigrid. Na widok Barda tulącego do piersi Tildę i Baina, ciężki kamień spadł mi z serca. Sigrid rzuciła się na szyję ojca, a ja tylko stałam i ze wzruszeniem oglądałam tę scenę. Tak bardzo chciałabym teraz znaleźć się w ramionach Thorina, móc spojrzeć w jego błękitne oczy, zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło... Jak najszybciej musiałam udać się z krasnoludami do Ereboru.

     Nie chcąc przeszkadzać Bardowi i jego dzieciom, zawróciłam w kierunku łodzi. Nagle jednak moją uwagę przykuł samotny jeździec, pędzący na złamanie karku wzdłuż brzegu. Moje serce gwałtownie przyspieszyło, gdy dojrzałam jasne jak srebro włosy przybysza. Legolas! Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłam mu na spotkanie, po drodze wpadając na kilku ludzi. Gdy tylko mój brat zeskoczył na piasek, rzuciłam mu się na szyję.

- Lyanna, żyjesz! - wyszeptał łamiącym się głosem i mocno przycisnął mnie do piersi. Krzyknęłam cicho, gdy podniósł mnie do góry.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, a w mojej głowie kłębiło się tysiąc pytań

- Chciałabym zadać ci to samo pytanie, Legolasie - Wtem za moimi plecami rozległ się głos Taurieli.

Od razu dostrzegłam zmianę na twarzy brata ; jego oczy roziskrzyły się, a  prawy kącik ust nieznacznie się podniósł.

- Przyjechałem tu z rozkazu ojca. Pragnie, byśmy wyruszyli do Gundabadu. Podobno orkowie tworzą nowe oddziały, tym samym szykując się na wojnę - oznajmił, przenosząc wzrok na mnie - Lyanno, proszę, wyrusz z nami. Tak dawno ciebie nie widziałem...

W tym samym momencie krasnoludy z powrotem wpłynęli łodziom do jeziora, a sami wyglądali na nieco zdenerwowanych.

- Legolasie, jej miejsce jest z krasnoludami. Wraz z nimi z całą pewnością będzie szczęśliwsza - odpowiedziała mu Tauriel, a następnie przytuliła mnie - Legolas jest niezwykłym szczęściarzem, że ma tak wspaniałą siostrę jak ty. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy - wyszeptała mi we włosy i wypuściła z ramion

- Na pewno tego chcesz? - W oczach Legolasa pojawiły się łzy, a we mnie natychmiast zakiełkowało poczucie winy. - Moglibyśmy razem podróżować, rozmawiać...

- Pozwól jej samej zadecydować o tym, czego najbardziej chce - Nagle do rozmowy wtrącił się Kili, który stanął pomiędzy mną a moim bratem. - Obawiam się, że teraz w jej życiu pojawiła się ważniejsza osoba niż ty...

- Kili, nie mów tak! - warknęłam i podeszłam do brata, wymijając krasnoluda - Musisz wiedzieć, że to dla mnie potwornie trudna decyzja, naprawdę. Kocham cię, ale muszę wrócić do Thorina....Wiem, że to uczucie według ciebie nie ma sensu, ale...Ale ja go kocham i... - zaczęłam się jąkać

- Nie musisz mi się tłumaczyć, siostrzyczko. Jeżeli ty go kochasz, ja nie mam nic przeciwko temu. Na pewno wkrótce znów się spotkamy - Pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się blado. - A teraz dołącz do swojego krasnoludzkiego ochroniarza.

Z bólem serca zawróciłam w kierunku łodzi, usiłując ze wszystkich sił powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Od zawsze nienawidziłam pożegnań.

- Lyanno, zaczekaj! - Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Tildy. - Chyba nie chciałaś odejść bez pożegnania?

Na widok roześmianej twarzyczki dziewczynki uśmiechnęłam się szeroko i rozłożyłam ręce.  Czy już wspominałam, że pożegnania nie były moją mocną stroną?

                                                                                         ***

     Na widok Ereboru zaparło mi dech w piersiach. Królestwo krasnoludów wyglądało tak potężnie i majestatycznie... Nigdy bym nie przypuszczała, że moja stopa stanie na tak odległych zakątkach Śródziemia. 

     Tymczasem w biegu przekroczyłam próg Ereboru, by zaraz potem wpaść w ramiona pozostałych członów kompani. Przeżyli! Gdy tylko w oddali dojrzałam Bilba, porwałam go w objęcia. Nie było końca łzom wzruszenia czy długich, pełnych napięcia opowieściom. Ja jednak długo nie byłam w stanie powstrzymywać napięcia i niepewności, które towarzyszyły mi już od samego przekroczenia Ereboru.

- A gdzie Thorin? - wyrzuciłam z siebie niepewnie, spoglądając po twarzach krasnoludów

Na moje pytanie większość z nich posmutniała i spuściła głowy. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.

- Cóż, nasz Król Spod Góry...zachorował - wydusił z siebie ledwo słyszalnym tonem Balin - Złoto i chciwość całkowicie ogarnęły jego umysł, zatruwając go smoczą chorobą. Nie śpi, nie je, nie rozmawia z nami. Całe dnie spędza wśród klejnotów, nie dbając o nic.

- Mogę go zobaczyć? Proszę? - zdołałam wyszeptać, a moje serce ponownie wypełniło strach i smutek.

Balin tylko skinął głową i ruszył dalej korytarzem. Podążyłam za nim, zostawiając za sobą resztę.

     Po chwili moim oczom ukazał się gigantyczny skarbiec, który wręcz tonął w bogactwach i kosztownościach. Cała sala była wypełniona aż po brzegi złotem, klejnotami, bogato zdobionymi naczyniami i innymi cudownymi rzeczami. Pośrodku tego bogactwa stał Thorin, który w dłoni trzymał złoty puchar. Zdawało się, że nawet nie zauważył naszego przyjścia. Wpatrywał się wręcz z nabożną czcią w naczynie i szeptał coś do niego.

-O nie... - Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, a po moim policzku spłynęła samotna łza.

You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz